Fenomen „reprezentacji” Kataru. Tutaj pieniądze znaczą wszystko

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Zarko Markovic dawniej reprezentował Czarnogórę, dzisiaj gra dla Kataru/ fot. PAP/EPA/Guillaume Horcajuelo
Zarko Markovic dawniej reprezentował Czarnogórę, dzisiaj gra dla Kataru/ fot. PAP/EPA/Guillaume Horcajuelo

Arabska federacja próbowała kupić nawet byłego reprezentanta Polski Marcina Lijewskiego. Ale „Lijek” zdecydowanie odmówił.

W piłce ręcznej dominuje Stary Kontynent. Dopiero po raz trzeci w historii mistrzostw świata zdarzyło się, że do półfinału awansowała drużyna spoza Europy. Po raz pierwszy jest to zespół azjatycki, czyli Katar. Gdyby ktoś nie znał kontekstu, to mógłby sądzić, że wyczyn Katarczyków to piękny przykład tego, że w sporcie wszystko jest możliwe…

Tymczasem prawda jest zupełnie inna. Reprezentacja, a może lepiej napisać „reprezentacja” Kataru to zaprzeczenie ideałów romantycznej sportowej rywalizacji, w której liczą się serce, technika, poświęcenie. Po pierwsze, mistrzostwa świata odbywają się w Katarze, gdzie nie tylko ściany pomagają gospodarzom. Bezpośredni rywale Katarczyków w fazie play off – Austriacy i Niemcy – głośno mówili po meczach o stronniczym sędziowaniu, które pomagało gospodarzom przejść do następnej rundy. Ale to tylko część wątpliwości, które towarzyszą grze Katarczyków.

Jak nazywają się najważniejsi gracze reprezentacji Kataru? Stojanovic, Saric, Markovic. Vidal, Capote, Roine. Niestety, to nie są typowe katarskie nazwiska… Ponad dwie trzecie składu gospodarzy to gracze nie mający nic wspólnego z Katarem. Najpewniej żaden z nich nie jest nawet w stanie rozmawiać tym samym językiem co działacze, którzy załatwiali im katarskie obywatelstwo. Tamtejsza federacja piłki ręcznej, podobnie jak wcześniej włodarze podnoszenia ciężarów czy lekkiej atletyki - mając za nic ducha sportowej rywalizacji - po prostu kupiła reprezentantów innych krajów by zbudować własną „drużynę narodową”. Podobno w grę wchodziły kwoty sięgające pół miliona euro. Owszem, to nie jest działanie niezgodne z przepisami, ale absolutnie niezgodne z ideą sportu.

W całej tej sprawie jest także polski akcent. Katarczycy próbowali również skaperować – bezskutecznie - byłego reprezentanta Polski Marcina Lijewskiego.

Jakiś człowiek do mnie zadzwonił, gadał łamaną angielszczyzną. Ja tego w ogóle nie traktowałem poważnie i temat od razu uciąłem. Nie każdy ma sztywny kręgosłup moralny. Tutaj jest kwestia priorytetów. Ja nikogo nie osądzam, ale nie mogę sobie wyobrazić gry dla innego kraju

—powiedział w wywiadzie dla Press Fokus/x-news Marcin Lijewski.

Inni jednak połaszczyli się na katarskie petrodolary i dzisiaj grają dla reprezentacji Kataru. Taka sytuacja wzbudza spore i uzasadnione wątpliwości reprezentantów innych drużyn.

Myślę, że nie na tym polega sens mistrzostw świata

— stwierdził po meczu 1/8 finału bramkarz austriackiej drużyny Thomas Bauer.

Sama zmiana barw narodowych nie jest w piłce ręcznej niczym wyjątkowym. Przepisy pozwalają na grę dla różnych reprezentacji, przy zachowaniu odpowiednich procedur. Przykładem może być chociażby były trener reprezentacji Polski Bogdan Wenta, który po grze w biało-czerwonych barwach reprezentował Niemcy. Jest i przypadek odwrotny: grający obecnie w naszej kadrze Andrzej Rojewski ma za sobą debiut w drużynie narodowej Niemiec. To są jednak jednostkowe historie, mające uzasadnienie rodzinne.

Casus Kataru jest wyjątkowy, bo zastosowano go na skalę wręcz przemysłową, co jest ewidentnym wypaczeniem idei sportowej rywalizacji na poziomie międzynarodowym.

Cóż, przed meczem Katar – Polska wypada przypomnieć po raz kolejny rozpowszechniany w Internecie tekst: wygramy, bo oni mają pieniądze, a my mamy „Kasę”! Jeśli ktoś nie śledzi mistrzostw na bieżąco tłumaczymy – „Kasa” to nasz fantastyczny bramkarz Sławomir Szmal, który od zawsze reprezentuje wyłącznie biało-czerwone barwy.

Maciej Muzyczuk

Dzisiaj od godziny 16.30 relacja na żywo z meczu Katar - Polska!

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych