Podczas posiedzenia parlamentarnego zespołu ds. praw kobiet pani Joanna z Krakowa postanowiła nie tylko podzielić się „wrażeniami” z aborcji farmakologicznej, ale również opowiedzieć co nieco o sobie. Kim jest „bohaterka” dzisiejszego posiedzenia i afery, która wstrząsnęłą opinią publiczną tydzień temu? „Jestem panią Joanną, dyrektorką muzeum, siostrą, kochanką… Sądzę, że całkiem niezłą” - stwierdziła w pewnym momencie.
„Honorowa gościni”
Policyjna interwencja w krakowskich szpitalach była tematem dzisiejszego posiedzenia parlamentarnego zespołu praw kobiet, na którego czele stoją posłanki: Wanda Nowicka (Lewica), Monika Rosa (KO), oraz Joanna Senyszyn (Koło Parlamentarne Lewicy Demokratycznej).
Nowicka nakreśliła najpierw „straszliwą” sytuację kobiet w Polsce. Pani Joanna siedziała między przewodniczącą zespołu a swoją pełnomocniczką.
Chciałabym bardzo serdecznie przywitać i podziękować pani Joannie i za to, że bierze pani udział w posiedzeniu, i za wszystko, co pani robi dla innych kobiet
— powiedziała poseł Nowicka.
Jeśli zdarzyłaby się sytuacja, że pani Joanna z jakiegoś powodu musiałaby wyjść czy jakoś inaczej zareagować, proszę nie traktować tego jako brak szacunku dla obecnych
— zaznaczyła, po czym oddała głos pani Joannie, która - jak zapowiadała wcześniej Nowicka na Twitterze, była „honorową gościnią” posiedzenia.
Na środę godz. 12 zwołałam w Sejmie Parlamentarny Zespół Praw Kobiet. Honorową gościnią będzie Pani Joanna z Krakowa, która zabierze głos. Posiedzenie Zespołu można śledzić na stronie Sejmu. Zapraszam!
Pani Joanna na posiedzeniu parlamentarnego zespołu
„Honorową gościną” przez cały czas targały niezwykle silne emocje. Niekiedy zaczynała płakać, innym razem - uśmiechać się lub wręcz żartować.
Wydaje mi się, że chodzi o to, że za każdym razem, gdy się zabiera głos, to z przedmiotu stajemy się podmiotem. I to w sumie nie jest trudne, bo ja prywatnie bardzo dużo gadam. Mam przekonanie, że nawet w takim kraju jak ten, jednak lepiej nie być przedmiotem. I chyba zawsze lepiej być przedmiotem
— zaczęła.
Sporo czytałam i kiedyś przeczytałam, że za każdym razem, jak mówimy „nie”, to każdorazowo ustanawiamy swoje „ja”, swoją „tożsamość”. Każdą tożsamość. Nawet, gdyby była zakazana
— mówiła.
Po prostu opowiem historię, w której próbowano zrobić ze mnie przedmiot, a ja się na to nie zgadzam. Zaczęło się od tego, że zamówiłam tabletkę poronną, zapłaciłam za nią 330 zł, ale niektórzy tyle nie mają, ja akurat miałam
— relacjonowała pani Joanna.
Zamówiłam tę tabletkę, dostałam mniej więcej po tygodniu i ją wzięłam sama w domu. No i było ok. Nie było niebezpiecznie
— oceniła.
„Myślałąm, że lekarze udzielają pomocy”
Następnie podzieliła się dość obrazowym i zaskakującym porównaniem.
A w ogóle to jeszcze nie powiedziałam, że ja wtedy, jak brałam tę tabletkę, to miałam tę podpaskę i na tej podpasce, jak już było po wszystkim, tam była taka… Nie wiem, jakby galaretka. Mała taka. Ja sobie na przykład mówię na nią żelek między znajomymi. No, taki żelek tam był. Mój żelek…
— powiedziała.
Zadzwoniłam, tydzień-dwa, półtora tygodnia później, do pani doktor, która tak się składa, że jest psychiatrą. Myślałam, że dobrym, teraz chyba niekoniecznie. Bo myślałam, że lekarze udzielają pomocy
— stwierdziła, wybuchając płaczem.
No, taka głupia byłam. myślałam, że mi udzieli pomocy, ale tak wyszło, że po paru minutach w moim mieszkaniu była policja i pierwsza dziennikarka, z którą się już spotkałam, zapytała mnie, czy policja okazała mi troskę. I ja naprawdę przez moment pomyślałam, dlaczego ona jest taką słabą dziennikarką. Przecież pracuje w mediach. Ale ja wtedy nie wiedziałam, że mówię o tak strasznie oczywistych sprawach.
— relacjonowała.
No dobra, jestem na SOR-ze, w międzyczasie gdzieś zniknął mój komputer, został ukradziony. Jeden lekarz się za mną wstawił, może więcej. Trafiłam na ginekologię, chociaż potrzebowałam porozmawiać z psychologiem, psychiatrą, w każdym razie nie potrzebowałam iść do ginekologa, ale zostały mi tam zrobiono badania
— mówiła, po raz kolejny wybuchając płaczem.
W kolejnej części wypowiedzi emocje pani Joanny osiągnęły apogeum. Zaczęła mówić podniesionym głosem.
W tym szpitalu też była policja. I był taki moment, kiedy przestałam być osobą, a przez moment właśnie chyba byłam przedmiotem. Jest strasznie słabo być przedmiotem, bo ja chyba odkąd w sumie pamiętam, to ja nie jestem ofiarą. I teraz też nie jestem i dlatego tutaj siedzę, chociaż w sumie to wolałabym pójść spać czasem.
— podkreślała.
„Dyrektorka muzeum, siostra, kochanka…”
Panuje takie przekonanie, że aborcja to jest grzech, przestępstwo, czarna magia, nie wiem, szaleństwo, obłęd… Jakbym się zastanowiła, to bym jeszcze tak długo mnożyła. Ja wiem jak jest, tylko ja się boję, że są takie osoby, które jeszcze nie wiedzą. I w sumie ja wiem, że one są, bo one do mnie piszą, z różnych miejsc, są także w małych miastach. Sądzę, że trzeba mówić
— stwierdziła kobieta zaproszona na posiedzenie parlamentarnego zespołu.
Swoją wypowiedź podsumowała w zaskakujący sposób, bo o ile wcześniej płakała lub była zdenerwowana, ostatecznie stwierdziła:
Jestem panią Joanną, dyrektorką muzeum, siostrą, kochanką… Sądzę, że całkiem niezłą
— podkreśliła. Po tych słowach poseł Nowicka uśmiechnęła się.
Córką, queerem, wariatką, biedną dziewczyną chorą psychicznie. No i będę mamą, jeśli zechcę
— podsumowała pani Joanna.
Nasuwa się pytanie, dlaczego część opozycji w dalszym ciągu żeruje na nieszczęściu kobiety, której emocje zmieniają się jak w kalejdoskopie i która najwyraźniej ma nieco zaburzony obraz siebie. I co najważniejsze - że w całej sprawie chodziło nie tyle o aborcję, co o ryzyko samobójstwa oraz tabletkę zakupioną w internecie, być może z niepewnego źródła.
red/Twitter
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/656096-co-wyprawiala-w-sejmie-pani-joanna-moj-zelek