Mieliśmy świadomość, że balansujemy na granicy życia i śmierci - powiedziała wolontariuszka Grażyna, która straciła nogę w wybuchu pocisku wioząc pomoc humanitarną w Bachmucie na Ukrainie. Od wtorku razem z drugim rannym wolontariuszem jest na leczeniu w szpitalu klinicznym nr 4 w Lublinie. Rozmawiał tam z nimi minister zdrowia Adam Niedzielski.
Nauczycielka akademicka z Krakowa i wolontariuszka krakowskiego Stowarzyszenia Klika Grażyna przebywa na leczeniu w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym Nr 4 w Lublinie. W nagraniu przesłanym do mediów w środę powiedziała, że razem z wolontariuszem Kamilem przyjechali do położonego niedaleko linii frontu Bachmutu w piątek.
Pojechaliśmy z pomocą humanitarną, prezentami dla dzieci, kutią
— stwierdziła wyjaśniając, że w piątek wypadały prawosławne święta.
To był nasz czwarty wyjazd do Bachmutu, bo od jakiegoś czasu żyjemy na Ukrainie wspierając osoby z niepełnosprawnością, dzieci i seniorów
— powiedziała.
Jak podała, część pomocy rozładowali w pierwszej ogrzewalni tzw. Puncie Niezłomności w Bachmucie. Następnie udali się do drugiego punktu.
Tyle co otworzyliśmy bagażnik od auta i zaczęliśmy się przymierzać do wypakowywania przyleciał pocisk - podobno moździerzowy - uderzył ok. 30 m od nas w blok mieszkalny, a my oberwaliśmy odłamkami
— powiedziała.
Pamiętam każdą jedną sekundę tego, co się stało. Ogromny huk i błysk. Przewróciłam się momentalnie na ziemię. To była ogromna siła. Poczułam jak zaczyna ze mnie wypływać krew
— zrelacjonowała dodając, że w lewej nodze czuła ogromny ból, a w prawej nic.
„Zastanawiałam się czy umieram”
Zastanawiałam się czy umieram
— przyznała.
Po wybuchu - wspomniała - trafiła do punktu pierwszej pomocy w Bachmucie, gdzie została opatrzona i otrzymała znieczulenie. Następnie została przewieziona do szpitala w Pawłogradzie w środkowo-wschodniej Ukrainie. Tam przeszła operację. 10 stycznia - po 18-godzinnej podróży karetką - trafiła do szpitala w Lublinie.
Opiekun osób niepełnosprawnych z Myślenic i wolontariusz stowarzyszenia Klika Kamil powiedział, że na Ukrainie był od 7 marca ub.r.
Jak zrelacjonował, zanim spadł pocisk, wszedł do samochodu, żeby podawać z niego żywność. Wtedy nastąpił wstrząs, został rzucony do przodu auta i ogłuszony. Kiedy wyszedł z pojazdu zobaczył leżące osoby i dużo krwi. Opanował się i przystąpił do udzielania Grażynie pomocy.
Było ciężko. Nie da się tak łatwo otrzymać pomoc w Bachmucie. To jest praktycznie front. Bardzo długo leżeliśmy tam na ziemi. 10-20 minut nie dało się uzyskać pomocy
— powiedział.
Zrelacjonował, że dwa koła w ich samochodzie były zniszczone. Na szczęście – dodał – przyjechał ambulans. Po wybuchu spędził noc w Bachmucie, później dzięki pomocy jednego z wojskowych udało mu się załatwić koła do samochodu i dołączyć do Grażyny w Pawłogradzie, skąd dotarli do Lublina.
Jak przyznał, podczas wybuchu został raniony odłamkiem, który jest tak mały i wszedł tak głęboko, że razem z lekarzami postanowili go nie ruszać.
Jestem szczęśliwy, że żyjemy
— powiedział.
Grażyna zauważyła, że to przytomność Kamila ją uratowała.
Anestezjolog w Bachmucie obiecał mi, że za rok będę tańczyć i to jest mój plan na najbliższy czas
— przyznała. Dodała, że cały czas jest na mocnych lekach przeciwbólowych.
Podała, że pierwszy raz na Ukrainę przyjechała w lipcu ub.r. i spędziła tam łącznie cztery miesiące. Do Bachmutu i na pierwszą linię frontu – zastrzegła - na pewno nie wróci, ale chciałaby nadal pomagać na Ukrainie.
Dopóki tam będą najsłabsi potrzebujący, ta pomoc będzie z mojej strony zadeklarowana
-– powiedział Kamil. Nawiązując do przeżyć z Bachmutu zauważył, że jadąc tam z Grażyną mieli na sobie kamizelki kuloodporne, hełmy, ale znaleźli się w złym miejscu i czasie.
W każdej chwili możesz zniknąć, zostać ciężko ranny. Strach nie jest paraliżujący. On przypomina ci, żeby wszystko było pod kontrolą, żeby rozglądać się gdzie możesz uciec
— wyjaśnił.
Zdaniem Grażyny, wolontariusze wybierający pomoc na Ukrainie muszą mieć pełną świadomość ryzyka.
Cały czas mieliśmy świadomość, że balansujemy na granicy życia i śmierci, że to, czy coś się wydarzy czy nie to jest loteria
— stwierdziła.
„Bachmut to jest piekło”
Bachmut to jest piekło. Bardzo mnie uderzyło, że spotkaliśmy ogrom ludzi z niepełnosprawnością intelektualną. Znacznie więcej niż statystycznie być powinno
— powiedziała. Jak wyjaśniła, takie osoby często są uwięzione w domach, bez dostępu do wody, nie potrafią same sobie zorganizować ewakuacji, mało kto jest zainteresowany przyjmowaniem ich u siebie, dlatego tam zostają.
Ranni wolontariusze przebywają na Oddziale Ortopedii i Traumatologii SPSK nr 4 w Lublinie. Grażyna straciła na Ukrainie część nogi. Jak ustaliła PAP, polscy lekarze walczą o uratowanie drugiej.
Stowarzyszenie Klika z Krakowa wspiera osoby z niepełnosprawnością na Ukrainie dostarczając im żywność, pomagając w ewakuacji, odwiedzając i starając się aktywizować społeczność lokalną.
tkwl/PAP/Twitter/Facebook
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/629712-polscy-wolontariusze-ranni-na-ukrainie-trafili-do-szpitala