Pierwszą rzeczą, jaką zrobił prezydent Emmanuel Macron, gdy wrócił ze swej letniej rezydencji w Fort De Bregancon na Lazurowym Wybrzeżu było postraszenie rodaków. Najpierw w przemówieniu w Bormes-les-Mimosas powiedział Francuzom, że muszą szykować się na poświęcenia, a potem w trakcie posiedzenia Rady Gabinetowej obwieścił im, że nadchodzi „kres ery obfitości”. - To koniec produktów i technologii, które wydawały się nam wiecznie dostępne; dojdzie do przerwania łańcuchów dóbr. Będziemy musieli poczynić przygotowania – mówił. W jego ślady poszedł od razu premier Belgii Alexander de Croo, który zapowiedział rodakom, że czeka ich 5, może nawet 10 bardzo trudnych lat i „trzeba się przygotować na najgorsze”
W Niemczech nie ustaje kampania informująca obywateli jak mają przygotowywać się do mrozów, przerw w dostawach prądu, trwają debaty i eksperymenty dotyczące tego, do ilu stopni można Niemcowi obniżyć temperaturę w pomieszczeniu, a do mediów właśnie przeciekł raport rządowy, że zimą morze zabraknąć węgla i ropy. Podobnie w Austrii, Hiszpanii. Cały kontynent usty swych władcy wieszczy, ostrzega i do poświęceń wzywa. Swoimi złotymi radami dzieli się też z poddanymi Komisja Europejska, która oczywiście chciałaby narzucić państwom Unii ile gazu i na co mają zużywać, a także zmusić je do przekazywania go Niemcom.
Sprawa ma kilka aspektów – niektóre są oczywiste, jak to, że nadciąga kryzys ze wszystkimi jego konsekwencjami. Kolejny aspekt też jest oczywisty – oto pokazuje do jakiej nędzy i strachu prowadzi Europę Unia i sterujące nią Niemcy, podporządkowujący się im bez zastrzeżeń politycy innych państw, gorliwi wyznawcy eko religii, członkowie eko sekt obłędu. W 2022 roku obywatele najwspanialszego, jeszcze niedawno najbogatszego kontynentu świata boją się, że zimą zamarzną, nie będą mieć wody, nie będą mieli jak gotować i jak się poruszać etc. (zobaczymy jak zimą bez prądu będą po Niemczech śmigać te wszystkie elektryczne cacka). Może Niemcy powinni wziąć sobie jednak Tuska na roboty, by im tę ciepłą wodę załatwił? Tak, czy owak wniosek dla Polski jest jasny: nie słuchać tego co te niedojdy mają do powiedzenia, broń Boże nie robić tego co chcą, bo kończy się to katastrofą.
Kolejny aspekt jest mało oczywisty, z pozoru absurdalny nijak do powyższy problemów nie pasujący, bo dotyczy spraw kulturowych, a może nawet patetycznie pisząc wojny cywilizacyjnej jaką lewica toczy z normalnymi, czyli nieobłąkanymi i przyzwoitymi ludźmi. Jednym z jej z pozoru niewielkich elementów jest wprowadzenie do sfery publicznej zasady, że nie ważne co się mówi, tylko to kto to mówi i stosowanie wiecznej pedagogiki wstydu i strachu.
Przypomnijmy sobie co mówili nasi politycy: premier Morawiecki o ocieplaniu domów, prezydent Duda o zaciskaniu zębów, minister Czarnek o tym, że będzie żył skromniej, będzie mniej jadł i po knajpach mniej włóczył. Te słowa wywołały wielkie oburzenie, że niby zamiast coś robić, to rządzący mają dla biednych ludzi głupie rady, a Polki i Polacy nie wiedzą jak przeżyć (jaki to głupi, kaleczący język obyczaj, to wieczne wciskanie rodzaju niemęskoosobowego i feminatywów, – powinniśmy za każdym razem mówić też pedofilki i pedofile, złodziejki i złodzieje etc.). Kiedy eurokraci mówią o ociepleniu domów, o kupieniu grubych swetrów i skarpet, nikt oburzenia nie udaje, nikt nie twierdzi, że w ten sposób okazywana jest Polkom i Polakom, Europejkom i Europejczykom pogarda, czy lekceważenie. Nikt nie wymaga, by ktoś za te słowa przepraszał, by się kajał, wycofywał z nich. Bo one padły z ust słusznych i postępowych władców Europy, a nie jakichś ksenofobicznych, zacofanych, zaprowadzających reżim pisowców. Mniejsza zresztą o PiS, chodzi o dowolną znienawidzoną przez siły tolerancji formację polityczną, czy kulturową, a nawet o ludzi normalnych, czyli nieobłąkanych i przyzwoitych. Tak czy owak, widać jaka to blaga, lipa, jak sztuczne jak sterowane jest to niby oburzenie słowami premiera, czy prezydenta, jaka to gierka jest.
Prawica, konserwatyści, ludzie normalni popełniają wielki błąd ciągle korząc się, przepraszając za coś, co powiedzieli, tłumacząc się z tego, wycofując. Cokolwiek nie powiedzą zawsze będzie źle. Jeśli jakiś minister PiS napisze, że więcej chodzi zamiast jeździć, to w mediach i na opozycji podniesie się wrzask, że okazuje pogardę Polkom i Polakom, bo one i oni nie mają tego luksusu, by sobie jak minister spacerować, tylko do roboty komunikacją zbiorową zasuwać muszą. Jak napisze, że pojechał gdzieś samochodem to będą wrzeszczeć, że Polki i Polacy w tłoku owym zbiorkomem posuwają, a on gardząc nimi w w wygodnej limuzynie pomyka. A jakby napisał, że sam zbiorkomem jedzie, to będą wrzeszczeć, że okazał pogardę Polkom i Polakom, bo oni muszą pieszo chodzić, bo PiS komunikacji zbiorowej nie rozwija.
