Tramwajem wodnym z dziećmi

Fot. sxc.hu
Fot. sxc.hu

Korzystając z pięknej, słonecznej, letniej pogody postanowiliśmy weekendowo uprzyjemnić dzieciaczkom czas i zorganizować im romantyczną wycieczkę statkiem po Wiśle. Nie znając rozkładów, ani nie mając konkretnego planu mieliśmy dzieci zabrać mniej więcej w okolice, gdzie zdawało się nam, że mogą jakieś stateczki albo słynne rzeczne tramwaje zabierać spragnionych wrażeń pasażerów.

Zanim wyruszyliśmy z domu dzieci zdążyły pokłócić się, czym popłyniemy, statkiem czy łódką. Udało się ustalić, że zobaczymy co będzie dostępne na miejscu. Zrobiwszy pyszne i niezbędne na wyprawę kanapki, spakowawszy banany i napoje wreszcie ruszyliśmy w kierunku umożliwiającym nam skorzystanie z lokalnej atrakcji w postaci rejsu po rzece. W drodze opowiadaliśmy sobie, co też ciekawego może nas spotkać w czasie wycieczki, lecz przy opowieści o wynurzających się z rodzimej Wisły smokach musieliśmy przerwać, bo nasz środkowy synek oświadczył, że nigdzie nie popłynie i do niczego nie wsiądzie. Kochana starsza siostra wytłumaczyła mu na szczęście, że były to tylko żarciki, oraz zapewniła, że może jeszcze coś wymyślić, jeśli tylko on chce, na przykład jak zalewają nas wielkie fale…, wzrok i pisk synka wymusił jednak zmianę tematu.

Zaparkowaliśmy w okolicach mostu Gdańskiego i postanowiliśmy spacerkiem poszukać przystanku wodnego środka transportu. Na bulwarze przywitało nas słońce, szum wody, smrodek nadbrzeża i komary. Brązowo-ruda woda zachęcała raczej do ucieczki z miejsca rozrywki, ale dzieci były nieugięte i niezrażone. Po przejściu zaledwie kawałka spostrzegliśmy miejsce do cumowania i rozkład „jazdy” promu, który sprawnie przewozi pasażerów na drugi brzeg w pobliże warszawskiego ogrodu zoologicznego. Dzieciątka bardzo ucieszyły się z tak nieoczekiwanego obrotu sprawy i w ten oto sposób znaleźliśmy się w zoo. Zawsze lepiej jest mieć jakiś cel podróży, szczególnie jak się jest w wieku przedszkolnym, a zwłaszcza jeśli tym celem jest zoo. Podróż statkiem dla samego płynięcia będzie ich pewnie nieco później interesowała.

Prom przypłynął o czasie. Wnieśliśmy nasze manatki (wózek, rower, hulajnoga) na pokład i rozsiedliśmy się wygodnie na szarych krzesełkach. Ale prom nieoczekiwanie równie szybko przewiózł nas na drugą stronę. Nie zdążyliśmy popodziwiać widoków, opalić się, zjeść stada kanapek, pograć w karty, skorzystać z toalety, której nie było, zrobić pamiątkowych zdjęć ani, na szczęście, znudzić się.

Po zejściu na ląd przeszliśmy kawałek i wyszliśmy niedaleko głównego wejścia do zoo. Można uniknąć w ten sposób wiecznej zagadki „gdzie zaparkować”. Tradycyjnie odstaliśmy chwilkę w kolejce po bilet i z dumą załapaliśmy się na tzw. bilet rodzinny (dwie dorosłe osoby i minimum dwoje dzieci powyżej trzech lat). Zwierząt było sporo i prawie wszystkie prezentowały chętnie swe wdzięki. Dla mojego synka najważniejsza jednak była możliwość hulania na rowerku biegowym, bo brak samochodów, szerokie alejki i ulice genialnie stwarzały taką możliwość. O urokach zoo pisałam poprzednim razem.

W drodze powrotnej natknęliśmy się na spory i dość nerwowy, czekający na prom, tłumek, który rzucił się do wąskich drzwiczek niczym lew na swoją ofiarę. Postanowiliśmy odczekać na swoją kolejkę, tym bardziej, że częstotliwość kursów była duża (mniej więcej co 20 minut), istniała więc szansa, że na któryś się załapiemy. I znów przez około dziesięć minut mogliśmy pobyć wilkami morskimi, aż do zejścia na ląd. Nim się obejrzeliśmy kolejna tura pasażerów odpływała w dal. A nas czekał spacerek do samochodu, którym pojechaliśmy jeszcze odwiedzić rodzinkę.

Dzieci były zachwycone. Na rzeczne na stwory nie natrafiliśmy, nie licząc kilku korzystających z kąpieli słonecznych i przesiadujących na plaży. Nie było też sztormu, czego obawiał się mój środkowy pirat. Było za to szczęście na małych twarzyczkach, bo okazało się, że wycieczka rzecznym promem była niczym wisienka na torcie i dodała smaczku prozaicznej wyprawie do zoo.

Zuzanna Czarnowska, autorka tylkoczasem.blogspot.com

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych