Bestsellerem na rynku wydawniczym Wielkiej Brytanii jest obecnie książka zatytułowana „List miłosny imigranta do Zachodu”. Jej autorem jest 40-letni rosyjski satyryk Konstantin Kisin, który w wieku 11 lat wyjechał z Moskwy z rodzicami do Anglii i zrobił tam karierę w show biznesie.
Jego debiutancka książka to historia zawiedzionej miłości kogoś, kto opuścił Rosję, by uciec od komunizmu do wolnego świata, a teraz ze zgrozą odkrywa, że ten jego wolny upragniony świat przejmuje coraz więcej cech komunizmu. Autor zauważa, że Sowieci nienawidzili cywilizacji zachodniej, zarzucając jej wszelkie możliwe zbrodnie, a dziś cywilizacja zachodnia zaczyna nienawidzić sama siebie, powtarzając te same sowieckie argumenty.
Perwersyjna konwergencja
W swej pracy, która jest po części pamiętnikiem, a po części manifestem, Kisin przywołuje postać swego dziadka, który w Związku Sowieckim za rządów Leonida Breżniewa padł ofiarą donosu jednego ze swych przyjaciół. Jego zbrodnia polegała na tym, że posiadał radio, dzięki któremu mógł odbierać audycje zachodnich rozgłośni. Choć był zdolnym i dobrze zapowiadającym się fizykiem akademickim, został wyrzucony z uczelni i nie mógł znaleźć nigdzie pracy. Zwolniono z pracy także jego żonę i dorosłe dzieci, a cała rodzina podlegała ostracyzmowi.
Kisin zauważa, że to samo zaczyna dziać się dziś na Zachodzie z ludźmi, którzy mają odwagę np. twierdzić, że istnieją dwie płcie: męska i żeńska. Nawet jeśli są uczonymi w pokaźnym dorobkiem naukowym mogą po donosach stracić pracę i podlegać publicznej infamii. Liberalne demokracje zaczynają zatem zdradzać swe wolnościowe ideały, upodabniając się do Związku Sowieckiego w jego schyłkowym okresie.
Kisin nie chce pogodzić się z tym, że bolszewicka przeszłość dopada go w Anglii. Protestuje więc przeciw naiwnym, destrukcyjnym i utopijnym ideologiom, pokazując, że prawdziwa cywilizacja zachodnia jest znacznie lepsza niż wydaje się jej dzisiejszym elitom opętanym przez ojkofobię.
Za kompletną bzdurę Kisin uważa np. twierdzenie, iż współczesny Zachód jest rasistowski. Może sam zaświadczyć o tym, ponieważ ma żydowskie korzenie i ciemną karnację skóry. Jak zauważa, więcej rasistowskich ataków spotkało go w jego ojczyźnie niż na Wyspach Brytyjskich. W Anglii – jak wspomina – tylko raz zetknął się z przypadkiem nietolerancji na tle etnicznym, gdy usłyszał w szkole: „wracaj do Rosji”.
Zew wolności, czyli wierność sobie
Gdybyśmy na gruncie polskiej kultury mieli znaleźć twórcę, który byłby prekursorem drogi przebytej przez Konstantina Kisina, to nasz wybór padłby niewątpliwie na Leopolda Tyrmanda. W postalinowskiej Warszawie miał opinię bikiniarza i playboya. Słynął jako znawca jazzu i amerykańskiej kultury popularnej. Całym sobą dawał odczuć, iż nienawidzi koszarowego komunizmu oraz stadnego myślenia skorumpowanej i zastraszonej inteligencji.
Kiedy w latach sześćdziesiątych wyjechał na Zachód, licznym jego polskim czytelnikom wydawało się, że czymś naturalnym będzie zachwyt Tyrmanda amerykańską kontrkulturą. Tymczasem – ku zdumieniu wielu – pisarz stał się jej zaciętym wrogiem. Został konserwatystą ostro występującym przeciw postępowym ideologiom. Związał się ze środowiskami prawicowymi, wykładając na amerykańskich uczelniach, pisząc do konserwatywnych czasopism, a nawet zakładając własny periodyk. On, Żyd ocalały z Zagłady, nie wahał się oskarżać Hollywood o „pogrom i holocaust kulturowy”.
Niektórzy widzieli w tym niewytłumaczalny zwrot, jednak w rzeczywistości Tyrmand pozostał konsekwentny i wierny sobie. To samo, co kazało mu w epoce stalinowskiej zakładać kolorowe skarpetki, kazało mu w czasach kontrkultury ubierać się w garnitur i nosić krawat. Odzywał się w nim ten sam gen wolności, ta sama nienawiść do komunizmu oraz stadnego myślenia inteligencji. Ciekawe, że już w latach sześćdziesiątych widział wyraźnie to, co dziś dostrzega Konstantin Kisin: cywilizację zachodnią zarażoną wirusem komunizmu i zdradzającą sama siebie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/634750-gen-wolnosci-kontra-wirus-komunizmu