Odkąd Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych orzekł, iż amerykańska konstytucja nie gwarantuje prawa do aborcji, liczba zabiegów wazektomii wzrosła o co najmniej 100%. Ponad 500 tysięcy mężczyzn rocznie dokonuje zabiegu uniemożliwiającego im posiadanie dzieci.
W 1973 roku amerykański Sad Najwyższy rozpatrując sprawę Roe przeciwko Wade (Norma McCorvey występująca pod pseudonimem Jan Roe kontra prokurator z Dallas Henry Wade), powołując się na 14 Poprawkę do Konstytucji uznał, iż gwarantuje ona prawo do usunięcia ciąży, a poszczególne stany mogą jedynie ograniczyć prawo do dokonania aborcji w drugim, bądź trzecim trymestrze. W skrajnych przypadkach jak w Wirginii forsowano nawet możliwość zabicia dziecka w 9 miesiącu ciąży, w praktyce chwilę przed narodzeniem.
W czerwcu 2022 roku Sąd Najwyższy unieważnił jednak ten wyrok. Nie oznaczało to delegalizacji aborcji w całej Ameryce, tylko od tej chwili to poszczególne stany mogły decydować o jej dopuszczalności, bądź nie. Obecnie aborcja zakazana jest całkowicie, lub niemal całkowicie w 14 stanach, a w 26 trwają procedury mające doprowadzić do zdelegalizowania, lub ograniczenia jej do wyjątkowych przypadków. Sytuacja jest bardzo zmienna, różne przepisy są w różnych stanach, a podziały dotyczące postawy pro live, czy pro death nieraz idą w poprzek politycznych.
Tymczasem okazuje się, że ubiegłoroczne rozstrzygniecie Sądu Najwyższego ma też nieoczekiwane konsekwencje. Jak podaje publiczne radio NPR, powołując się na dane z klinik, liczba zabiegów wazektomii wśród mężczyzn wzrosła o 100%, a w niektórych regionach kraju nawet o 200%. Wazektomia polega na przecięciu nasieniowodu, podwiązaniu go i uczynieniu niedrożnym. Plemniki są zablokowane i mężczyzna nie może zapłodnić.
Jak się okazuje zabiegowi poddają się mężczyźni o poglądach lewicowych, czy tzw. liberalnych (amerykański liberalizm nie ma nic wspólnego z wolnością, a wszystko z progresywizmem), którzy zgodziliby się, by ich partnerka mogła zabić ich dziecko. Szacuje się, że w 2022 roku aż 500 tysięcy Amerykanów poszło pod nóż i nie może mieć dzieci. To ponad 2 razy więcej niż w „rekordowych” latach 2007-2009, kiedy to z powodu kryzysu finansowego w Stanach Zjednoczonych 150-180 tys. Amerykanów zdecydowało się to sobie zrobić. Obecnie około 10% mężczyzn w wieku rozrodczym może być niepłodnych z tego powodu. Możliwe są zabiegi odtwarzające nasieniowód i przywracające mu dawną funkcję, ale są znacznie bardziej skomplikowane niż wazektomia i obciążone dużym ryzykiem.
Mamy do czynienia więc ze swoistą histerią, rodzajem jakiegoś amoku, że z powodu czynników ogólnych, a nie indywidualnych, tak duża część populacji poddaje się drastycznym procedurom medycznym. Chwilowy kryzys finansowy, jak ten sprzed półtorej dekady, wywołuje panikę i neurotyczni mężczyźni poddają się niemal nieodwracalnym zabiegom. Nie wytrzymują psychicznie, działają jak w gorączce, bo boja się, że im pieniędzy braknie, prawo nie podoba.
Podobnie jest teraz, bo wazektomię fundują sobie mężczyźni w całym kraju, także w tych stanach, w których aborcja jest legalna i najprawdopodobniej taką długo jeszcze pozostanie. Cytowana przez serwis Yahoo Krystale Littlejohn, profesor socjologii i gendera z Uniwersytetu Oregon uważa, że mężczyźni częściej powinni przecinać sobie nasieniowody na znak solidarności z kobietami, które nie mogą dokonać aborcji. Podobnie Esgar Guarin, współzałożyciel zakładu „wazektomicznego” SimpeVas Medical Clinic. Dotykamy więc szaleństwa. Oto jakiś John powiedzmy z Iowa ma iść pod nóż i zrobić się bezpłodnym bo Hillary z Missisipi nie może dokonać aborcji.
