Brazylia mogłaby z każdym przegrać, z Holandią, Włochami, Anglią, nawet z Argentyna i wieloma innymi reprezentacjami narodowymi, tylko nie z Niemcami.
I w takim rozmiarze. Poza Niemcami i złośliwym Maradoną oraz moim wnukiem (muszę uruchomić procedurę wydziedziczenia), zapłakał cały świat po klęsce Brazylii, która straciła siedem bramek, a strzeliła jedną w 90 minucie meczu.
Wtedy Niemcy grali już jak na sparingu z czwartorzędna ekipą z Bawarii czy Brandenburgii. Brazylijska ekipa, przekonała się na własnej skórze (tylko czemu tak boleśnie?!), jaką wartością w obronie jest Thiago Silwa, a dla całej drużyny Neymar.
W tym miejscu pokłóciłbym się trochę z Jose Mourinho. Obecny trener Chelsea Londyn twierdzi, że środkowy obrońca Silva jest dla drużyny cenniejszy od Neymara. Otóż Mourinho skupił się na wyjątkowych umiejętnościach i doświadczeniu Tiago Silvy, który pewnie nie dopuściłby do utraty pierwszej bramki, zdobytej przez Millera w dziecinnie łatwy sposób, która spętała nogi Brazylijczykom i wytworzyła mętlik w ich głowach. To było główną przyczyną uruchomienia bramkowego rogu obfitości, napełnianego z satysfakcją przez Niemców.
„Gra się tak, jak przeciwnik pozwala” – ta stara piłkarska zasada znalazła w tym meczu pełne potwierdzenie. Brazylia pozwalała Niemcom na wiele pod swoją bramką i w linii pomocy. Brak zagrożenia w tych formacjach ze strony Brazylii sprawiał, że piłka łatwością mogła być przez Niemców nieustannie pchana do przodu i mnożyć niebezpieczne sytuacje pod bramką Julio Cesara. Nacisk stal się jednak dlatego możliwy, że Brazylijczycy nie byli żadnym zagrożeniem dla bramki niemieckiej. Brak Neymara oznaczał, że obrońcy i pomocnicy niemieccy całą uwagę mogli poświęcić na precyzyjne dostarczanie piłek swoim partnerom z ataku. Nikt nie potrafił absorbować ich w takim stopniu jak robił to Neymar, bezwiednie pracując na rzecz całej drużyny.
Niemcy więc powinni być wdzięczni bandycie z kolumbijskiego kartelu „łamania kości”, niejakiemu Zuniga, który z premedytacją uderzył z ogromną siłą w plecy Neymara. Skacząc na plecy z ugiętą noga w kolanie, używając kolana jako tarana, złamał Neymarowi trzeci krąg lędźwiowy kręgosłupa. To zawsze będzie tylko bajdurzenie, czy z Neymarem i Silvą Brazylia pokonałaby by Niemców. Prawdopodobnie nie. Ale porażka nie byłaby tak druzgocąca. To raczej pewne.
Czy jest szansa, że Brazylia zdoła otrząsnąć się z szoku w sobotę w grze o trzecie miejsce? Bardzo bym im tego życzył. Aby nawiązali do Feniksa. Szczególnie, gdyby spotykali się z Holandią. Bo gdyby w sobotę mieli grać z Argentyną, moje serce rozerwane byłoby na dwie części.
Dziś o północy będzie już znany sobotni przeciwnik największego przegranego z czołowej czwórki tegorocznego Mundialu. A także rywal Niemców w niedzielnym finale. Gdybym powiedział, niech wygra lepszy, przywdziałbym szaty hipokryty i przestałbym być kibicem Argentyny, talentu Messiego i drużyny, która go wyniosła na szczyt piłkarskiego świata – Barcelony. Bo prawdziwy mężczyzna, może mieć w życiu kilka żon, ale tylko jedną drużynę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/204303-czy-brazylia-jeszcze-w-tym-mundialu-odrodzi-sie-ma-na-to-jak-feniks-trzy-dni
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.