Maciej L., były członek zarządu Homokomanda, miał dopuścić się gwałtu na innym mężczyźnie… z bronią w ręku - ujawnia „Gazeta Wyborcza”. Jak na te oskarżenia odpowiadał aktywista LGBT? Po ukazaniu się reportażu swoje oświadczenie wydał także lider organizacji.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Pogróżki aktywistów LGBT. „Mili już byliśmy”. Tęczowi działacze powołali do życia homokomando: „Mamy bojowy wizerunek”
CZYTAJ TAKŻE: Oni tak na serio! Homokomando przyjęło nowych homokomadosów. Było pasowanie flagą LGBT, a nawet „przysięga”
Czym jest Homokomando?
To znana organizacja LGBT+, ma w statucie upowszechnianie i ochronę wolności i praw człowieka, ochronę i promocję zdrowia, przeciwdziałanie uzależnieniom i patologiom społecznym, prowadzenie kampanii na rzecz praworządności, sportu, kultury i ochrony zdrowia. Inicjatywa powstała w 2019 r.
— przedstawia „GW”.
Tyle mówi formalny opis. A rzeczywistość?
W Homokomandzie głównie chodzi o szpanowanie na ściankach i wyrywanie młodych chłopaków. Z zewnątrz spoko, a w środku zgnilizna
— opowiedział „Wyborczej” jeden z byłych członków.
Tam jest zero zapału. Oni nic nie robią. Widać ich wszędzie, ich opaski na ramionach, ich flagi, a mimo wszystko to się jakoś ślizga, są znani, ale w środku nie ma nic, jest pusto
— to kolejny fragment.
Na czele Homokomanda stoi Linus Lewandowski, aktywista gejowski. Dał się on poznać jako aktywny uczestnik protestów LGBT w Warszawie, a podczas zatrzymania Michała Sz. „Margot” wskakiwał nawet na radiowóz.
Na początku swojej działalności w każdy wtorek i czwartek spotykali się nad Wisłą, żeby ćwiczyć na drążkach i biegać. Umawiali się też na paintball. Jednak szybko stracili zapał do sportu. Obecnie ich aktywność to głównie wyjazdy na Marsze Równości. Paradują bez koszulek, z tęczowymi opaskami na ramionach. Utrzymują się ze składek, darowizn i zbiórek na Patronite
— czytamy.
Na marginesie głównego wątku, pojawia się dość interesujący fragment, który wiele mówi o „kontaktach” społeczności LGBT. Dziennikarz przedstawia bowiem jedną z informatorek, Katarzynę, która dołączyła do Homokomanda po wydarzeniach z 7 sierpnia 2020 r., gdy policja zatrzymała „Margot”.
Napisałam do Linusa. Planował zarejestrowanie Homokomanda. To ja przygotowałam pierwszą prezentację mówiącą o tym, czym jest Homokomando. Razem z Linusem pisaliśmy statut. Załatwiłam spotkanie w ambasadzie Niemiec, bo mieliśmy z nimi współpracować. Dzięki mnie mogliśmy złożyć tęczowy wieniec w getcie
— opowiada kobieta.
Gwałt z bronią w ręku
Autor tekstu - Damian Maliszewski - pisze na wstępie, że nie wyobraża sobie zatuszowania tej sprawy. O co chodzi?
11 września br., wspomniany już Maciej L. miał zgwałcić Rafała. Mężczyźni umówili się na portalu randkowym, przeznaczonym dla osób homoseksualnych.
Otwierają się drzwi. Do mieszkania wchodzi ubrany na czarno mężczyzna. Na twarzy ma kominiarkę, na głowie czapkę z daszkiem. Nieznajomy wyciąga spod kurtki strzykawkę i wstrzykuje coś Rafałowi. Zaczyna uprawiać z nim seks. Co jakiś czas brutalnie przyciska jego głowę do ziemi. Po trzynastu minutach kończy, wyciąga z kieszeni kurtki pistolet: „Powoli wstajesz, masz gnata przy łbie”
— czytamy w opisie zdarzenia przedstawionym przez „GW”.
Aktywista LGBT miał zmusić Rafała do seksu oralnego, grożąc mu bronią.
Rafał klęczy z pistoletem wycelowanym w jego głowę. Rozpoznaje mężczyznę, to Maciej L., znany aktywista, członek zarządu Homokomanda, organizacji zajmującej się walką o prawa osób LGBT+. Rok wcześniej Rafał odrzucił jego propozycję seksu.
