Mercedes w cenie malucha

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot.www.commons.wikimedia.org
Fot.www.commons.wikimedia.org

Wyliczono, że na wychowanie dziecka do 20 roku życia potrzeba 200 tys. zł. Tyle, co za Mercedesa E 220 prosto z salonu.

Czy młodzi małżonkowie, którzy mają już kredyt na mieszkanie z perspektywą 30 lat spłacania, mogą sobie jeszcze pozwolić na kolejne wieloletnie obciążenie? Może na jedynaka tak, ewentualnie na dwójkę dzieci. Ale na troje? Czworo? Pięcioro?! Włos jeży się na głowie… Toż to perspektywa zadłużenia do końca życia i z pokolenia na pokolenie! Do jakiego pójść banku? Jak się ubezpieczyć?

Podobno ponad 40% młodych nie decyduje się na potomstwo z powodów materialnych.

Można powiedzieć, że zwariowałem, biorąc ślub na czwartym roku studiów. Nie ustawiłem się, nie złapałem żadnej stałej pracy, nie zbudowałem domu ani nawet nie zasadziłem drzewa. Bez perspektyw po kierunku historii powinienem raczej sam siebie skazać na samotną (singielską) wegetację niż zaczepiać dziewczyny albo co gorsza zakładać rodzinę. Wszak nawet guru części prawicy, twórca skautingu Lord Baden-Pawell uważał, że zanim mężczyzna się ożeni, powinien najpierw zaoszczędzić tyle i mieć taką pracę, żeby móc utrzymać żonę z czwórką dzieci.

Fot.www.sxc.hu

Uff… czasy Imperium Brytyjskiego się skończyły i nawet rasowy harcerz nie wyda monopolu na dzietność klanowi Kulczyków. Z ambon i patriotycznych mównic płyną zachęty do rozmnażania, aby przetrwały Europa i Polska. Jednocześnie utyskuje się na Tuska i mierną politykę prorodzinną, winiąc system za ograbienie seksu z jego rozrodczych konsekwencji. Ponarzekać sobie można, poczekać na lepsze jutro u władzy również, ja jednak chciałbym zdradzić sekret, jak już dziś jeździć Mercem w cenie malucha…

Mój maluch, a raczej maluszka, ma na imię Maria. Skończyła 11 miesięcy. Jak do tej pory, na ubranka dla niej wydaliśmy… ok. 100 zł. Kosztorys internetowy podawał trochę więcej. Łóżeczko – 0 zł (ktoś dał ogłoszenie w Internecie, że oddaje). Wypasiony pojazd 3in1 wózek-spacerówka-fotelik był największym wydatkiem. Kupiony na serwisie aukcyjnym okazał się i tak 3 razy tańszy niż nowy. Ubrania ciążowe i pociążowe dla żony – 0 zł. Wanienka – pożyczona. Zabawki – prawie żadnej nie kupiliśmy sami, poszło na nie góra 100 zł z mojej nauczycielskiej kieszeni. Zapomniałem o pieluchach i kosmetykach do kąpieli, które jak do tej pory są dla nas jedynym stałym wydatkiem na Marysię.

Mercedes ruszył, a benzyna tańsza nawet od gazu – i to bez punktów na karcie Shella! Bak był pełen już przed odjazdem. W tygodniach poprzedzających poród pudła i siatki z ubrankami dziecięcymi, a jeszcze wcześniej wdzianka dla okrąglejącej żonki, spadały z nieba obficiej niż manna dla Izraela. Nawet nie zdążyliśmy pomyśleć o tym, co mogłoby nam się przydać, a ta rzecz zjawiała się pod drzwiami. Fakt, czasem musiałem po coś podjechać, a naładowany bagażnik w dziesięcioletniej toyocie Yaris ledwo się domykał. Na „dziękuję” słyszałem odpowiedź z ust uśmiechniętej wielodzietnej: „To ja dziękuję, wreszcie to wszystko przestanie mi zagracać mieszkanie”.

Pudła-wędrowniczki to pomysł jednej z gdyńskich wspólnot neokatechumenalnych.

Dziewczyny miały dosyć ciągłego pożyczania sobie ciuszków na swoje rodzące się z dość dużą częstotliwością pociechy. Oznaczanie ubranek, robienie im zdjęć, żeby potem wróciły we właściwe ręce, obawa przed zniszczeniem cudzego przy jednoczesnym niedostatku własnych środków skłoniły je do rewelacyjnego kroku. Wszystko co miały z odzieży ciążowo-wczesnodziecięcej, wrzuciły do jednego wora i odtąd rzeczy te stały się wspólne. „Wór” rozrósł się na wiele pudeł i toreb, posegregowanych według trymestru mamy i wieku maluszka. Zabawki i inne akcesoria dostawało się osobno. Każda, jeśli chciała, dokładała coś swojego, co sprawiało, że mimo znoszenia czy zniszczenia poszczególnych rzeczy, ich obfitość ciągle rosła. Wreszcie było ich aż tyle, że mama mogła wybierać dla siebie to, co najbardziej jej odpowiadało – resztę chowała z powrotem i przekazywała następnej w kolejce. Dziewczyny postanowiły w końcu zostawić dla siebie to, co najlepsze, a pozostałe ciuszki przekazały dla domu samotnej matki.

Wielokrotnie doświadczyłam tego – mówiła Asia, jedna z mam – że oddałam wszystko, czego najmłodsze dzieci już nie potrzebowały, a przy kolejnych wracało do mnie jeszcze więcej! Niezły biznes, a po oczyszczeniu mieszkania z niepotrzebnych rzeczy, zwalnia się sporo miejsca. Nic, tylko rodzić!

Pomysłowe paczki zaczęły krążyć już nie tylko w swoim pierwotnym środowisku, lecz także wśród zaprzyjaźnionych małżeństw i innych wspólnot.

Z niedostatku ubogich powstało wielkie bogactwo, czego trudno nie skojarzyć z ewangelicznym opisem rozmnożenia chleba i ryb. Bóg wydaje się być blisko wariatów, którzy decydują się porwać na Jego wolę i otworzyć na życie. Kiedyś to duża rodzina była zabezpieczeniem i wsparciem dla młodych rodziców. W dzisiejszym zatomizowanym świecie jej rolę przejęły wspólnoty Kościoła. One, czerpiąc ze źródła wody żywej, stają się zaczynem normalności w rozchwianym społeczeństwie Zachodu. Czy receptą na uzdrowienie dzietności w Polsce i innych krajach Europy rzeczywiście będzie zmiana polityki? Czy ci, którzy boją się o utrzymanie potomstwa i dlatego nie decydują się na nie, nabiorą odwagi po zapewnieniu przez państwo materialnej stabilizacji? Nie sądzę – główna blokada znajduje się wewnątrz człowieka, w jego mentalności i zaniedbanej duchowości. To w wyobraźni zniewolonego umysłu maluch straszy kosztami Mercedesa.

Osobiście polecam wykupienie szczególnej polisy – na życie wieczne. Za nią nie stoją mętne zasady banków i niepewne obietnice towarzystw ubezpieczeniowych. Jej gwarantem jest sam Bóg, który zapewni dla każdego, kto Mu się odda, wystarczające środki do życia. Zaufasz?

Kacper Zyzek

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych