Zmarła wybitna socjolog i analityk polityczny prof. Jadwiga Staniszkis. W przyszłym tygodniu ukończyłaby 82 lata. Informację o śmierci profesor potwierdziła PAP w poniedziałek po południu córka Zmarłej.
Choć chorowała od kilku lat i nie zabierała już głosu publicznie, jej tezy, poglądy, analizy nadal współtworzą naszą rzeczywistość. Wiadomość o śmierci pani profesor przyjąłem z ogromnym smutkiem.
Była wybitnym naukowcem, który bez kompleksów uczestniczył w światowych debatach intelektualnych. Świetny angielski, znajomość najnowszej literatury, ciężka praca i błyskotliwy umysł czyniły z niej postać w polskiej humanistyce wyjątkową. Jej praca z lat 80. o Solidarności jako samoograniczającej się rewolucji warta jest lektury i dzisiaj.
Uczestniczyła w najważniejszych wydarzeniach politycznych epoki, aktywnie walcząc z komunizmem. W marcu 1968 protestowała roku jako młoda studentka, w sierpniu 1981 roku pomagała dobrą radą robotnikom. Powstała z tamtego zrywu „Solidarność”, której rozkwit i zdławienie, a potem zgniły kompromis z komunistami, położyły się cieniem na całym pokoleniu.
Jako młody dziennikarz wchodzący w tematy polityczne w drugiej połowie lat 90. patrzyłem na Nią jak na wielką gwiazdę. Staniszkis się czytało, o wywiadach ze Staniszkis się mówiło. Ale czy zwykły dziennikarz może z tak wybitną, historyczną postacią rozmawiać? Szybko okazało się, że tak. Był jeden warunek - trzeba było szukać prawdy. Akceptowała rozmówców z lewa i prawa, pod warunkiem, że wyczuwała w nich autentyzm. Brzydziła się, tak oceniałem, pozorami i mową trawą. Szkoda jej było na to czasu, życie publiczne uważała za zbyt poważną sprawę.
Nazywała rzeczy po imieniu, twardo, czasami nieprzyjemnie dla recenzowanych. Kontrowersje jakie to wywoływało przechodziły jednak obok niej, nigdy ich nie komentowała.
Ale też potrafiła zachwycać się postaciami życia publicznego, wychwalając i promując. Czasem to szybko mijała, a rozczarowanie wyrażała bez ogródek.
Czym się kierowała w swoich opiniach? Uparcie szukała prawdy o sytuacji Polski. Odrzucała dominujące w III RP samozadowolenie, wskazując na słabości rozwoju, na nierówność w podziale dochodu narodowego, na wyrzucone na margines całe miasta, regiony, grupy społeczne. Niewielu miało taką odwagę. Nie miała jednocześnie wyidealizowanej wizji Polaków, także tych pokrzywdzonych w procesie transformacji. Ale twardo, odważnie i dzielnie walczyła o Polskę w której elity skutecznie budują zamożność całego społeczeństwa.
W styczniu 2013 roku mówiła tygodnikowi „wSieci” w rozmowie ze mną i Jackiem Karnowskim:
Ten rząd [Tuska] rzeczywiście do perfekcji opanował umiejętność szukania równowag na niskim poziomie, przyzwyczajania ludzi do coraz niż- szych i niższych standardów. Ale możliwości takich działań kurczą się gwałtownie.
W wielu regionach jest straszna bieda i bezrobocie. Ostatnio unijne statystyki przypomniały nam, że jesteśmy trzecim najbiedniejszym krajem UE od końca, wyprzedziła nas Litwa.
We wrześniu tamtego roku, w kolejnym wywiadzie, dodawała:
Dominuje widzenie krótkoterminowe. To się zaczęło od razu po roku 1989, kiedy dziedziny takie jak elektronika, przemysł maszynowy, optyka, wtedy w miarę nowoczesne, doprowadzano świadomie do bankructwa.
