Poranny pośpiech, wyprawiam dzieci do szkoły i nagle w radiu słyszę o najnowszym raporcie dotyczącym nastrojów Polaków.
Wynika z niego, że jesteśmy zadowoleni ze swojego życia pod względem ekonomicznym (dobrze się nam powodzi) oraz że im zamożniejsza rodzina, tym rzadziej decyduje się na dziecko, nie mówiąc już o dwójce, lub trójce pociech.
Szczyt konsumpcjonizmu i bardzo typowe -
pomyślałam. Lecz wyobraźnia spłatała mi figla i do świadomości przedostało się najgłupsze pytanie świata -
a co by było gdyby...?
Wyobraziłam sobie więc, że nie posiadając dzieci byłabym prawdopodobnie u szczytu swojej kariery zawodowej, bijąc rekordy głównie w ilości czasu spędzonego w pracy, wygrywając po drodze skutecznie z konkurencją, poprzez absolutne oddanie zakładowi pracy.
Noce nie byłyby poszatkowane nieustannym wstawaniem do któregoś z dzieci, paznokcie malowałabym codziennie, do kina chodziłabym na prawie każdą premierę, uprawiałabym clubbing (zamiast ogródka z owockami), wyjazdy weekendowe do spa stałaby przede mną otworem, a długie nocne rozmowy przy winie mogłabym odsypiać do następnego popołudnia.
Miałabym też czas na chodzenie co dwa dni do fryzjera i obowiązkowo stylisty, pewnie miałabym lepszy samochód, ciuchy, kosmetyki... I wszystko byłoby takie cudowne, spokojne, eleganckie, wygodne, piękne, bezproblemowe i tak potwornie... puste.
Wróciłam szybko do rzeczywiści dzięki najmłodszemu synowi, który dał o sobie głośno znać, musiałam też uspokoić starszego, który po dłuższej nieobecności w przedszkolu (z powodu oczywiście choroby) zaczął na nowo trudny proces adaptacji. Przez łzy, co kilka sekund, informował mnie, że nie chce iść do przedszkola. Musiałam też natychmiast odpowiedzieć na niezwykle ważne i nie cierpiące zwłoki pytania najstarszej, która widząc brak mojej reakcji zaczęła się dość głośno denerwować.
Wzięłam głęboki oddech, uśmiechnęłam się sarkastycznie do swojej wizji wolnej, swobodnej, wyspanej i odnoszącej sukcesy pani na szpileczkach i po kolei uspokoiłam towarzystwo.
Porozmawiałam z córeczką, wytłumaczyłam synowi kiedy i że na pewno przyjdę, zrobiłam kanapki do szkoły, wytarłam zakatarzone noski, zamiotłam okruchy po śniadaniu, przewinęłam maluszka, łyknęłam kawkę i stwierdziłem, że… nie wyobrażam sobie innego życia.
Bo w tym, które mam jest właśnie ŻYCIE, każdy dzień jest niepowtarzalny. Mam mnóstwo radości z małych i dużych rzeczy, z każdego przezwyciężenia słabości, a największą nagrodą są uśmiechy i wybuchy radości dzieciaczków.
One są najszczersze na świecie! I dzięki nim wiem, czym jest pełnia życia i największe szczęście. A jakaś część mnie, która tęskni do wygodnego życia, jeszcze chwilę będzie musiała poczekać, zanim zacznie się realizować. Dzieci rosną, usamodzielniają się, jeszcze przyjdzie pora na SPA.
Wszystko ma przecież swój czas - i przyjemności i obowiązki.
Zuzanna Czarnowska
Autorka prowadzi bloga Tylko czasem
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/76343-szczescie-matki
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.