Zdobyła brązowy medal na ostatnich Mistrzostwach Polski, które obyły się 30 lipca w Szczecinie. Wcześnie uzyskała minimum kwalifikacyjne na Mistrzostwa Europy w Zurychu (10.08-18.08).
Na zawody jednak nie pojedzie. Związek skreślił ją z listy zawodników, którzy będą reprezentować Polskę na mistrzostwach.
Mimo setki telefonów do PZLA, odwołań i wysłanych pism, nie otrzymałam żadnej konkretnej odpowiedzi, na pytanie dlaczego zostałam wykluczona z reprezentacji Polski na Mistrzostwa Europy. Spełniłam przecież wszystkie warunki, ustalone zresztą przez tych ludzi, którzy mnie wykreślili
— pisze w liście do dziennikarzy Katarzyna Burghardt.
W 2013 roku pobiłam rekord Polski. Dokonałam tego na mityngu w Szwajcarii. Po powrocie do Polski okazało się, że wynik nie może zostać zaakceptowany, bo nie odbyła się kontrola antydopingowa. Uznałam to za absurd. Prosto z lotniska chciałam jechać do Warszawy na kontrolę. Poinformowano mnie, że od startu minęło 12 godzin i kontrola nie ma sensu, bo doping już „wyparował”
— dodaje chodziarka.
Już przy okazji Olimpiady w Londynie pani Katarzyna miała problemy ze swoim związkiem.
W 2012 roku spełniłam wszystkie warunki kwalifikacyjne do wyjazdu na Igrzyska Olimpijskie w Londynie. Minimum kwalifikacyjne osiągnęłam na mityngu w Szwajcarii, gdzie odbyła się też kontrola antydopingowa. Igrzyska oglądałam jednak przed telewizorem, wyjąc z bólu. Nie mogłam się pogodzić z tą decyzją.
Reprezentantka Polski jest załamana całą sytuacją. Twierdzi, że pomimo osiąganych dobrych wyników, nie może się rozwijać jako sportowiec i myśli o zakończeniu kariery. Twierdzi, że PZLA skandalicznie traktuje reprezentantów.
Być może decyzja PZLA oznacza dla mnie koniec kariery. Nie mam już sił. My, zawodnicy przez PZLA jesteśmy traktowani jak bydło, nie mamy tam żadnych praw
— pisze zrozpaczona Burghardt.
Sport ma w życiu pani Katarzyny wyjątkowego znaczenie. Reprezentowanie barw narodowych to dla nie powód do domu i ogromna odpowiedzialność, której stara się podołać. Na przeszkodzie stoją jej działacze Związku.
Sport to całe moje życie. Dostanie się do reprezentacji Polski było dla mnie spełnieniem marzeń. Kiedy pierwszy raz założyłam strój kadry narodowej, popłakałam się z dumy. Czułam, że mam do wykonania zadanie dla Polski. Myślałam, że działacze będą wspierać swoich zawodników. To przecież dzięki nam mają pracę!
Zostałam wychowana przez rodziców i dziadków. Rodzina przekazała mi bezcenny dar, dzięki któremu w życiu mogę się kierować takimi wartościami jak Bóg, Honor, Ojczyzna i Prawda. To w moim życiu najważniejsze.
W tej sprawie napisaliśmy do prezesa Związku Piotra Skuchy. Oto jego odpowiedź:
Pani Kasia była jedną z 4-ech zawodniczek, które uzyskały minimum olimpijskie. Regulamin w takiej sytuacji rozstrzygał, które 3 zawodniczki będą w reprezentacji olimpijskiej. Wynik Kasi z 2013 roku czeka na ratyfikację, ze względów formalnych. Przy rekordzie Polski wymagane jest badanie antydopingowe. Tego nie było.
Liczymy na to, że sprawa zostanie rozwiązana, a pani Katarzyna będzie nadal z dumą reprezentować barwy narodowe, a jej występy będą wciąż przynosić radość kibicom.
TK
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/208203-polska-chodziarka-jestesmy-tratkowani-jak-bydlo-zwiazek-zaprzecza
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.