Przyznam się, że do tej pory gryzłem się w język komentując aktywność „pani Joanny” w życiu publicznym. Zaserwowana przez TVN historyjka budziła współczucie do kobiety, która zamiast pomocy lekarskiej miała zderzyć się z „opresyjnym państwem PiS”. Czar prysł, gdy policja pokazała, jak dokładnie wyglądała interwencja. Opinia publiczna mogła dowiedzieć się podstawowej rzeczy - funkcjonariusze nie przyjechali ws. aborcji, ale po to by ratować kobietę, która miała myśli samobójcze. Resztę puzzli w tej układance przynoszą kolejne dni i aktywności medialne „pani Joanny”.
Materiał na emocjach, ale niekoniecznie na prawdzie
Przemilczenie faktu, że do „pani Joanny” przyjechała policja w celu jej ratowania w zasadzie powinien przekreślać wiarygodność pani Joanny i materiału TVN24. Kropka. W nagraniu pani Joanna mówi jedynie, że nie była w najlepszej kondycji zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Słowo „próba samobójcza”, czy chociaż „myśli samobójcze” ani razu nie pada. W materiale nie ma też ani słowa o tym, że „pani Joanna” to skrajnie lewicowa artystka, która sama określa się mianem „drag kinga”. Pozostaje się uśmiechnąć, że mocno zaangażowana w promocję LGBT stacja postanowiła ten element pominąć. Czyżby nie pasował do narracji o zwykłej, uciśnionej przez pisowski reżim kobiecie? Zdjęcia w mediach społecznościowych, ocierające się o soft porno, czy otwarte drwiny z katolików to jednak za dużo? Najwyraźniej tak. Doszło nawet do kuriozum, że gdy te informacje wypłynęły do opinii publicznej, to część dziennikarzy mediów liberalno-lewicowych pytało publicznie, czy ta wiedza jest komuś do czegoś potrzebna.
„Pani Joanna” prowadzi opozycję na barykady
Drugi etap promocji „pani Joanny” w przestrzeni publicznej to demonstracja w Krakowie. Mimo promocji wydarzenia przez polityków Nowej Lewicy, Koalicji Obywatelskiej i Strajk Kobiet, manifestacja okazała się frekwencyjną klapą. Organizatorzy nie zgromadzili nawet tysiąca osób. Ci, którzy przyszli mogli zobaczyć pełen repertuar „pani Joanny” - wulgarność i szczucie na policjantów. Intonowanie przez tłum „j*bać psy” wyraźnie przynosiło jej radość. Zresztą, ubliżanie funkcjonariuszom oparte było na kłamstwie. W pewnym momencie bohaterka mediów liberalno-lewicowych powiedziała, że dostrzega w zabezpieczających pikietę mundurowych osoby, które były obecne przy głośnej interwencji opisanej przez TVN. Jak ustalił portal wPolityce.pl, nic takiego nie miało miejsca. Symbolicznego obrazu wulgarności i obrażania polskiego munduru dopełniła Marta Lempart. Liderka Strajku Kobiet odegrała jednak rolę jedynie „supportera”, bo jej występy pełne agresji werbalnej na nikim już nie zrobiły wrażenia. Czyżby symboliczne przekazanie warty młodszej koleżance?
Żelki, kochanki i Nowa Lewica
Ostatni, najnowszy rozdział tej historii to już występy „pani Joanny” w Sejmie. Na środowym posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu Praw Kobiet raczyła publikę opowieściami dziwnej treści. Można było usłyszeć między innymi o tym, że uznaje się za „niezłą kochankę”, czy szokujące słowa, gdy w kontekście swojej aborcji zaczęła mówić o… „żelkach”. Wszystkich tych historii słuchały z uwagą posłanki Nowej Lewicy. Ciekawe, że w swoich mediach społecznościowych zupełnie te wątki pominęły…
Kolejny rozdział to miejsce na listach?
Otwartym pozostaje pytanie, czy któraś z partii opozycyjnych weźmie „panią Joannę” na swoje listy. To nie jest żadne political fiction. Wystarczy przypomnieć sprawę Alicji Tysiąc, która walczyła o prawo do aborcji, bo bała się o utratę wzroku. Po tym, jak jej sprawę opisały ogólnopolskie media zaproszenie na listy otrzymała z ramienia SLD. Czy podobny finał będzie miał miejsce w przypadku „pani Joanny”? Mająca problemy sondażowe Nowa Lewica może się na taki krok zdecydować. Wówczas istnieje ryzyko, że performance będzie stałym elementem polskiego parlamentu…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/656126-pani-joanno-co-jest-prawda-a-co-kreacja