Kompromitacja genderowców

fot.sxc.hu
fot.sxc.hu

Pod petycją do premiera Donalda Tuska popisało się ponad 90 pracowników naukowych. Domagają się wyjaśnienia stanowiska rządu wobec "kampanii przeciwko ideologii gender" oraz informacji, jak Polska wywiązuje się z unijnych zobowiązań do prowadzenia polityki równościowej.

Wśród autorów petycji można znaleźć słynnych genderowców, takich jak dr Kinga Dunin z "Krytyki Politycznej”, Kazimiera Szczuka z Gender Studies IBL PAN, dr Agnieszka Graff z Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Maria Janion z Instytutu Badań Literackich PAN, prof. Małgorzata Fuszara z Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Tomasz Polak z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, prof. Magdalena Środa z Uniwersytetu Warszawskiego oraz przedstawicieli instytucji typu Fundacja Gender Center i Kongres Kobiet. Autorzy listu w dość aroganckim tonie przestrzegali szefa rządu, że język kampanii przeciw głoszonej przez nich „nauce” nosi znamiona "mowy nienawiści". Jednocześnie wyraźnie pokazali swoje poczucie wyższości względem reszty społeczeństwa, które ich zdaniem należy oświecić. Oczywiście wbrew opinii tegoż społeczeństwa, bez pytania o zgodę, a najlepiej po cichu i po kryjomu. Petycja została opublikowana w internecie na stronie "petycje.pl".

Przedstawiciele nowomodnej ideologii nie przewidzieli, że gdy informacja o petycji dotrze do opinii publicznej, to dotrze tym samym do przeciwników gender. Tak też się stało. W ciągu jednego dnia początkowa przewaga głosów zwolenników zaczęła gwałtownie słabnąć. Genderowcom nie pomógł nawet fakt, że część przeciwników ideologii pomyłkowo wpisywała się "za", o czym świadczą dopisywane komentarze. Ostatecznie autor petycji złożył wniosek o usunięcie jej ze strony. Czyżby bał się kompletnej kompromitacji? Zapewne tak, gdyż w momencie usunięcia listu znajdowały się na niej 682 podpisy zwolenników ideologii (łącznie z tymi pomyłkowymi) i 1690 podpisów jej przeciwników.

Zupełnie nie dziwi mnie decyzja autora w obliczu takiej porażki. Jakaż byłaby kompromitacja, gdyby okazało się, że poza silną reprezentacją w parówkowych mediach i jedynej słusznej telewizji, gender nie ma zwolenników wśród polskiego społeczeństwa. A tylko taki wniosek można wyciągnąć z lawinowo rosnących podpisów pod rzeczoną petycją i decyzją o jej wycofaniu.

Obnażanie własnych absurdów trwa w najlepsze. Kolejnym niewypałem okazała się konferencja w Bydgoszczy. Organizatorzy: młodzieżówka Twojego Ruchu, SLD, Lambda oraz Nieformalna Grupa Inicjatyw zapowiedzieli, że udowodnią, że gender jest nauką a nie - jak twierdzi prawicowe środowisko- ideologią. Jak się jednak okazało, nic z ambitnych planów nie wyszło. Debata, według portalu "bydgoszcz24.pl", dowiodła raczej, że gender to nic innego jak feministyczna i lewicowa propaganda.

Debatę zdominowały dwie feministycznie nastawione działaczki i aktywistki społeczne i partyjne: Anna Wróblewska-Zawadzka z Nieformalnej Grupy Inicjatywnej oraz Anna Mackiewicz z SLD. Obie panie prześcigały się w formułowaniu równościowych haseł. Z tym, że Wróblewska-Zawadzka powoływała się na gender jako naukę o różnicach płci kulturowej, a Mackiewicz, mówiła, o dziwo (!) o panowaniu we współczesnej Europie ideologii gender. Radna SLD podkreślała, że **gender jest dziś uwzględniane we wszystkich poczynaniach Unii Europejskiej. Jest nieomal religią.

tak opisuje konferencję "bydgoszcz24.pl".

Gwóźdź do trumny wbił Karol Zamojski z WSG, który otwarcie przyznał, że gender jest ideologią. Przypuszczam, że na skutek silnych emocji przestał pilnować swoich słów i poszedł na żywioł. Natomiast zgromadzona publiczność, nie czekając na pozwolenie prowadzącej debatę, przerwała jednostronną rozmowę propagatorów. Pojawiły się głosy pełne krytyki, zamiast spodziewanych braw. Goście wymieniali się ulotkami, na których można znaleźć hasła świadczące o tym, że uczestnicy spotkania nie dali się przekonać zwolennikom gender i nie zgadzają się na wdrażanie tej ideologii:

NIE dla gender. NIE dla lewackiej propagandy. NIE dla deprawacji seksualnej i zboczeń.

Okazuje się, że "kołtuny" nie są tak ciemne, jak zakładali propagatorzy gender. Społeczeństwo jest na tyle uświadomione, że podjęło walkę ze szkodliwą ideologią, którą na siłę i wbrew nam wciskają się środowiska liberalno-lewicowe. Na nic się zdaje propaganda, performance Bratkowskiej i innych szalonych feministek oraz sympatyków LGBT. Nie da się zakrzyczeć społeczeństwa, dla którego wartości płynące z rodziny są ważniejsze od zrównywania ról płciowych. A nasza tolerancja kończy się tam, gdzie zaczyna się przymusowa indoktrynacja.

Katarzyna Kawlewska

Czytaj także: "List w obronie gender"

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.