Kiedy Reytan na progu sejmowej sali wołał „nie pozwalam” tłum „zbawców ojczyzny” zdeptał jego ciało i przez lata deptał pamięć. Ale historia przyznała rację szalonemu posłowi z województwa nowogródzkiego, a Jan Lechoń wiersz poświęcony temu wydarzeniu zakończył słowami: I gdy wszystko przemocy gotuje owacje, / On woła: „Nie pozwalam!”. I to on ma racje (wyróżnienie moje w. st.).
Świadomie wracam do tamtych dni, bo kolejny raz potrzebny jest „głos Reytana”. Kolejny raz, musimy, jak przed laty kardynał Wyszyński, głośno zawołać: non passumus, nie pozwalam.
Polska znalazła się na skraju przepaści, na skraju zdrady narodowej i rządów barbarzyńców. Grozi nam nie tylko utrata suwerenności, ale przede wszystkim zahamowanie rozwoju gospodarczego, zepchnięcie kraju do drugiej ligi państw europejskich i zubożenie społeczeństwa na skalę trudną do przewidzenia. Rezygnacja z budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego, energetyki jądrowej i szeregu ambitnych planów prorozwojowych (opowiadanie o odłożeniu ich realizacji stanowi zasłonę dymną, za którą Donald Tusk i jego akolici ukrywają swoje prawdziwe zamiary) to utrata niepowtarzalnej szansy, jaka pojawiła się w ostatnim dziesięcioleciu. Co w tej sytuacji powinniśmy robić? Pytanie nie jest łatwe, ale spróbuję na nie odpowiedzieć, podkreślając, że jest to moja osobista opinia nieuwarunkowana jakimikolwiek konotacjami politycznymi.
Po pierwsze edukacja. W Polsce wiele zła jest spowodowane brakiem wiedzy, brakiem zrozumienia czym powinno być państwo, brakiem patrzenia perspektywicznego i przewidywania jak będą wyglądały świat, Europa i nasz kraj nie za 2, 3 lata, lecz za lat 30, 50, a nawet 100. Myślenie strategiczne to zadanie i obowiązek przede wszystkim polityków, ale warto, aby o tym pamiętali również „zwykli” mieszkańcy kraju, od opinii których (a w każdym razie od ich kartki wyborczej) zależy przyszłość. Uświadomienie sobie, że musimy stać się obywatelami, czyli współwłaścicielami państwa, odpowiedzialnymi za jego losy, to najważniejsze wyzwanie przed jakim stoi społeczeństwo. Temu wyzwaniu musi wyjść naprzeciw wychowanie i wykształcenie młodego pokolenia. W chwili, kiedy rząd, którego egzemplifikacją są działania „oświeconych” mędrców ( może mędrzyc?) z ministerstwa edukacji, zmierza w kierunku zdecydowanie odwrotnym, trzeba zawierać koalicje nauczycielsko-rodzicielskie i szukać form nacisku na szkoły naszych dzieci. Konieczne jest również, aby w sposób bardziej zdecydowany w obronę tradycyjnych wartości w wychowaniu włączył się Kościół. Jest to na pewno zadanie trudne, ale wykonalne. Warto przypomnieć, że kiedy pod koniec PRL-u kilkunastoosobowa grupa „szaleńców” postanowiła przełamać komunistyczny monopol w oświacie i założyć własne szkoły, większość polityków (również po stronie solidarnościowej) uważała to za niemożliwe. O tym kto miał wówczas rację mówią fakty. Dziś szkolnictwo niepubliczne to 5 tysięcy szkół, w których kształci się ponad 15 proc. uczniów.
Drugim bardzo ważnym elementem naprawy państwa jest znalezienie porozumienia pomiędzy różnymi środowiskami (przede wszystkim politycznymi). Polaryzacja (a właściwie dekompozycja) społeczeństwa posunęła się tak daleko, że czasem trudno sobie wyobrazić zawrócenie z tej drogi. Ale jest to możliwe. Pamiętajmy, że po każdej stronie sceny politycznej są ludzie, którym zależy na dobru kraju, dla których słowo „patriotyzm” nie jest pustym frazesem, którzy chcą, aby Polska była silnym, suwerennym krajem w europejskiej wspólnocie wolnych narodów. To, że dążąc do tego samego celu wybieramy różne drogi nie powinno utrudniać współpracy; wręcz przeciwnie powinno uczyć osiągania kompromisu, bo tylko w ten sposób można wyeliminować z życia publicznego hochsztaplerów, cwaniaków i tych którzy idąc drogą dawnych targowiczan przehandlowują kraj za przysłowiową miskę soczewicy.
Polska na przestrzeni wieków miała historię niełatwą. Zawsze jednak, po czasach upadku, społeczeństwo potrafiło się podnieść i budować państwo na miarę marzeń i oczekiwań przyszłych pokoleń. Wierzę, że i teraz jest to możliwe, że jeszcze nie jest za późno, aby cofnąć się znad przepaści. Jeśli to zrozumiemy nasze pokolenie przejdzie do historii jako pokolenie odrodzenia. Jeśli tych działań zaniechamy nasze wnuki nigdy nam tego nie wybaczą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/708730-czy-potrzebny-nam-jest-reytan