Małysz o Dakarze:"Czekaliśmy bardzo długo na pomoc, nie mieliśmy wody, bo wszystko spłonęło"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot.youtube.pl
Fot.youtube.pl

Adam Małysz krytykuje organizatorów Rajdu Dakar. Były skoczek narciarski czuje niedosyt, bo jego auto spłonęło i nie dojechał do mety, ale ma też ogromne pretensje do organizatorów. Mówi wprost, że na trasie rajdy było niebezpiecznie.

Płaci się cholerne pieniądze, żeby wystartować, i jak do tej pory byłem przekonany, że organizator zapewnia wszelką pomoc i bezpieczeństwo, ale patrząc po tej sytuacji, to już taki pewny tego nie jestem

—mówił Małysz w rozmowie z TVN24.

Tuż przed metą drugiego etapu Dakaru samochód Małysz spłonął. Nikomu na szczęście nic się nie stało.

W pewnym momencie usłyszeliśmy dosyć mocny strzał z tyłu. Jak zjechaliśmy na bok i uwolniliśmy się z pasów, nad naszymi głowami był już pożar na dwa metry do góry. Próbowaliśmy odpalić system gaśniczy, ale system gaśniczy przy takim pożarze nie ma już nic do roboty. Obserwowaliśmy z odległości kilkudziesięciu metrów, jak nasz samochód płonie

—opowiadał o wypadku i przyznał, że nie pamięta tak wyczerpującego etapu jak właśnie ten:

Mijaliśmy mnóstwo quadów i mnóstwo motocykli, które gdzieś tam na boku stały, nie dawały sobie rady. Zawodnicy siedzieli przy motorach i odpoczywali, także to był naprawdę bardzo ciężki odcinek.

Adam Małysz odniósł się również do śmierci polskiego motocyklisty Michała Hernika.

Zawodnicy, którzy jadą w rajdzie, nie chcą dopuszczać nawet takich sytuacji do siebie ze względu na to, że jest to bardzo duże obciążenie i na pewno każdego to bardzo boli, i każdy zastanawiał się, jak mogło do tego dojść. Ten, kto nigdy nie był na Dakarze, nie wie, jak de facto tutaj jest. Wielokrotnie ktoś tutaj sobie myśli: ten dał radę, to ja nie dam rady? To nie jest bułka z masłem, to jest naprawdę bardzo ciężki rajd

—komentował i przyznał, że ma pretensję do organizatorów, że narazili wszystkich na niebezpieczeństwo pozwalając ścigać się w takim skwarze.

Po raz kolejny, chyba to jest drugi raz z rzędu, organizator funduje w drugi dzień rajdu tak potężny wysiłek, że wielu z tych zawodników odpada i nie kontynuuje. Zastanawiamy się, czy to nie jest czasem specjalnie robione, żeby jak najwięcej zawodników odpadło, żeby organizatorzy mieli jakby mniej kłopotów

—mówił krytycznie Małysz.

U nas też była taka sytuacja. Czekaliśmy bardzo długo na pomoc, nie mieliśmy wody, bo wszystko spłonęło. Przy temperaturze prawie 50 stopni myślę, że też mogliśmy tam wręcz zostać na zawsze. O tyle dobrze, że znaleźliśmy w pobliżu lokalnych kibiców i oni mieli przy sobie wodę, którą nam dali. Później przyleciał helikopter, telewizja. Przylecieli, nakręcili, nie mogli nas zabrać, bo nie mieli miejsca na pokładzie. Tej wody mieli tam niewiele, którą nam zostawili, to tak było na dwa łyki i dalej czekaliśmy, później przyleciał kolejny helikopter, zrobił tylko okrążenie nad nami i poleciał dalej

—mówił Małysz.

ann/tvn24.pl

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych