Rozstawiony z numerem 14. Marin Cilic pokonał Japończyka Kei Nishikoriego (10.) 6:3, 6:3, 6:3 w finale turnieju tenisowego US Open. Niespełna 26-letni Chorwat nigdy wcześniej nie wywalczył tytułu ani w Nowym Jorku, ani w żadnej innej imprezie wielkoszlemowej.
Zarówno 12. w rankingu ATP Cilic, jak i będący ósmą rakietą świata Nishikori po raz pierwszy mieli okazję wystąpić w decydującym pojedynku turnieju tej rangi. Po obu tenisistach na początku widać było związaną z tym tremę, ale szybciej uporał się z nią Chorwat, który przełamał podanie rywala w szóstym gemie. Młodszy o rok Japończyk zbyt często posyłał piłkę na aut lub w siatkę, by stanowić poważniejsze zagrożenie dla rywala. Niżej notowany z zawodników z kolei imponował spokojem i precyzją uderzenia. Pod koniec pierwszej partii Azjata tylko bezradnie rozkładał ręce.
W drugiej odsłonie Japończyk dwukrotnie miał okazję na „breaka” - w czwartym gemie prowadził 40:15, ale Cilic zdołał wyjść z tej sytuacji obronną ręką; zaś przy stanie 5:2 dla Chorwata ten po raz kolejny odrobił straty, ale tym razem gema zapisał na swoim koncie Nishikori. W całej partii zdecydowanie lepszy był jednak jego przeciwnik, który w ostatniej akcji tego seta posłał piłkę po prostej w sam róg kortu.
Pochodzący z Shimane Azjata większy opór zaczął stawiać na początku następnej odsłony, ale mierzący 198 cm wzrostu Cilic objął jednak prowadzenie 4:1. Niższy o 20 cm rywal nie rezygnował z walki, w ósmym gemie był bliski zmniejszenia strat na 3:4, ale po raz kolejny lepszy był Chorwat, któremu czasem sprzyjało też szczęście (w jednej z akcji piłka po jego zagraniu otarła się o siatkę, co zmieniło jej lot i znacząco utrudniło zadanie przeciwnikowi). Wówczas chyba poczuł, że zwycięstwo ma już na wyciągnięcie ręki - wydał bowiem z siebie przeciągły wrzask.
Gdy prowadził już 5:3, sparaliżowały go jednak nerwy. W całym spotkaniu jego wielkim atutem był serwis - zanotował 17 asów (przy dwóch rywala), a w ostatnim gemie zepsuł aż trzy podania z rzędu. Po chwili opanował jednak stres i doprowadził mecz do końca. Po ostatniej akcji trwającego prawie dwie godziny spotkania położył się na korcie, nie mogąc uwierzyć we własny sukces. Później ruszył na trybuny, by uściskać bliskich i sztab trenerski. Następnie zaś usiadł na krzesełku i przyjmował gratulacje przez telefon.
Był to ósmy pojedynek tych tenisistów i dopiero trzeci raz lepszy okazał się zawodnik pochodzący z Medziugorie.
Poprzednim Chorwatem, który wygrał turniej zaliczany do Wielkiego Szlema był obecny trener Cilica Goran Ivanisevic, zwycięzca Wimbledonu z 2001 roku (w Nowym Jorku zaś żaden innych tenisista z tego kraju poza Cilicem nie świętował triumfu). Nishikori zaś jest nie tylko pierwszym Japończykiem, ale i Azjatą, który wystąpił w finale zawodów tej rangi. Jego szkoleniowcem jest z kolei słynny przed laty Amerykanin Michael Chang.
Poniedziałkowy triumfator wcześniej w Wielkim Szlemie mógł się pochwalić dotarciem do półfinału Australian Open dwa lata temu. W tej samej edycji zmagań w Melbourne niespełna 25-letni Japończyk znalazł się w „ósemce”, co było dotychczas jego najlepszym wynikiem w imprezie tej rangi.
Obaj zszokowali tenisowy świat, eliminując w półfinałach faworytów. Cilic pokonał Szwajcara Rogera Federera, turniejową „dwójkę”, a Nishikori wygrał z najwyżej rozstawionym Serbem Novakiem Djokovicem, finalistą czterech poprzednich edycji US Open.
Poprzednio w finale Wielkiego Szlema choćby jednego tenisisty z „Wielkiej Czwórki” (Federer, Djokovic, Brytyjczyk Andy Murray i Hiszpan Rafael Nadal) zabrakło dziewięć lat temu. Wówczas w styczniowym Australian Open triumfował Rosjanin Marat Safin, który pokonał przedstawiciela gospodarzy Lleytona Hewitta. W ostatnich 40 odsłonach turniejów tej rangi tylko czterokrotnie triumfował ktoś spoza wymienionego wyżej grona czterech zawodników (dwa takie przypadki miały miejsce w tym roku, w styczniu Australian Open wygrał Szwajcar Stan Wawrinka).
Z kolei w 2005 roku również - tyle że podczas majowego French Open - w decydującym spotkaniu zmierzyło się dwóch zawodników, dla których był to pierwszy występ w decydującym spotkaniu Wielkiego Szlema. W Paryżu dziewięć lat temu Nadal wygrał z Argentyńczykiem Mariano Puertą.
Cilic został w poniedziałek 13. tenisistą, który swój pierwszy tytuł wielkoszlemowy zdobył właśnie w Nowym Jorku. Miał on dodatkową motywację, by udowodnić swoją wartość w tym turnieju. Ubiegłoroczną edycję opuścił ze względu na dyskwalifikację (karę z dziewięciu miesięcy zmniejszono na cztery). Nałożono ją na niego za stosowanie niedozwolonego niketamidu, substancji psychoaktywnej o działaniu stymulującym.
Zwycięzca turnieju otrzyma nagrodę w wysokości 3 mln dol., a przegrany blisko o połowę mniejszą.
MG/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/212923-zwyciezca-us-open-nigdy-wczesniej-nie-wywalczyl-tytulu-w-zadnej-imprezie-wielkoszlemowej