Niewielu jest dziś tych, którzy w przestrzeni publicznej ośmielają się krytykować operacje tranzycji, zwłaszcza wśród dzieci, mające na celu „zmianę płci”. Owi nieliczni śmiałkowie zwracają uwagę, że płci nie da się zmienić nawet za pomocą kuracji hormonalnych i interwencji chirurgicznych, ponieważ nie da się zmienić naszego genomu, w którym mamy określone i przypisane raz na zawsze (męskie i żeńskie) pary chromosomów. Rezultatem tranzycji, stanowiących brutalną agresję w funkcjonowanie organizmu, jest natomiast trwałe okaleczenie ciała i nieodwracalne szkody w postaci np. zaburzenia równowagi hormonalnej czy bezpłodności. Ci, którzy zwracają uwagę na te negatywne skutki, są dziś piętnowani jako zacofani, obskuranccy i nietolerancyjni „transfobowie”, ignorujący osiągnięcia współczesnej nauki i nienadążający za postępem.
Lobotomia jako cudowne panaceum
Uczestnikom owych sporów warto przypomnieć historię, która wydarzyła się kilkadziesiąt lat temu, a która w omawianym przez nas kontekście daje wiele do myślenia. Chodzi o historię profesora Egasa Moniza, który w 1949 roku otrzymał Nagrodę Nobla z medycyny za opracowanie nowatorskiej metody leczenia chorób psychicznych, zwanej lobotomią. Zabieg ten polegał na wywierceniu pacjentowi dwóch dziurek w głowie tuż nad oczodołami, wprowadzeniu do tych otworów specjalnej igły z tłokiem, a przez niego drucianej obręczy, którą obracano w środku, zaś ona wycinała kawałki mózgu. Lekarze wykonujący lobotomię porównywali tę czynność do drążenia jabłka. Efektem było nieodwracalne zniszczenie płatów czołowych mózgu.
Uważano, że operacje były skuteczne, ponieważ pacjenci po ich przeprowadzeniu przestawali żyć w napięciu, odczuwać wewnętrzny niepokój i reagować nieadekwatnie do sytuacji w sposób zbyt emocjonalny. Przestawali też sprawiać otoczeniu problemy przez swoją nadpobudliwość i niestabilność psychiczną. Z drugiej jednak strony lobotomia, okaleczając ich mózgi, zamieniała pacjentów w chodzące zombie, pozbawione inicjatywy i spontaniczności, woli życia i emocji, niezdolne do wyższych czynności intelektualnych.
Mimo to lobotomia okrzyknięta została cudownym panaceum na choroby psychiczne. Świat medyczny padł na kolana przed geniuszem Moniza. W roku 1949 lekarz otrzymał Nagrodę Nobla. Dwa lata później zaproponowano mu nawet objęcie urzędu prezydenta Portugalii, jednak skromnie odmówił. Opracowana przez niego metoda święciła triumfy w środowiskach lekarskich na całym globie. Łącznie na świecie przeprowadzono około 60 tysięcy tego typu zabiegów. Szczególnie sławny stał się inny pionier lobotomii, doktor Walter Freeman, który podróżował po Stanach Zjednoczonych z przyrządami chirurgicznymi w walizce, wykonując operacje od ręki w pokojach hotelowych.
Krytyka surowo wzbroniona
Wszystkim, którzy ośmielili się krytykować Moniza, zamykano usta, oskarżając ich o obskuranctwo i zacofanie. Ostrzegali, że lobotomia okalecza ludzi i wyrządza im nieodwracalną krzywdę, jednak nie chciano ich słuchać. Zarzucano im, że ignorują osiągnięcia współczesnej nauki i nie nadążają za postępem.
Czas przyznał rację jednak tym, których okrzyknięto zacofanymi ignorantami. Dziś lobotomia powszechnie uznawana jest za barbarzyństwo. To, co uważano za ostateczny werdykt nauki, okazało się wielką pomyłką. Pomyłka ta kosztowała jednak zdrowie dziesiątek tysięcy okaleczonych trwale ludzi. Historia pokazuje więc, że nie każdy nowatorski zabieg lekarski, nawet jeśli cieszy się poparciem autorytetów medycznych i medialnych, zasługuje na bezkrytyczne zaufanie.
Dziś dysponujemy olbrzymią liczbą świadectw osób nieletnich, którym tranzycja spustoszyła organizm i zrujnowała zdrowie. Ich głosy są jednak ignorowane. Krytykom zamyka się usta, nie dopuszczając do swobodnej dyskusji i możliwości przedstawiania argumentów. W końcu – jak się nam wmawia – nauka powiedziała na ten temat ostatnie słowo. Czy tak jak w 1949 roku w sprawie lobotomii?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/669413-co-wspolnego-ma-operacja-tranzycji-z-zabiegiem-lobotomii