„To, że ten czy inny polityk zaprzecza faktom, że poniża innych ludzi już nie patrząc na dotychczasowe granice dopuszczalnych zachowań – to wszystko przekłada się na podobne, odczłowieczające postrzeganie innych przez jego elektorat. Wtedy atak fizyczny czy nawet potrącenie kogoś samochodem staje się dopuszczalną normą” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl o eskalowaniu agresji na polskiej scenie politycznej prof. Arkadiusz Jabłoński, socjolog z KUL.
wPolityce: Dzisiejsze doniesienia o celowym potrąceniu samochodem posła PiS Piotra Kalety przez działacza KOD-u skłaniają do pytań o już nie wrogość, ale nienawiść między stronami sceny politycznej i ich elektoratami. Zgodzi się Pan Profesor z obserwacją, że ta nienawiść wciąż narasta?
Prof. Arkadiusz Jabłoński: Źle pod tym względem jest od dłuższego już czasu, a obecnie mamy dodatkowy, niebezpieczny czynnik, którym jest kampania wyborcza. To sprawia, że już nie tyle chce się przeciwnika pokonać, ale go „wyeliminować”. Chce się odebrać mu dobre imię, zaszkodzić mu, pozbawić prawa do wypowiadania się, do głoszenia postulatów. Z tym mamy do czynienia i trzeba powiedzieć, że dotyczy to w przeważającej mierze obozu Platformy Obywatelskiej. Co gorsza coraz częściej dochodzi do zachowań, kiedy zwolennicy PO czy szerzej opozycji sięgają po środki zmierzające do zastraszenia „przeciwnika”, pokazania mu, co może go czekać kiedy zmieni się w Polsce władza.
Te zjawiska potwierdzają twarde wyniki badań!
Takie socjologiczne badania wykonano w Polsce już wiele lat temu. Jednoznacznie wskazują one, że niechęć wyborców Platformy Obywatelskiej do polityków i wyborców PiS-u jest nieporównanie większa, niż wyborców PiS wobec polityków i elektoratu opozycji. Dodatkowo agresja, tudzież zwykła niechęć, która się przy tej okazji ujawnia, ma idące o wiele dalej konsekwencje. To nie jest tylko niezgoda na takie czy inne tezy programowe PiS, na takie czy inne idee prawicy. Mamy tu przejawy prawdziwej nienawiści.
Możemy mówić o przełożeniu zachowań i słów polityków na zachowania ich elektoratu? Można tu przywołać zachętę b. prezydenta Bronisława Komorowskiego podczas (sic!) zgromadzenia publicznego KOD w Poznaniu w 2016 r., by „walić przeciwnika dechą w łeb”.
Z całą pewnością tak jest. Tego zachęcania do agresji, do rozprawiania się z przeciwnikami politycznymi, i to bez liczenia się z użytymi do tego środkami, nie da się ukryć. Taka zachęta – jak mamy tego przykłady – zawsze może trafić do niezrównoważonego psychicznie człowieka, który zachowa się w taki sposób, jaki mu się sugeruje. A więc to, że ten czy inny polityk zaprzecza faktom, że poniża innych ludzi nie bacząc na dotychczasowe granice dopuszczalnych zachowań – to wszystko przekłada się na podobne, odczłowieczające postrzeganie innych przez jego elektorat. Wtedy atak fizyczny czy nawet potrącenie kogoś samochodem staje się dopuszczalną normą. No bo to przecież jest PiS-owiec, to jest przeciwnik polityczny. I tak nakręca się spirala niechęci idąca w kierunku agresji i nienawiści.
Jakie są inne jeszcze metody eskalujące nienawiść i agresję w polityce?
Na pewno trzeba sobie wyostrzyć uwagę na wszelkie działania odzierające inne osoby z godności, pozbawiające kogoś jakichkolwiek praw: do własnego zdania, do szacunku. Wspomnijmy choćby przekazy, w których funkcjonariuszy Straży Granicznej nazywa się psami, mordercami. Podobnie wszystkie zachowania ośmieszające kogoś. To niewątpliwie sprzyja eskalacji dalszych działań z dopuszczeniem możliwości użycia siły fizycznej włącznie. Okazuje się, że nie warto – nawiązując do jednego z polskich porzekadeł – z kimś dyskutować, ale od razu trzeba „lać w mordę”. Nie myślmy, że takie eskalowanie niechęci, wrogości, nie trafi na podatny grunt, że nikt tego nie weźmie na serio. Nie można tego traktować jako jedynie retoryczny zabieg mający tylko i wyłącznie zniechęcić kogoś do głosowania na daną opcję polityczną. To ma o wiele dalej idące konsekwencje.
