Minister Barbara Nowacka trwa w niezmąconym samozadowoleniu z powodu likwidacji zadań domowych w szkołach, mimo alarmujących doniesień środowisk nauczycielskich, które dostrzegają już szereg negatywnych skutków tej decyzji. To nie przypadek, że od XIX wieku – gdy upowszechnił się system edukacji masowej – zadania domowe stały się integralną częścią systemu oświatowego i są nią do dziś na całym świecie. Ich odrabianie ma liczne zalety: służy utrwalaniu zdobytej wiedzy, wypracowaniu systematyczności, samodyscypliny i odpowiedzialności, motywacji do lepszego organizowania czasu pracy i samodzielnego rozwiązywania problemów oraz przygotowaniu do przyszłych wyzwań, związanych m.in. z testami, sprawdzianami czy egzaminami.
Tego wszystkiego pozbawione są dziś w Polsce dzieci w szkołach publicznych – w odróżnieniu od szkół prywatnych, w których zadania domowe są nadal zadawane. W rezultacie uczniowie w tych drugich placówkach zyskają przewagę nad tymi pierwszymi, ponieważ dostaną większe możliwości nabycia kompetencji kognitywnych i organizacyjnych. Będą w związku z tym lepiej przygotowani do dalszej edukacji na wyższych szczeblach nauczania, a także do przyszłego życia zawodowego.
Na szkoły prywatne stać będzie jednak tylko dzieci z zamożniejszych rodzin, które zyskają dodatkową motywację, by uchronić swe pociechy przed szkolnictwem publicznym, obniżającym ich szanse na przyszłość. Dzieci z rodzin uboższych pozostaną więc w sektorze publicznym z gorszym systemem motywacji do nauczania. Biedni będą zatem równać w dół, a bogaci poradzą sobie dzięki własnym pieniądzom. To rzecz jasna będzie miało wpływ na późniejsze możliwości życiowe, jakie otworzą się przed obu grupami.
Jeśli ten system utrzyma się przez dłuższy czas, jego skutkiem będzie postępujące rozwarstwienie społeczne związane z nierównymi szansami edukacyjnymi: z jednej strony – dziedziczne uprzywilejowanie bogatych, z drugiej – dziedziczenie biedy. Innymi słowy: klasizm i zaprzeczenie egalitaryzmu. Oczywiście, zawsze znajdą się jednostki, które wymkną się rozwiązaniom systemowym, ale generalnie nie wpłynie to na powszechność zjawiska.
Mamy więc do czynienia z sytuacją paradoksalną: najbardziej lewicowa minister edukacji w historii III RP promuje najbardziej klasowy, antyegalitarny program oświatowy, sprzyjający rozwarstwieniu społecznemu, bogaceniu się bogatych i ubożeniu biednych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/722270-jak-lewicowa-minister-buduje-system-klasowy