"Pomagałam dzieciom"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot.youtube.com
Fot.youtube.com

W czerwcu w "Tygodniku Powszechnym" ukazał się artykuł Anny Golus „Intymność na sprzedaż”. Autorka poddała analizie m.in. program „Superniania” prowadzony przez Dorotę Zawadzką. Golus pokazała w jaki sposób w programie naruszane były prawa dzieci do intymności, jak prowokowano konflikty i nie brano pod uwagę konsekwencji, jakie w przyszłości może spowodować kaleczenie kruchej psychiki dziecka.

Po kilku miesiącach Dorota Zawadzka ustosunkowuje się do zarzutów na łamach tego samego "Tygodnika Powszechnego". Żali się na (niesprawiedliwą według niej) krytykę. Przy okazji chwali się osiągnięciami -

Od dawna słyszę: Dzięki Pani nie bije dziecka, wiem jak postępować w trudnych sytuacjach.

Tłumaczy też:

Pokazanie złości czy histerii dziecka samo w sobie nie jest niebezpieczne ani złe. Ważne jak zareaguje odbiorca. Kilka milionów ludzi przed telewizorami zareagowało prawidłowo. Zobaczyli i nauczyli się jak radzić sobie w trudnej sytuacji. Pani Golus, skupiając uwagę na epizodzie, w którym rzekomo naruszone zostały prawa dziecka - manipuluje widzem, który oglądając to po raz pierwszy, widzi ważną scenę, a po przeczytaniu artykułu próbuje doszukiwać się w niej sugerowanych podtekstów.

Zawadzka podkreśla jak ważne są dla niej prawa dzieci i przy okazji krytykuje programy "Idealna niania", "Surowi rodzice" i serial "Rodzinka.pl", które nie troszczą się o dzieci i ich prawa, tak jak ona w swojej telewizyjnej produkcji -

Program pokazywał, jak radzić sobie z problemami, NIE łamiąc praw dzieci. Nie był to program dla dzieci: jeśli ktoś mówi, że dzieci go oglądają - w tym koledzy i koleżanki bohaterów - to ja nie mogę wziąć odpowiedzialności za to, co z niego zrozumieli, a w efekcie za ich reakcję. Za reakcję dzieci muszą wziąć odpowiedzialność ich rodzice.

Dorota Zawadzka uważa też, że jej program "oswoił psychologów" i dzięki niej ludzie zaczęli korzystać z pomocy specjalistów. Na wątpliwości dotyczące tego, czy to dobrze dla dzieci jeśli cała Polska ogląda je w chwili, gdy przeżywają silne emocje, Zawadzka odpowiada -

Większość widzów z bohaterami współodczuwała, wspierając dzieci i rodziców. Dominowało wzruszenie i radość, że się udało. To od rodziców zależy, jak to dziecko podejdzie do sprawy. Gdyby moje wystąpiło w takim programie, to ja bym powiedział: "Sorry Winnetou, ale tak się zachowywałeś." A jeśli za 20 lat ktoś z nich będzie chciał zostać prezydentem i ktoś inny mu powie: " A ty dwadzieścia lat temu pokazałeś w TV >>ptaka<< albo mówiło matce >>Ty k...<<, to mam nadzieję, że ten człowiek odpowie: "Ale dzięki temu programowi się zmieniłem.

Zawadzka, nie rozumie pretensji o program tym bardziej, że on dawno się skończył i według niej nie może ponosić odpowiedzialności przez całe życie -

Co do mnie zakończyłam pracę przed kamerą, jestem ekspertem od mediów, zajmuję się zupełnie innymi rzeczami. Odbywam wiele spotkań, sale są pełne rodziców, słyszę setki pytań. Mam wiadomość pozytywnej zmiany, do jakiej przyczyniła się "Superniania". Nie dam sobie tego odebrać. Dziecko w programie było bohaterem, nie ofiarą! Pokazywaliśmy, jak można lepiej żyć. Dzieci pisały do mnie: "Dlaczego pani do mnie nie przyjedzie?".

Zawadzka twierdzi też z przekonaniem, że jej metody wychowawcze są dla wszystkich a "karny jeżyk" nie ma wad -

Poza nieszczęśliwą nazwą - bo przecież istotą tej metody jest wyciszenie dziecka, a nie karanie go - nie widzę wad. Metoda była stosowana w kilku odcinkach. To, co było dla mnie zdumiewające, to że te dzieciaki nigdy wcześniej nie usłyszały od swoich rodziców słowa "nie". Stąd te "dramaty" z odesłaniem, doprowadzeniem na "karnego jeżyka", bo nagle dziecko stawało w sytuacji, że ktoś czegoś mu zabraniał albo coś kazał. Te dzieci reagowały na nową sytuację - nie na "jeżyka" jako takiego. Wady mogą się pojawić, jeśli metoda jest źle stosowana. Wszystko zależy od wieku, sposobu stosowania, tego, który rodzic i jak to robi. (...) Metody trzeba stosować mądrze i adekwatnie do sytuacji.

Na pytanie o to czy program nie był reżyserowany i nie karmił się ekstremalnymi sytuacjami Zawadzka mówi -

Sytuacje bywały różne. Takie jak życie wielu rodzin. Najwięcej tych ekstremalnych było w drugiej serii. Pierwsza ograniczała się do problemów: pieluszka, spanie, cycek, uciekanie, niesprzątanie pokoju itd. W serii drugiej były już awantury, bicie, plucie, rwanie włosów, ubliżanie. A w trzeciej pół na pół, bo wyszliśmy z założenia, że ludzie tych szczególnych, a najtrudniejszych programów już nie będą oglądać.

Wydaje się, że Dorota Zawadzka nie rozumie kontrowersji jakie program wciąż wywołuje, ale dzielnie przyznaje -

Co do mnie, biorę za swój program pełną odpowiedzialność. Biorę odpowiedzialność również za tę wannę, bo wiem, dlaczego ta scena została tak pokazana. Niczego nie żałuję. Inna sprawa, że dzisiaj bym takiego programu nie zrobiła, bo nie ma telewizji, która by umożliwiła zrobić go tak, jakbym chciała. Gdy decydowałam się na "Supernianię", powiedziałam, że wchodzę w to pod jednym warunkiem: że to będzie moje. Że nie będę niczego udawać, grać. Jak będę się chciała popłakać, to się popłaczę, jak się uśmiechnąć, to się uśmiechnę. Dzisiaj by to było niemożliwe, bo media się zmieniły. Nie mielibyśmy aż tyle czasu, by czekać kilka dni na jedna scenę. Dziś rzeczywiście pewnie próbowano by ją aranżować.

Przekonują Was argumenty Doroty Zawadzkiej?

AP/Tygodnik Powszechny.

Czytaj także: Superniania łamała prawa dzieci

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych