W naszym domu jedyną osobą wykluczoną (lub prawie) ze świata Intenetu jestem ja. Jak to się stało? Według przysłowia: szewc bez butów chodzi. A raczej jego żona. W tym przypadku żona informatyka…
W naszym domu funkcjonują dwa komputery stacjonarne. Jeden w tzw. gabinecie i z założenia ma służyć celom naukowym. Zablokowane są na nim wszelkie strony typu Facebook lub gry. Jak do nauki, to do nauki. Mój mąż za swoją stanowczość (bo to on za tym stoi) spotyka się z falą krytyki i nieustannego narzekania.
A to koleżanka na "fejsie" miała przesłać zaległe lekcje (tak, tak!), a to nauczycielka opublikować tematy do dodatkowych prac. Wygląda na to, że "fejs" jest niezbędnym elementem kształcenia.
Drugi komputer stoi w pokoju dziennym - centrum naszego domu - i na nim można, w skromnym wymiarze, oddać się rozrywce. Jako, że tutaj znajduje się aneks kuchenny, w którym spędzam większość dnia, mam oko na delikwenta i jego działalność w Internecie. Tu też słychać głosy niezadowolenia: bo hałas za duży, bo czas dostępu za krótki, bo przeszkadza młodsze rodzeństwo, które domaga się bajek.
W ten sposób sprytnie zniechęcamy młodzież do tkwienia w świecie wirtualnym, w zamian proponując mycie naczyń lub czytanie książek. Chyba po mnie to mają, że wszyscy wybierają książki lub nagle przypominają sobie o konieczności nauki.
W domu jest jeszcze służbowy laptop męża (nieustannie zajęty przez niego) i laptop córki - studentki, zdobyty przez nią własną pracą, który jednak większą część dnia spędza na uczelni.
Wielka była moja radość, gdy po moich pierwszych próbach pisarskich dostałam używanego laptopa od znajomych córki. W końcu!
Zadowolona z życia uprawiałam na owym laptopie twórczość, mając również kartę przetargową w kontaktach z potomstwem, które łakomym okiem spoglądało na moje narzędzie pracy. Ile razy od niego odeszłam, tyle razy byłam osaczana pytaniem:
Mamo, mogę Twojego laptopa?
Co nieco "wyhandlowałam" za czas przy nim spędzony. Rozgrzeszałam się myślą, że są wakacje i mogę pozwolić dzieciom na troche więcej internetowego szaleństwa.
Niestety z wielkim żalem zawiadamiam, że laptop wydał ostatnie tchnienie. Twórczość zakończona, dzieło odesłałam do wydawcy, a urządzenie odmówiło współpracy. Czyżby nie udźwignęło geniuszu dzieła?
Teraz pozostało mi tylko przepychać się wraz z dziećmi przed wspólnym komputerem. Szanse mam niewielkie, pomiędzy karmieniami, praniem i gotowaniem. Ale jeszcze znajdę na to sposób!
CZYTAJ TEŻ:
Justyna Walczak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/79234-maz-dzieci-i-laptop
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.