Część polityków opozycji i polskich mediów próbuje o sytuację pani Joanny z Krakowa obwiniać lekarz psychiatrę, która udzieliła jej pomocy. Lekarka anonimowo udzieliła wywiadu „GW”, w którym tłumaczy, dlaczego postąpiła w taki, a nie inny sposób oraz… czyni szereg zarzutów pod adresem policji. „Kiedy dzwoniłam w sprawie pani Joanny, nie przyszło mi do głowy, że policja może zachować się opresyjnie” - przekonuje.
Ataki na lekarkę
Sprawa pani Joanny, którą opozycja próbuje wykorzystać politycznie, zaczęła się najpierw od ataków na funkcjonariuszy policji (a pośrednio - na rząd), a następnie, po ujawnieniu przez Komendanta Głównego Policji, gen. Jarosława Szymczyka nagrań z telefonu alarmowego - na lekarkę, która, zaniepokojona stanem kobiety, zadzwoniła na numer 112.
Psychiatra postanowiła oczyścić swoje imię i w tym celu najpierw w rozmowie z portalem Onet.pl podkreśliła, że dziś zachowałaby się tak samo, jak również - że z powodu swojej reakcji spotyka się z falą hejtu. Dłuższego wywiadu lekarz udzieliła krakowskiej „Gazecie Wyborczej”, gdzie bardzo krytycznie wypowiada się o działaniach policji, a także delikatnie sugeruje, że postępowanie funkcjonariuszy wobec pani Joanny mogło mieć związek z faktem zażycia przez kobietę tabletki poronnej.
CZYTAJ TAKŻE: Do czego jeszcze się posuną? Zgorzelski uderza w lekarkę, która zadzwoniła pod 112! „Wykonała tutaj duży aspekt nadgorliwości”
„Nie przyszło mi do głowy, że policja może zachować się opresyjnie”
Kiedy dzwoniłam w sprawie pani Joanny, nie przyszło mi do głowy, że policja może zachować się opresyjnie
— mówi w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” lekarka, która chciała zachować anonimowość.
Wieczorem zobaczyłam, że mam dwa nieodebrane połączenia z nieznanego numeru na mój prywatny numer telefonu. Oddzwoniłam ok. godz. 20. Okazało się, że dzwoniła do mnie pani Joanna. Rozmawiałyśmy około godziny. Informacje, które mi przekazała o swoim stanie zdrowia, szersza wiedza o jej stanie oraz moje doświadczenie zawodowe, spowodowały, że uznałam, że istnieje zagrożenie dla jej zdrowia i bezpieczeństwa
— relacjonuje wieczór 27 kwietnia. Jak dodaje, o zagrożeniu powiedziała pacjentce i zaleciła wykonanie telefonu na pogotowie, jednak ponieważ pani Joanna sama nie chciała tego zrobić, lekarka zaproponowała, że to ona, zamiast pacjentki, wezwie karetkę. Kobieta przystała na tę propozycję.
Psychiatra, wskazując na tajemnicę lekarską, nie ujawniła w wywiadzie, co dokładnie zaniepokoiło ją jeśli chodzi o stan pacjentki.
Cały czas w trakcie mojej rozmowy z numerem alarmowym byłyśmy w kontakcie, na linii, na drugim telefonie. Przekazałam dyspozytorowi niezbędne informacje dotyczące stanu zdrowia pacjentki, zarówno psychicznego, jak i fizycznego
— mówi „Wyborczej” lekarka.
„Miała prawo wziąć tabletki”
Jednocześnie lekarz zaznacza, że policja nie ujawniła całej rozmowy, a dokonana przez pacjentkę aborcja farmakologiczna była rzeczą, która mogła wpłynąć na jej stan fizyczny i psychiczny, ale, w opinii rozmówczyni „GW”, nie jedyną.
Ja o tym mówiłam jako o czynniku, który ma wpływ na jej stan, natomiast było dla mnie oczywiste, że pani Joanna miała prawo wziąć tabletki, że przeprowadzenie przez nią aborcji nie jest przestępstwem, więc nie traktowałam w ogóle tego w kategoriach zrobienia czego złego, zakazanego, nielegalnego
— tłumaczy.
Na uwagę dziennikarki, że nie poinformowała pani Joanny, iż oprócz pogotowia przyjedzie policja, lekarz odpowiedziała, że takie są procedury w przypadku podejrzenia próby samobójczej („w razie gdyby np. pacjent się zabarykadował albo miał niebezpieczne narzędzia”).
Wielokrotnie uczestniczyłam w takich interwencjach, wiele razy wzywałam na pomoc służby i zawsze polegało to na tym, że policja pomagała ratownikom, wspierała nas w działaniach, a w momencie, gdy lekarze mówili, że dadzą sobie radę, policja się wycofywała
— mówi rozmówczyni „GW”.
Jak lekarka zachowałaby się dziś?
Dziennikarka pyta, czy fakt, że po informacji o aborcji farmakologicznej w domu „policjant zaczął dopytywać o ciążę i aborcję”, nie wzbudził jej podejrzeń, choć nie wspomina przy tym jednak, iż na nagraniach lekarz podkreśla, że pacjentka „powiedziała, że jakieś zamówiła tabletki przez internet, wzięła”).
W którymś momencie zresztą, dobrze to pamiętam, gdy padały kolejne pytania, kiedy pani Joanna wzięła tabletki, jakie, skąd, powiedziałam, że to nie jest teraz ważne, bo mamy pacjentkę z myślami samobójczymi
— mówi lekarka, której zdaniem policjanci powinni się wycofać z asysty, widząc, że pacjentka nie stwarza zagrożenia, bo zawsze w tego rodzaju przypadkach tak postępowali. Na sugestię dziennikarki, że „zadziałało hasło ‘aborcja’”, rozmówczyni odpowiedziała:
Dziś myślę, że tak. Czuję przez to złość, bo mam poczucie, że zupełnie źle zrozumiano cel interwencji.
Psychiatra zapewnia również, że gdyby cała sytuacja zdarzyła się dziś, zadzwoniłaby prosto na pogotowie lub sama pojechałaby do pani Joanny.
Powiedziałabym, że jeśli pogotowie potrzebuje pomocy policji, to policja ma dbać przede wszystkim o prawa pacjentki
— podkreśliła.
To zrozumiałe, że lekarka nie chce doświadczać hejtu i że kierowała się dobrem pacjentki, chcąc ocalić jej życie. Szkoda tylko, że ani dziennikarka, ani rozmówczyni nie wspomniały, że chodziło nie tyle o aborcję, co o ryzyko samobójstwa, a także „jakieś tabletki z internetu”.
CZYTAJ TAKŻE:
aja/Wyborcza.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/655563-lekarka-pani-joanny-broni-sie-i-oskarza-policje