Z domowego podwórka

Fot.www.sxc.hu
Fot.www.sxc.hu

Uff, pierwszy tydzień roku szkolnego za nami.

Tym razem przebiegł wyjątkowo łagodnie. Może dlatego,że wszystkie podręczniki zgodnie z listami otrzymanymi od nauczycieli zapobiegliwie kupiłam w połowie sierpnia. Zapobiegliwie, ale czy szczęśliwie? W księgarni wisiała przecież ogromna notka „ZWROTÓW PODRĘCZNIKÓW NIE PRZYJMUJEMY”. I teraz mam pięć niewłaściwych książek, bo ...nauczyciele podali złe dane. Ale przecież to drobiazg. Dodatkowy wydatek 200 czy 300 zł nie zrobi mi chyba różnicy skoro na szkolne podręczniki dla piątki dzieci wydałam do tej pory prawie 1800zł i to bez książek do języków obcych!

Pojawił się jeszcze problem zeszytów do polskiego. W gimnazjum moich synów polonistka obok listy książek umieściła zapis ;”zeszyt przedmiotowy A4 w linie i z marginesem”.

Byłam w Realu, Biedronce, Selgros i nic, wyżej wymienione zeszyty są nie do zdobycia. Na szczęście o dobre oceny moich synów zatroszczyło się Tesco – znalazłam A4 w linie, z marginesem za jedyne 11 zł od sztuki. A co mi tam te dodatkowe parę złotych skoro na wszystkie niezbędne szkolne przybory dla mego potomstwa wydałam już prawie średnią krajową pensję.

W minionym tygodniu stawiłam się w szkole (pomijając uroczyste rozpoczęcie) dopiero dwa razy – raz z własnej nieprzymuszonej woli i raz z powodu wezwania przez wychowawcę mojego starszego gimnazjalisty.

Pierwsza sprawa dotyczyła podziału na grupy na tak zwanych zajęciach fakultatywnych z WF w piątej klasie podstawówki. Córka wróciła ze szkoły i prawie płacząc poinformowała mnie, że dokonująca podziału nauczycielka umieściła sześć z siedmiu uczennic w jednej grupie, a że więcej miejsc w niej nie było moja córcia jako siódma wylądowała w grupie z chłopcami i dziewczynkami klas młodszych. Udaliśmy się więc do szkoły aby wyjaśnić sprawę i mimo początkowych problemów, Dorka jest w grupie razem ze swymi koleżankami. Jak się okazało nawet to co niemożliwe jest możliwe po konsekwentnej interwencji rodziców.

Druga wizytę spowodował mój syn, zachowaniem już na pierwszej lekcji niemieckiego. W pewnym momencie zajęć nauczycielka zażądała: „Wszyscy pod ścianę”, na co mój Piotr rzucił:”O Boże, chyba nas rozstrzelają”. A, że relacje tej pani z klasą już od dawna nie są najlepsze, wylądowaliśmy na dywaniku u wychowawcy. Szczęśliwie skończyło się na drobnym pouczeniu.

Do tego wszystkiego doszły jeszcze perturbacje z Urzędem Gminy, który mimo iż do tego zobowiązany, nie chce dowozić mego niepełnosprawnego syna po zajęciach do domu, a jedynie do drogi głównej. (Oszczędności finansowe na tym 1 kilometrze będą z pewnością ogromne). Urzędnicy argumentują to słowami

Przecież on tylko nie widzi,a chodzić może.

Pewnie,że może ale nie sam! Cóż, ta kwestia będzie jeszcze wymagała dalszych dyskusji.

Pierwszy tydzień za mną i zgadzam się ze stwierdzeniem mojej córki:

Mamo to dopiero tydzień, a już by się przydały wakacje.

Dagmara Kamińska

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.