„Wtedy nie było płotu na granicy ani żadnej innej choćby tymczasowej bariery. Grupy migrantów przemierzały polne drogi, włamywali się do pustostanów, budynków gospodarczych. Kilkudziesięcioosobowa grupa przeszła przez pobliską wieś, ciągając za klamki w drzwiach zaparkowanych pod domami aut. Moja mama przestała chodzić po zmroku do ogrodu. Moja żona zabrała dzieci i pojechała na jakiś czas do Białegostoku. […] Płot odciążył żołnierzy i SG. Daje potrzebny na reakcję czas. Migracja przeniosła się tam, gdzie tego płotu nie ma. Nikogo nie dziwi widok żołnierzy, nikt nie płacze, że żołnierz wszedł do sklepu z bronią. Moje dzieci bawią się spokojnie pod domem. Żyjemy normalnie. Dziękuję Straży Granicznej”.
Niezwykle sugestywnym, wartym lektury wspomnieniem podzielił się na Platformie X (przedtem Twitter) jeden z mieszkających tuż przy granicy polsko-białoruskiej internautów. Jacek Słoma, który nie od dziś relacjonuje sytuację na „swoim” odcinku nadgranicznym w Krynkach, opisał życie mieszkańców na tym terenie przed powstaniem zapory na granicy i po jej powstaniu.
Nie było płotu na granicy. Rodzice zabierali dzieci ze szkoły
To było 8 bądź 9 sierpnia 2021 roku. Widziałem strażników granicznych, którzy musieli wybierać, które grupy migrantów zatrzymują a które odpuszczają. Nie mieli wystarczającej ilości funkcjonariuszy do tego zadania. Pamiętajmy, że wówczas nie tylko nie było płotu na granicy, ale też żadnej innej choćby tymczasowej bariery. Już wtedy widzieliśmy kilkunasto, a czasem kilkudziesięcioosobowe grupy migrantów, które przemierzały polne drogi
— zaczyna swoje wspomnienie Jacek Słoma
Włamywali się do pustostanów, budynków gospodarczych (w tym kilkukrotnie do mojego garażu i domu po mojej babci), kilkudziesięcioosobowa grupa przeszła przez pobliską wieś, ciągając za klamki w drzwiach zaparkowanych pod domami aut. W sierpniu moja mama przestała chodzić po zmroku do ogrodu. Moja żona zabrała dzieci i pojechała na jakiś czas do Białegostoku
— opisuje internauta dodając, że „podczas szturmu na granicę w Kuźnicy rodzice zabierali dzieci ze szkoły” a mieszkańcy Krynek mogli całą bitwę o przejście graniczne obserwować z okien własnych domów.
Połamane szczęki, nosy, pęknięte czaszki naszych żołnierzy
Gdy powstał płot tymczasowy z drutu, nocami po drugiej stronie było widać ogniska migrantów. Ci nocami potrafili rzucać w naszych żołnierzy nie tylko kamieniami i butami, ale także płonącymi badylami od których zapalała się trawa a czasem uprawy z pól. Żołnierze gasili to łopatami i swoimi butami
— opisuje Słoma dodając, że mieszkańcy pomagali żołnierzom, jak tylko mogli, udostępniając im m.in. pomieszczenia, gdzie mogli skryć się w deszczowe dni i serwisować samochody po akcjach.
Pamiętam rozmowę z kierowcą wojskowej karetki, który mówił mi o połamanych szczękach, nosach, obojczykach, pękniętych czaszkach naszych żołnierzy, których odwoził z granicy. Pamiętam Usnarz i lament który mu towarzyszył. Byłem tam zanim pojawiła się telewizja.
— kontynuuje.
Media i aktywiści
Jacek Słoma wspomina także eskalujący wpływ mediów i „aktywistów” na zachowania nielegalnych migrantów
Takich Usnarzy było więcej, np pod Minkowcami, Jurowlanami itd. Znikały po dwóch dniach gdy nie było zainteresowania mediów i aktywistów. Do dziś niektórzy nie wiedzą , że pobocznym efektem pojawienia się mediów, było pogorszenie sytuacji bytowej migrantów w Usnarzu
— wspomina
Spotkania z migrantami
Pouczające są także refleksje Jacka Słomy na temat imigrantów i wspomnienia bezpośrednich spotkań.
To byli bardzo konkretni ludzie, którzy wiedzą czego chcą. Jedni wzbudzali zaufanie inni nie. Zawsze jednak pierwszą rzeczą o którą prosili, była podwózka do Niemiec lub jakiegoś większego miasta. Za tym szły oferowane sumy w dolarach. To było dla mnie zrozumiałe, po to się tu znaleźli. Od początku wiedzieli w jaką grę przyszło im grać. Przyjmowali wodę i jedzenie, choć nie takiej pomocy ode mnie oczekiwali. Dla mnie pomocą było jedzenie i woda, koce termiczne itd. Dla nich podwózka do Berlina
— wyjaśnia internauta dodając, że jeśli dla niego samego pomocą migrantom były jedzenie i woda czy koce termiczne, to oni sami te potrzeby mieli zaspokojone. „Dla nich pomocą była podwózka do Berlina” - pisze.
Nigdy nie spotkałem człowieka głodnego, czy chorego (nie wykluczam, że takich nie ma). To były trzy różne postawy migrantów, które zmieniały się względem tego z kim przyszło im się spotkać. Inaczej zachowywali się wobec żołnierzy i strażników, inaczej wobec mediów i aktywistów. Myślę, że najbardziej szczerzy byli wobec nas - autochtonów
— ocenia.
Żyjemy normalnie. Dziękuję!
Jacek Słoma kończy swój wpis refleksją o tym, jak zmieniło się życie mieszkańców Krynek po postawieniu zapory na polsko-białoruskiej granicy.
Dziś już nie relacjonuję wam sytuacji z granicy tak jak jeszcze rok temu. Z prostego powodu. Na moim odcinku jest bardzo spokojnie. Płot odciążył żołnierzy i SG. Daje tak potrzebny na reakcję czas. Migracja przeniosła się tam, gdzie tego płotu nie ma
— przyznaje dodając, że w Krynkach i okolicach „nikogo nie dziwi widok żołnierzy, nikt nie płacze, że żołnierz wszedł do sklepu z bronią”
Moje dzieci bawią się spokojnie pod domem, w czasie gdy ja jestem w polu. Ludzie nie boją się wychodzić po zmroku. Żyjemy normalnie. Dziękuję Straży Granicznej, @12Dywizja, @16Dywizja. Murem za Polskim Mundurem
— kończy.
rdm/Platforma X
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/663730-znaczaca-relacja-znad-granicy-zyjemy-normalnie-dziekuje