„Z drżącym sercem biorę się za ten świąteczny esej”.
Tak Marcin Matczak, prawniczy guru totalnej opozycji, rozpoczął swój ostatni artykuł w „Gazecie Wyborczej”. Jestem pewien, że gdyby wiedział, jakie reakcje wywoła ten tekst, jego serce zadrżałoby jeszcze bardziej. Może tak bardzo, że zrezygnowałby z jego pisania.
Od kilku dni z powodu tego artykułu dochodzi do ataków na Matczaka i wyzwisk kierowanych pod jego adresem. Ale nie z obozu zacofanych pisowców, o nie. Matczak jest atakowany i znieważany przez „swoich”.
Co takiego strasznego napisał Matczak?
W artykule dla GW prawnik odważył się zakwestionować sposób, w jaki postępowa lewica i liberałowie postrzegają święta Bożego Narodzenia oraz ich głębszą symbolikę. Wychodząc od tez lewicowego, niemiecko-koreańskiego filozofa Byung-Chula Hana, Matczak napisał tekst, w którym Boże Narodzenie bez religijnego znaczenia określa jako typowy produkt epoki konsumpcjonizmu. Han argumentuje, a Matczak powtarza za nim, że Boże Narodzenie bez Boga nie jest dobre ani dla wspólnoty, ani dla jednostki, ponieważ nie ma już psychosocjologicznej mocy przywracania wspólnoty i solidarności, które niegdyś posiadały.
Swoją drogą to bardzo ciekawy esej, który polecam wszystkim przeczytać. Tezy Hana są bardzo podobne do tego, co podkreślało kilku myślicieli katolickich. Otóż, że neoliberalne ośrodki władzy i karmiący je konsumpcjonizm odnoszą największe korzyści z niszczenia tradycji.
Jest to intrygujący tekst, który w idealnym świecie byłby okazją do autorefleksji w kręgach lewicowo-liberalnych.
Nie jest to jednak świat idealny, a świat III RP.
Ze wszystkich ciekawych tez z tekstu Matczaka, ten świat wychwycił tylko zdanie, że „ateistyczne święta to samooszukiwanie się człowieka”.
Zupełnie nie miało dla nich znaczenia, że tezy artykułu tak naprawdę nie należą do Matczaka, ale do Hana, autora, którego w Polsce publikuje lewa „Krytyka polityczna”. Jeśli ateiści III RP czują się obrażeni, swoją krytykę powinni skierować do nowej gwiazdy lewicowej filozofii, a nie do Matczaka.
Po drugie, i tak napisał sam Matczak, ten problem konsumpcyjnych swiąt dotyczy nie tylko ateistów, ale niestety także katolików. Oni są również zmanipulowani przez społeczny konformizm.
To niestety nie miało znaczenia dla krytyków prawnika, którzy przyjęli tekst jako „atak na ateistów”.
Wśród nich znaleźli się nie tylko anonimowi trolle, ale także niektóre nazwiska, postrzegane przez świat III RP jako autorytety (m.in. były RPO Adam Bodnar). Matczak najwyraźniej zdał sobie sprawę, że jego prestiż, który przez lata budował w tych kręgach, może być zagrożony, więc szybko zmienił strategię obrony.
W rozmowie z TOK FM stwierdził, że napisał tekst, by pokazać, że „religia nie jest głupia”, a opozycja, która bezlitośnie ją atakuje, to tak naprawdę ” woda na młyn Jarosława Kaczyńskiego”.
Pomińmy ten niefortunny fakt, że Matczak, ratując swój prestiż (negatywne emocje wobec Kaczyńskiego zawsze pomagają), sprowadził bardzo ciekawą i ważną debatę do metody kampanii przedwyborczej.
Ważniejsze jest to, że ta nowa strategia mu nie pomoże. I to z prostego powodu: obóz totalnej opozycji naprawdę z każdym dniem oddala się od wiary katolickiej i zwykłego Polaka. Co więcej, jego najważniejsza część intelektualna jest już antychrześcijańska i nie chce uznać chrześcijańskiej idei za równorzędnego rozmówcę.
Jest to proces nieodwołalny i nie do zatrzymania, choć w niektórych momentach może zastosować strategię, która nie oddala go zbytnio od wyborców centrum, na których ten obóz liczy politycznie.
W tej chwili strategia jest taka: chrześcijaństwo tak, Kościół w Polsce nie. Tą absurdalną retoryką politycy totalitarni tłumaczą swoje odejście od wiary i moralności katolickiej (Tusk i jego poparcie dla aborcji).
Jednak z czasem i ta strategia ulegnie zmianie, stanie się bardziej radykalna i zobaczymy, że intelektualne zaplecze III RP już dawno nie miało nic wspólnego z chrześcijaństwem jako takim oraz z Jezusem.
Matczak, jak się wydaje, nie zdawał sobie sprawy z głębi tego procesu oraz, że może tu i ówdzie cytować Jordana Petersona, chwalić się swoją kościelną przeszłością i przedstawiać siebie jako „postępowego” katolika. Nie może jednak traktować swojej wiary zbyt poważnie, jak to uczynił w tym tekście. W przeciwnym razie doświadczy tego, czego doświadczył teraz. A teraz mówi, że jest zaskoczony.
Może jest autentycznie zaskoczony, kto wie?
Zresztą cała ta sytuacja jest ciekawa nie z jego powodu, ale dlatego, że wiele nam mówi o stanie duchowym elity III RP.
Kiedy mówi się o nich prawdę, reagują gniewem i nienawiścią.
Skąd to znamy?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/628293-elity-iii-rp-sa-zdechrystianizowane-matczak-tego-nie-wie