W zadawaniu śmierci nie ma dobra!

Fot. Jennifer1982/CC/GFDL/Wikimedia Commons
Fot. Jennifer1982/CC/GFDL/Wikimedia Commons

Gdy gdzieś na szczytach władzy podejmuje się decyzje o tym, co wolno a czego nie względem człowieka, który sam nie może się bronić, w miejscowości o której w Sejmie nikt pewnie nie słyszał, spotykają się ludzie, którym podczas oglądania debat sejmowych zamiera serce. Bo oto dowiadują się, jaką wartość dla najważniejszych osób w państwie ma życie ich dzieci i z przerażeniem myślą, co będzie dalej. Czy może dojść do tego, że w końcu ktoś zdecyduje, że lepiej jest, aby moje dziecko już nie żyło?

We wtorkowy wieczór byłam na spotkaniu zorganizowanym w naszej wiejskiej szkole z oddziałami integracyjnymi. Było ono przeznaczone dla rodziców dzieci niepełnosprawnych będących uczniami szkoły. My rodzice, spotkaliśmy się tam z dyrekcją, psychologiem i pedagogiem, by porozmawiać, poznać się bliżej i w razie potrzeby móc sobie nawzajem pomagać. Historie, które usłyszałam od przedstawiających się rodziców w zasadzie nie różniły się od tej naszej, domowej. Inne były może schorzenia, inny przebieg i rozwój wypadków, inne prognozy na przyszłość (dla niektórych niepozostawiające nadziei, dla innych z ostrożną dawka optymizmu), ale ból zawsze ten sam:jak sprawić, aby moje dziecko mogło godnie funkcjonować w społeczeństwie.

Wniosek nasuwał się jeden:

Jeżeli nasze dzieci są odrzucane przez możnych tego świata jeszcze przed urodzeniem, jeżeli już wtedy traktowane są jak przedmiot dyskusji, której wcale nie powinno być to jak mają traktować je Ci wszyscy, którzy je otaczają w szkole, w szpitalu, w społeczeństwie. Jak przecież ogólnie wiadomo „PRZYKŁAD IDZIE Z GÓRY”.

Kiedy tylko w pobliżu mojej miejscowości, w szkole do której chodziły moje dzieci, powstawały pierwsze klasy integracyjne zdecydowałam, nie wiedząc jeszcze, że kiedyś będę wyróżnioną dzieckiem niepełnosprawnym mamą, że właśnie do takich klas je poślę.

Wierzyłam, że relacja z ludźmi dotkniętymi cierpieniem da moim własnym dzieciom szersze spojrzenie na sens życia.

Myślałam właściwie. Piątka z nich, która chodziła lub jeszcze chodzi do takich klas nie ma obaw w kwestiach z którymi zmaga się niejeden dorosły, tzn. jak zachowywać się wobec ludzi dotkniętych niepełnosprawnością, jak się bawić, jak pomagać, jak koegzystować na co dzień w życiu.

Zresztą każdy z obecnych na spotkaniu rodziców dotykał tej sprawy, mówiąc o tym jak niezwykłe jest to, że zdrowe dzieci zyskują na kontaktach z chorymi, a chore na relacjach ze zdrowymi.

Oczywiście nie zawsze wszystko od początku idzie gładko, ale przy współpracy i dużej wrażliwości nauczycieli – opiekunów takich klas efekty są szykbo widoczne. W jednej z klas miałam możliwość obserwowania rozwoju chłopca z zespołem Aspergera. W zerówce widziałam go zamkniętego w swoim świecie, przerażonego i niechcącego współpracować z nikim. Teraz w piątej klasie jest dzieckiem otwartym, samodzielnie piszącym i umiejącym wyrażać emocje.

Dlatego piszę do Was wszyscy przeciwnicy narodzin naszych chorych dzieci! nie mówcie, że w zadawaniu śmierci jest jakieś dobro. Niczego nie poprawicie uciekając od cierpienia. Niczego nie poprawicie ani w swoim ani w naszym ani w niczyim życiu dodając zabójstwo do listy czynów dopuszczonych albo usprawiedliwianych przez prawo.

Nasze dzieci są tak samo wartościowe, jak każda jednostka w społeczeństwie, tylko ich rola jest znacznie ważniejsza. Bo to one pokazują na ile potrafimy być ludźmi. W rządzie, w szkole, w szpitalu w domu... Wszędzie!

Dagmara Kamińska

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.