Małżeńska kłótnia istnieje prawdopodobnie odkąd ludzie zawierają małżeństwa. Przecież trudno sobie wyobrazić żeby było inaczej, gdy dwie, bądź co bądź odrębne jednostki nagle zaczynają tworzyć jedność.
Nie ma chyba dwóch tak podobnych charakterów, by wyeliminować całkowicie konflikty. Są oczywiście charakterki bardziej lub mniej kłótliwe i pewnie od tego zależy częstotliwość i siła wymiany zdań.
Wszystko zależy również od temperamentu - jedni rzucają talerzami, inni z kamienną twarzą są w stanie przedstawiać swoje argumenty we flegmatycznym tempie. Kłócić można się na poziomie strzelając argumentami, ale można też zupełnie bez klasy rzucać inwektywy lub inne obraźliwe stwierdzenia. Niektórzy uważają, że bez odrobiny adrenaliny i pikanterii w postaci sprzeczki związki są nudne.
Wszyscy zgodnie pewnie też przyznają, że po burzy najprzyjemniejszy moment to pogodzenie się. Najlepiej kiedy obie strony idą na kompromis, a gdy opadną emocje można sobie wszystko wyjaśnić. Byle tylko w przypływie furii nie powiedzieć o jedno słowo za dużo, o jeden ton za wysoko. W afekcie podnosimy głos i zwykły konflikt przeradza się w nieprzyjemną bitwę na głosy, przy czym ze śpiewaniem ma to niewiele wspólnego.
Psychologowie twierdzą, że wyładowanie emocji powstałych w czasie konfliktu dwojga ludzi, na przykład małżeństwa, nie jest niczym złym. Oczyszcza atmosferę, czasem pozwala poruszyć sprawy, których byśmy nie chcieli poruszać nie będąc w stanie emocjonalnego pobudzenia. Ostateczna zgoda i pojednanie umacnia związek.
Najgorzej jednak gdy rodzina nie składa się tylko z dwojga dorosłych ludzi. Bo podczas gdy my rozładowujemy i rozwiązujemy głośno nasze problemy, dzieci na to patrzą i często nie rozumiejąc, co się dzieje, cierpią.
I oczywiście trzeba małemu człowiekowi pokazać też taką stronę ludzkiego życia, pokazać, że człowiek ma różne emocje a czasami kłótnia jest jedyną drogą rozwiązania konfliktu. Zawsze jednak trzeba podkreślić (jeśli dziecko już jest na tyle duże, że można z nim porozmawiać), że kłótnia jest między dwojgiem dorosłych i nie ma wpływu na relacje z dziećmi.
Dobrze też później, już po pogodzeniu się, uzmysłowić dzieciaczkowi, że pomimo kłótni rodzice nadal są razem i się kochają. Osobiście jestem zwolenniczką pracy nad swoim charakterem, aby kłótnie, mimo iście sycylijskiego charakteru, miały w miarę łagodny przebieg. Przyznaję, że jest to bardzo trudne i dużo pewnie musi upłynąć czasu, zanim utemperujemy zadziory mieszkające w naszych charakterach.
Warto się chyba jednak postarać właśnie dla swoich dzieci, żeby jak najmniej musiały brać udział bitwach swoich dorosłych, acz czasem nie do końca dojrzałych rodziców. Kłótnie jednak mimo naszych starań będą się zdarzały, nie uchronimy się od tego. Ważne żeby pokazać dzieciom, że warto się godzić, przebaczać, przepraszać i zapominać.
Ale jest jedna metoda, sprawdzona empirycznie, która lekko minimalizuje przykre skutki rodzinnych kłótni. Jest to jednak dość trudne w realizacji i wymaga zgodnej współpracy obojga kłócących się (co z założenia prawie się wyklucza). Ale warto spróbować. Mianowicie, gdy dochodzi do kłótni trzeba zacząć szeptać swoje kwestie. Gwarantuję, że szybko taka kłótnia mija, bo trudno jest szeptać w stanie wzburzenia. Czasem nawet to komicznie brzmi i wszystko kończy się gromkim wybuchem śmiechu. Szeptanie nie kojarzy się ze złymi emocjami (więc mniej przeżywają to dzieci), w naturalny sposób wycisza.
Także jeśli już musimy się czasem pokłócić, proszę spróbować zrobić to w ten sposób.
Zuzanna Czarnowska
tylkoczasem.blogspot.com
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/78878-klocmy-sie-szeptem