„Wie pan, nie mogę przestać myśleć, czy to wszystko stałoby się, jeśli dwa lata temu ci nie zaczęli całej tej kampanii nienawiści przeciwko naszym żołnierzom na granicy?”.
To zdanie pana Michała, którego poznałem dziś na pogrzebie Mateusza Sitka, polskiego żołnierza, zabitego przez nielegalnego imigranta na polsko-białoruskiej granicy. Kim są „ci”, dobrze wiemy. Pan Michał użył innego, dużo mocniejszego słowa na „ich” określenie, ale nie będę go tutaj powtarzał.
Nie widziałem co mu odpowiedzieć. Przecież, to pytanie było w głowie każdego, kto w ten czerwcowy dzień przyjechał na północne Mazowsze oddać hołd młodemu żołnierzowi.
Stanąłem przed kościołem pw. Św. Anny w Nowym Lubielu, otoczony tłumem ludzi i polskimi flagami.
W kościele, gdzie odbywało się nabożeństwo pogrzebowe, zebrała się rodzina, przyjaciele i sąsiedzi Mateusza. Przed wejściem stanęli mężczyźni i kobiety, z których większość po raz pierwszy usłyszała o młodym żołnierzu ze wsi Plewica, 28 maja, w dniu kiedy nad ranem został zaatakowany na odcinku granicy w okolicach Dubicz Cerkiewnych.
Czekałem na rozpoczęcie ostatniego pożegnania z Mateuszem. Dźwięk „Zdrowaś Maryjo” zmieszał się w pewnym momencie z krokami polskich żołnierzy wchodzących po drewnianej posadzce do kościoła. Wielu z nich pozostało na zewnątrz. Rozpoznałem różne jednostki wojskowe, od żołnierzy obrony terytorialnej, policjantów, po strażaków, licealistów z I LO CN-B im. Polskich Spadochroniarzy w Wyszkowie… Wszyscy przybyli, aby oddać hołd poległemu żołnierzowi, obrońcy Polski.
Czy nielegalny imigrant może być lepiej chroniony niż polski żołnierz?
— pytał na początku pogrzebu proboszcz, który udzielił Mateuszowi sakramentu chrztu i pierwszej komunii. To kolejne pytanie, które wymaga odpowiedzi.
Przesłanie prezydenta
Pogrzeb odbył się z godnością i w ciszy, tak jak prosiła rodzina. Emocjonalnym punktem kulminacyjnym były jednak dwa przemówienia: Prezydenta RP Andrzeja Dudy i matki poległego żołnierza Emilii Sitek.
Tu spoczywa żołnierz polski z powołania i z wychowania. Wybierając tę służbę wiedział, że jest to związane z ryzykiem. Podjął zadanie i nie zdezerterował
— mówił Duda.
Nawiązał do słynnego kazania św. Jana Pawła II na Westerplatte w 1987 r., kiedy papież wołał do młodzieży, że każdy z nich ma „swoje Westerplatte”, jakieś zadanie, przed którym nie wolno mu zdezerterować.
I o takie zadania, chodzi
— mówił prezydent.
Bo takich zadań na ziemiach Polskich zawsze było i będzie wiele. Dzisiaj też są i musimy je przyjąć.
W wielkiej ciszy słuchałem słów pani Emilii Sitek, mamy zmarłego Mateusza, która prosiła:
Kochani, módlmy się za naszą ojczyznę. Niech rządzący naszym krajem zawsze podejmują mądre i odpowiedzialne decyzje, aby żadna matka nie musiała płakać nad trumną swojego dziecka, a synowie i córki mogli wracać bezpiecznie do swoich rodzin.
Prezydent Duda miał rację. To nie było zwykłe pożegnanie, to nie był zwykły pogrzeb. To było pochowanie polskiego żołnierza zabitego na polskiej granicy. Pierwszego po prawie 80 lat.
Smutek z powodu przedwczesnej śmierci Mateusza, duma, że w Polsce wciąż są synowie tacy jak on, gotowi oddać życie za ojczyznę, niepokój na myśl o nadchodzących latach, gdy na Wschodzie wychyla się potwór rosyjskiego imperializmu… Jest wiele uczuć towarzyszących pogrzebowi żołnierza Mateusza Sitka.
To był bardzo, bardzo dobry chłopak
— mówi mi jego znajomy z boiska, gdzie razem grali w piłkę nożną, sport, który obok wojska był drugą wielką pasją Mateusza.
Takie rzeczy nie powinny się zdarzać
— dodaje cicho.
Tak, nie powinny.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/695209-bylem-na-pogrzebie-polskiego-zolnierza-sierz-mateusza-sitka