Do tego, aby być dziennikarzem sportowym specjalizującym się w piłce nożnej trzeba mieć specjalne predyspozycje. To pewne.
Po raz kolejny potwierdziłem to podczas oglądania w telewizji meczów rozgrywanych na odbywających się właśnie Mistrzostwach Świata w piłce nożnej w Brazylii i słuchając naszych czołowych speców z tej dziedziny, prowadzących sprawozdania na żywo. Zrozumiałem przy okazji, dlaczego ja nie mógłbym sprawdzić się jako sprawozdawca.
Otóż dziennikarze sportowi do tego stopnia uwielbiają piłkę nożną i swoich idoli, którymi zajmują się na co dzień, piszą o nich, opowiadają, kręcą reportaże, robią z nimi wywiady, a przede wszystkim oglądają nieustannie ich grę, że tracą do nich dystans. Wchodzą z nimi w o wiele bliższe relacje niż na przykład robią to dziennikarze zajmujący się polityką. I stają się dla nich zbyt wyrozumiali.
Najgorsze, iż ta pobłażliwość rozciąga się również na grę nie fair, na dopuszczanie do brudnych, niebezpiecznych fauli. Jeszcze kilka lat temu głównym obiektem ataków boiskowych bandytów były nogi przeciwników. Kopanie po kostkach, piszczelach, goleniach unieszkodliwiało nie wiele minut, czasami na kilka meczów wspaniałych napastników. Między innymi Lionela Messiego czy w dawniejszych czasach, na początku lat 80 Diego Maradony, kiedy grał w Barcelonie.
Ujmując rzecz nieco ironicznie, można powiedzieć, że wraz ze wzrostem poziomu gry, również faule zaczęły obejmować coraz wyższe partie ciała zawodników. Od kilku lat zapanowała „moda” używania łokcia jako kija bejsbolowego, którym atakuje się głowę przeciwnika. Boiskowi brutale uderzają łokciem zarówno wtedy, gdy walka o piłkę toczy się „w parterze” jak i wówczas, gdy obydwaj zawodnicy są w powietrzu. W tym drugim przypadku faulujący łatwiej ukrywają swój zamiar sugerując, że uderzenie przeciwnika nastąpiło przypadkowo w wyniku instynktownego wyrzucenie ramion w górę podczas wyskoku.
W oczach niemal wszystkich dziennikarzy piłkarskich te brutalne zachowania zostały w pełni zaakceptowane i uznane jako jeden z normalnych sposobów walki o zwycięstwo. A kiedy już jeden z zawodników walnie łokciem przeciwnika na przykład w okolice ust, ten padnie na ziemię a dziąsła zaczną mocno krwawić, nasi dzielni sprawozdawcy często komentują: - „Dobrze, że sędzia nie wyciągnął żółtej kartki, bo była to typowa walka o górną piłkę, w której nie było śladu złej woli ani złośliwości. Dziś się tak po prostu gra”.
Pal sześć naszych dziennikarzy. Rzecz jednak w tym, że przyczyniają się do degradacji sportu, a tym samym swojego zawodu. Kiedyś areny sportowe były miejscem, na których walka była w pełni czystym i szlachetnym współzawodnictwem. Obecni dziennikarze sportowi przestali o to dbać. Czy to też ich jakoś kształtuje?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/200939-kiedys-areny-sportowe-byly-miejscem-na-ktorych-walka-byla-w-pelni-czystym-i-szlachetnym-wspolzawodnictwem-obecni-dziennikarze-sportowi-przestali-o-to-dbac
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.