To przyczynek do dyskusji o aborcji w Polsce. Podobnie pokrętna logika towarzyszy środowiskom pro death w naszym kraju. Głoszą one m.in że Polki nie chcą zachodzić w ciążę, bo boją się, że nie będą mogły jej usunąć. Sensem ciąży staje się więc usunięcie jej - zachodzę w nią jeśli mogę się jej pozbyć. Upraszczam, ale chodzi o wmawianie, iż nowe życie to tylko ryzyko, obciążenie, udręka, jak mówi domniemany lider opozycji, a nie nadzieja i miłość.
Sprawa aborcji będzie histerycznie podnoszona w Polsce, bo zbliża się kampania wyborcza. Stanie się ona jednym z jej tematów. Niezależnie od poglądów, od przyjmowanego systemu aksjologicznego, warto mieć na względzie, iż prawo do aborcji nie jest żadną zdobyczą postępowych, czy nowoczesnych społeczeństw, a przynajmniej nie dać sobie tego wmawiać. Nie niesie w sobie nic uniwersalnego i nawet nazwanie prawa do zabicia nienarodzonego dziecka konstytucyjnym nie zmieni istoty czynu, nie uwzniośli go, nie sprawi, że stanie się jakoś bardziej „oczywistym”, „niewinnym”, czy „usprawiedliwionym”, czy jakimkolwiek osiągnięciem społecznym, cywilizacyjnym.
W większości stanów Ameryki aborcja może być wkrótce zakazana, a i u podstaw powstania ruchów pro death w tym kraju leżały najbardziej nikczemnie, przyziemne przesłanki. Największa sieć zakładów aborcyjnych w Ameryce - Planned Parenthood została założona przez rasistkę, działaczkę Partii Demokratycznej Margaret Sanger, a jej celem było kontrolowanie populacji murzyńskiej. Pierwsze zakłady aborcyjne Planned Parenthood zajmowały się tylko „obsługą” czarnej społeczności Ameryki. Teraz to ogromny, finansowany ze środków publicznych biznes. Ponieważ liczba aborcji w Ameryce spada, to zakłady aborcyjne Planned Parenthood zaczęły masowo wchodzić w biznes wazektomii. Pieniądz musi się zgadzać.
W czasie kampanii wyborczej w Polsce nieraz usłyszymy o sporach w Ameryce, rozstrzygnięciu Sądu Najwyższego. To jest bowiem w jakimś sensie punkt odniesienia dla Zachodniej Europy, a także dla Polski. Warto więc pamiętać o samej Jane Roe, która pozwała Teksas o prawo do aborcji i stała się symbolem walki o zalegalizowanie jej i zagwarantowania prawa do niej. Uczynienia konstytucyjnym. Po latach przyznała się do kłamstwa, iż ciąża, która chciała usunąć nie była wynikiem gwałtu. Sprawa Roe przeciw Wade była manipulacją oszustwem, kłamstwem. Kobieta przyznała się, że wystąpiła z pozwem dla pieniędzy. Unieważnienie więc wyroku z 1973 roku, niezależnie od tego kto, co sobie o aborcji myśli, jest też zwykłym przywróceniem porządku, poczucia sprawiedliwości. Kłamstwo, oszustwo nie mogą stać u podstaw stanowienia prawa tak jak chcą tego fanatycy ruchów za śmiercią śmierć - pro death. Wyrok z 1973 roku nie był żadną cywilizacyjną zdobyczą.
Co więcej, sama Roe stała się wielką przeciwniczką prawa do aborcji, zaangażowaną działaczką pro life i do końca swego życia w 2017 roku walczyła o unieważnienie wyroku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/630210-szalenstwa-ameryki-nieplodnosc-na-znak-poparcia-dla-aborcji