W tekście ujawniono, że były członek zarządu Homokomanda miał także zaczepiać, molestować i obnażać się przed innymi mężczyznami w klubach. Pojawia się także opis mobbingu wobec pracownicy tejże organizacji:
Byłam sekretarką i popychadłem. Stosował wobec mnie mobbing. Każdy piątek, godzina 2 albo 3 w nocy, Maciej do mnie dzwoni: „Przyjedź, narozrabiałem, posprzątaj po mnie”. Przyjeżdżałam i naprawdę po nim sprzątałam.
Jak próbowano powstrzymać publikację
Autor przedstawia także przepychankę pomiędzy członkami Homokomanda a liderem - Linusem Lewandowskim ws. Macieja L.
Mam nadzieję, że tym razem poniesie konsekwencje. Ale bez dowodów sam nic nie zrobię, mam przeciwko sobie zarząd
— mówił dziennikarzowi Tomasz Sarosiek, jeden z członków zarządu. Z wiadomości opublikowanych w komunikacji wewnętrznej Homokomanda wynika, że Lewandowski chciał powstrzymać publikację reportażu, namawiając innych do „zdyskredytowania Damiana”.
Zdaniem informatorów „Wyborczej” próbowano wręcz tuszować wybryki Macieja L. Oskarżany o gwałt aktywista ostatecznie został wyrzucony z organizacji, a Lewandowski w połowie września publikuje na Facebooku oświadczenie:
Oświadczam, że Maciej L. jest gwałcicielem, i zrobię wszystko, żeby poszedł siedzieć.
Z kolei w jednej z wiadomości przyznaje:
To był mój przyjaciel, myślałem, że jestem jego najbliższą osobą i muszę mu pomóc, zmusić do terapii, wyprostować. Jednak nie da się. Jest po prostu gwałcicielem.
Dziennikarz „GW” jednocześnie dodaje od siebie, że „Lewandowski nie wyjaśnia, dlaczego wcześniej bronił Macieja L. i ignorował sygnały o jego zachowaniach, dlaczego chciał blokować śledztwo dziennikarskie”.
Zgłoszenie do prokuratury i odpowiedź Macieja L.
Czy sprawa gwałtu, którego miał się dopuścić Maciej L. z Homokomanda, trafi do sądu? Pełnomocnik Rafała - Karolina Gierdal - 28 września zgłosiła zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Ochota
Przestępstwo to zagrożone jest karą pozbawienia wolności do 12 lat więzienia
— podsumowuje „GW”.
Tymczasem 15 września Maciej L. pisze na Facebooku:
W związku z wysuwanymi pod moim adresem oskarżeniami, oświadczam, że są one nieprawdziwe. Film wideo, który ma je potwierdzać, został nagrany bez mojej zgody w sytuacji intymnej i przedstawia dwie dorosłe osoby w relacji seksualnej praktykujące BDSM w konwencji, na którą obie strony się umówiły i wyraziły zgodę. Ponadto rozpowszechnianie tego filmu (a dokładnie jego fragmentu) odbywa się bez mojej zgody. Mając na uwadze dobre imię Stowarzyszenia Homokomando, zdecydowałem się zrezygnować z członkostwa w zarządzie stowarzyszenia oraz członkostwa w samej organizacji, z powodu, że moje postępowanie złamało pewne standardy etyczne. Z tego samego powodu, a także dla dobra osób mi bliskich, do czasu wyjaśnienia sprawy nie będę jej szerzej komentował ani udzielał bardziej szczegółowych informacji.
Oświadczenie lidera Homokomanda
Po publikacji tekstu w „Dużym Formacie” nowe oświadczenie wydał lider Homokomanda Linus Lewandowski. Przedstawia w nim swoją wersję wydarzeń, dodając kilka słów nt. autora tekstu.
Kilka miesięcy wcześniej. Damian Maliszewski poznaje mnie i Macieja L. na wydarzeniu kulturalnym. Maciej L. podpada Damianowi niemiłym zachowaniem. Później, Damian kłóci się ze mną w komentarzach na moim profilu, okazuje się bi-fobem. Nie mając więcej argumentów, przechodzi do ad personam. Wypomina Maciejowi L., nie biorącemu udziału w dyskusji, wspomniane zdarzenie publicznie w komentarzach na moim profilu, oskarżając o pijaństwo, i strasząc, że dowiedział się też czegoś znacznie gorszego. Wyrzucam go z mojego profilu
— czytamy. Padają przy tym zarzuty o brak rzetelności przy pisaniu reportażu.
Sprawą Damiana Maliszewskiego zajmuje się Rada Etyki Mediów
— dodaje Lewandowski.
olnk/”Duży Format”/wyborcza.pl/Facebook
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/616698-aktywista-z-homokomanda-oskarzany-o-gwalt-z-bronia-w-reku