Niechęć, ośmieszanie, zaprzeczanie faktom, agresja – to tylko wyrazy bezsilności opozycji wobec braku argumentów, braku własnego programu na rządzenie?
To z jednej strony bezsilność, jednak z drugiej – próba pokazania siły. Kiedy ktoś nie ma siły argumentów, sięga po argumenty siły. Jeszcze inna sprawa, że w ten sposób unika się dyskusji - by nie okazało się, że nie ma się innych argumentów. I widzimy wprost takie zachowania polityków, kiedy obrażają innych, używają agresji lub innych środków, by w ten sposób zniechęcić interlokutora, skłonić do rezygnacji z dyskusji, która mogłaby obnażyć braki argumentacji czy programu wyborczego. Przykładem tego była właśnie zachęta do „walenia dechą”.
Kiedy to się zaczęło? Wydaje się, że przełom nastąpił w 2005 r., kiedy PO i PiS miały wygrać z Lewicą, ale z domyślnym zastrzeżeniem, że PiS będzie dla PO tylko przystawką. Platforma nie umiała przyjąć wygranej PiS-u. I ruszyła machina wrogości, która dziś jest wręcz organiczna.
Coś w tym jest. Niespodziewane zwycięstwo Platformy przyszło potem dość szybko, już za dwa lata, jednak uruchomiona wtedy fabryka wrogości, choćby do prezydenta Lecha Kaczyńskiego, nie zaprzestała „produkcji”. Przeciwnie – rozwijała się.
Wg mnie poważniejszą cezurą wydaje się jednak objęcie władzy przez PiS w 2015 roku. Ktoś uznał, że trzeba zanegować wynik tych wyborów. Środkiem do celu stała się wrogość, bezpardonowe próby odwrócenia wszelkimi sposobami zaistniałej rzeczywistości, łącznie z twierdzeniami, że zwycięstwo PiS było całkowicie przypadkowe, oparte o sfałszowanie wyborów, manipulacje itp. Dlatego ci, którzy objęli władzę, nie mają do niej prawa. A organami wykonawczymi eskalującymi konflikt stały się KOD, Obywatele RP i inne organizacje.
Dodać warto, że im bardziej zawodziły wszelkie inicjatywy opozycji nie mieszczącego się w regułach demokracji przejęcia władzy, tym bardziej ta radykalizacja wrogości, agresji i anarchii postępowała. Tym częściej słyszeliśmy pozbawione argumentów twierdzenia, że rządzą nami nie ci, którzy powinni, ale jacyś pokraczni ludzie bez prawa do sprawowania władzy, a może w ogóle do prawa do istnienia w przestrzeni publicznej.
Można powiedzieć, że KOD był emanacją siłowej niezgody pewnych środowisk na rzeczywistość?
Świadczą o tym akcje KOD-u, które polegały tylko i wyłącznie na próbach zakrzyczenia, skompromitowania, ośmieszenia tych, którzy „na władzę nie zasłużyli”. Stąd były krzyki, obrażanie i inne ekscesy KOD-u. Pamiętamy te trąbki skierowane prosto w uszy przedstawicieli „nie tych, co trzeba” mediów, to poniżanie dziennikarek. To wszystko były różne formy agresji.
Jak na te przejawy agresji reagować? Jak z tym walczyć?
Nie pozostawać obojętnym. Co należy zrobić, pokazał minister Kamiński po ataku na pana Borysa Budkę. Wtedy od razu służby państwa, nie patrząc na barwy polityczne, podjęły konkretne działania i ta osoba musiała zostać ukarana.
Ważne jest, by nie było poparcia dla wszelkiej agresji, nienawiści wśród samych polityków. I patrzmy na polityków pod tym kontem. Nasi politycy powinni czynnie temu przeciwdziałać, potępiać wszelkie przejawy agresji wobec przeciwników politycznych prezentowane przez swój obóz i swój elektorat. Jeśli „swoi” ich nie powstrzymają, to trudno, by posłuchali innych. Bierność, lekceważenie jest w tym wypadku ukrytą zachętą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/664158-prof-jablonski-w-miejsce-programu-opozycji-walenie-decha