Jakie to szczęście, że na Mistrzostwach Świata w Brazylii mecze nie są rozgrywane ok. godz. 15 czasu polskiego, bo dziś musiałyby zostać odwołane albo przełożone na późniejszą porę. W tym bowiem czasie swoją konferencję prasową zapowiedział nasz premier-piłkarz Donald Tusk. Wiadomo już, że kiedy zacznie konferencję cały świat wstrzyma oddech, mimo że nie będzie mówił o tym, na czym najlepiej się zna, czyli o harataniu w gałę. Ale temat konferencji jest atrakcyjny i wzbudza powszechne zainteresowanie. Premier ma odnieść się do nagrań, które kompromitują nie tylko rozmówców, ale rząd. Na pewno też powie, dlaczego dla niego jest to „przykra sprawa”.
A może premier zaskoczy nas jakąś atrakcyjną niespodzianką? Bo z konferencjami prasowymi jest jak z meczami piłki nożnej. Jeśli nie ma niespodzianek, to z zasady bywa raczej nudno. Taki właśnie był czwarty dzień mundialu. Wygrywali faworyci. Wprawdzie Szwajcarzy zrobili to dopiero w doliczonym czasie gry, ale w końcu strzeli upragnioną bramkę, pokonując Ekwador 2:1. W wieczornym meczu Francja bez większego wysiłku pokonała sympatyczną, nie mającą, niestety, żadnego szacunku do wrażliwego układu kostnego kończyn dolnych przeciwników, drużynę Hondurasu. Przegrana Hondurasu 3:0 to możliwie najniższa kara, jaką wymierzyli Francuzi egzotycznej drużynie z Ameryki Południowej. Głównym aktorem zwycięskiego teamu był super strzelec Karim Benzema, grający na co dzień w ekipie zdobywców tegorocznego Pucharu Europy, Realu Madryt. Po pierwszym meczu Benzema ma na koncie dwie strzelone bramki, choć tak naprawdę można mu było dopisać i trzecią. Po jego uderzeniu piłka odbiła się od wewnętrznej części słupka i leciała równolegle wzdłuż linii bramkowej w odległości od niej ok. 10 cm, ale bramkarz Hondurasu tak niefortunnie chciał ją zagarnąć, że odbiła się od jego dłoni i wpadła kilka centymetrów za linię bramkową. Sędzia uznał, że to gol samobójczy strzelony sobie przez bramkarza Hondurasu.
O północy Argentyna, według wielu fachowców, jedna z drużyn predestynowanych do wielkiego finału, zmierzyła się z Bośnią i Hercegowiną. Gwiazdą był mój ulubiony Lionel Messi. Był jednym z najbardziej aktywnych graczy Argentyny, ale przez długi czas nieskutecznym. Wszystkim wynagrodził wcześniejszą niedyspozycję akcją, która z pewnością będzie ozdobą tych Mistrzostw. Slalomem minął czterech obrońców Bośni i strzelił swoją złotą lewą nogą. Piłka odbiła się od dwóch słupków i wpadła do siatki. Tym sposobem Messi wyprowadził Argentynę na prowadzenie 2:0. Do czasu strzelenia tej bramki przez Messiego, jego drużyna grała ospale. W samej końcówce, kiedy miała największą przewagę, przez gapiostwo straciła niespodziewanie bramkę. Dla mnie jest ciągle jednym z faworytów do zwycięstwa.
Ciekaw jestem, czy dzisiejszy hit mundialu Niemcy-Portugalia, Donald Tusk będzie oglądał z całym rządem, w tym z ministrem Bartłomiejem Sienkiewiczem, czy już bez niego.
CZYTAJ TAKŻE: Mundial 2014: Tak kibice celebrują wielkie piłkarskie święto. ZOBACZ ZDJĘCIA!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/200847-czy-rzad-bedzie-ogladal-w-komplecie-dalsze-mecze-mundialu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.