Zawsze wskazywałam, że o pozycji kraju decyduje realna gospodarka, a nie wymiar czysto finansowy. Niestety, w Polsce realna gospodarka została zdemontowana. To powoduje, iż jeszcze wyraźniej przesuwamy się na peryferia. W tej sytuacji rząd za wszelką cenę próbuje utrzymać nas w centrum Unii metodami politycznymi. To dość żałosne i niemożliwe.
Emigracja młodych ludzi jest wynikiem właśnie tego procesu, zanikania realnej gospodarki, produkcji i innowacji. To widać gołym okiem – upadły takie przemysły, jak motoryzacyjny, stoczniowy, maszynowy. One wymagały modernizacji, ulepszenia produktów, ale miały ogromne zdolności rozwoju, były najnowocześniejsze w naszej gospodarce i w przyszłości zdolne do konkurencji z Zachodem. One zostały zniszczone. Zmienia się także system edukacyjny, z absolwentami coraz mniej zdolnymi do innowacji
- stwierdzała pani profesor.
Nie były to poglądy wtedy popularne, ale odważnie, logicznie wyłożone wielu otwierały oczy. Ukształtowały myślenie wielu Polaków, budując zaplecze intelektualne dla ambitnej próby odejścia od narodowej mikromanii podjętej w roku 2015. Bardzo do niej namawiała. Do kiedy stan zdrowia pozwalał jej na rozmowy, zawsze podkreślała, że projektowi temu kibicuje.
Umiała dostrzec prawdę przez propagandę i dekoracje. Jej tylko, braci Kaczyńskich i jeszcze garstki intelektualistów nie uwiodła nawet przez chwilę naiwna opowieść o kraju, który jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, dzięki Michnikowi i Kwaśniewskiemu, wyszedł z komunizmu i zbudował sprawną demokrację. Wprowadziła i opisała naukowo pojęcie „postkomunizmu”, definiując go nie jako po prostu stan po komunizmie ale trwały i stabilny, choć zasadniczo niewydolny i niesprawiedliwy, osobny system. Opisywała tę hybrydę z ciekawością ale i z obrzydzeniem - zwłaszcza w odniesieniu do ślepych na jego patologie uczestników politycznej gry i jego kronikarzy.
Chciała Polski ambitnej, intelektualnie żywej i organizacyjnie sprawnej, zdolnej do realizacji projektów przełamujących niemożności, bariery. To ją przyciągało do obozu braci Kaczyńskich. Była jednak sojusznikiem kapryśnym, ostro recenzującym. Zawsze jednak w chwilach naprawdę dla obozu polskiego stawała po jego stronie. Ładną kartę zapisała po tragedii smoleńskiej gdy stanęła przy nim najbardziej jednoznacznie. I nigdy tak naprawdę z tej pozycji docenienia rozmachu pisowskiej wizji Polski i świadomości, że lepszej nie było i nie będzie, nie zeszła.
Zapamiętamy prof. Staniszkis jako odważnego człowieka i naukowca. Dużo jej zasługi w tym, co w Polsce udało się zmienić na lepsze.
Jej publicystyczny testament to wezwanie do ambitnej polityki, jasnych reguł w życiu publicznym, myślenia, szukania szans rozwojowych, sięgania po mądrych i pełnych energii ludzi. Odrzucała bylejakość i zabójcze samozadowolenie.
Zostanie też w naszych sercach jako wspaniała rozmówczyni, od czasów Radia Plus przez dawny „Newsweek” i „Uważam Rze” po „Sieci”, zwykle gdzieś w malutkim gabinecie w siedzibie PAN w Pałacu Staszica w Warszawie, w instytucie na Polnej czy w kawiarence dla podróżnych na Dworcu Centralnym. Tam zwykle, przed powrotem do domu czy ruszeniem w dłuższą trasę, umawiała się ze mną na autoryzację wywiadu.
Uwielbiała zresztą podróże, zwłaszcza kolejowe. Teraz wyruszyła w tę ostatnią.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/688704-duzo-jej-zaslugi-w-tym-co-w-polsce-dobre