Póki się będzie przepraszać, korzyć się, wycofywać się ze swoich słów, pozwalać by oddziały postępu i tolerancji bujały społecznymi emocjami, sterowały dymanym oburzeniem, występowały w roli arbitrów rozstrzygających co i jakim tonem wolno mówić, to ta gra się nie skończy. Im o żaden szacunek dla innych nie chodzi. To wieczne ujadanie, potępianie, sztuczne oburzanie się, to narzędzie do kontrolowania ludzi, panowania nad ich umysłami i emocjami. To hodowla paranoików, neurotyków, ludzi słabych, bezwolnych, emocjonalnie rozedrganych, łatwych do sterowania, zabawa pod wybory. I to niestety działa bo ludzie normalni, prawica i konserwatyści chylą się pod tymi razami, wycofują, tłumaczą, przepraszają.
Szczególnie gorliwymi czempionami gry w oburzenie są dziennikarze. Wrzeszczą, unoszą się, a potem okazuje się, że to jacyś ludzie wybebeszający publicznie swe traumy, latami się z nich leczący, psychicznie i emocjonalnie zniszczeni pracą w redakcjach gdzie byli poniżani, a nawet molestowani, że to oszuści podatkowi, alkoholicy, piraci drogowi, dewianci. Aroganci, przypisujący sobie ostateczne oświecenie w sprawach tego co wolno mówić i jak, wiecznie pouczający kabotyni wmawiający innym nieustanne oburzenie i problemy.
Jednym z ciekawszych przypadków pokazujących jak paranoiczny jest proceder wiecznego oburzenia, jest sprawa wiceministra edukacji Tomasza Rzymkowskiego, który kilka tygodni temu w Radio Zet powiedział, o nauczycielach, że widziały gały co brały, czyli, że wiedzieli jaki zawód wybierają. Teraz zaś na czas powrotu naszych dzieci do szkół, ZNP z jego postkomunistycznymi, odwiecznymi działaczami szykuje strajk, jakby mało było przez ostatnie lata przerw, zaburzeń w nauce, więc niech będą kolejne awantury. Podłe to i cyniczne. Słowa wiceministra Rzymkowskiego będą na nowo eksploatowane i znów podniesie się gdy wrzask, iż pogardę bezbrzeżną okazał nauczycielkom i nauczycielom. Brednia, blaga, oszustwo. A może nauczyciele nie wiedzieli na co się decydują? - niewysokie zarobki, ale za to 2 miesiące wakacji, 2 tygodnie ferii, tydzień przerwy na Boże Narodzenie, tydzień na Wielkanoc, 21 godzin pensum w tygodniu etc. A może gały nie widziały, może nie wybierali, tylko losowali sobie zawód, albo mama im uczyć kazała?
Nikt z nauczycieli nie był słowami ministra oburzony. Na 99,9 procent nawet nie znali tej wypowiedzi i tylko przeczytali w internecie, a w telewizorze usłyszeli, że są nią oburzeni. Tak jak od czerwca nikt nic nie miał do powiedzenia w sprawie podręcznika autorstwa profesora Roszkowskiego, aż dopiero Donald Tusk dał sygnał do nagonki. To, że jakiś dziennikarz, polityk, działacz jeszcze od czasów junty Jaruzelskiego wycierający stołki w Związku Nauczycielstwa Polskiego obwieści, że nauczyciele są oburzeni, to jeszcze nie znaczy, że tak jest. A jeśli są tacy to dawać ich nazwiska, do psychiatry wysłać, dzieciaki z ich szkoły zabierać, bo oto dorosły człowiek, który im świat, a nawet życie objaśnia, przeżywa traumę, bo Rzymkowski powiedział „widziały gały co brały”. Taki ktoś nie nadaje się do wykonywania tego jednego z najpiękniejszych zawodów świata. Nie zasługuje, by Bóg mu w dzieciach wynagradzał. Proszę pani, proszę pani a Tomek mówi, że mam gały, buuuuuu.
Otóż jest dokładnie odwrotnie, to nie wiceminister Rzymkowski okazał pogardę nauczycielom, tylko wszyscy ci, którzy wmawiają im, ze są jego słowami oburzeni. To oni wmawiają Wam Szanowni Państwo Nauczyciele, że jesteście jakimiś lelujami, emocjonalnymi mimozami, że trzęsiecie się, przeżywacie traumę, że trzeba Was na kozetce położyć, pluszaczka do przytulenia dać, poduszeczkę do wypłakania się, bo się nie pozbieracie. Ta cała gra w oburzenie to część patologicznej z Zachodu płynącej cancel i woke culture, co po naszemu od biedy znaczy kultura unieważniania, wymazywania i ideowego pobudzenia. Gdy Donald Trump wygrał wybory, na uczelniach amerykańskich otwierano specjalne pokoje wypłakiwania się, zrozpaczeni studenci dostawali pluszaczki, by się przytulić i poduszeczki, by w nie beczeć. Szkoły są w rękach samorządów, więc Szanowni Państwo Nauczycielstwo, może niech ci, którzy w Waszym imieniu oburzeni są, to niech Wam obok pokoju nauczycielskiego, pokój wypłakiwania się otworzą i jakąś maszynę z misiami i kotkami zainstalują. A kto potrzebuje niech go Broniarz od alkoholowych biznesów przytula. Albo mu poleje, jak ma czym.
Terror oburzenia jako część patologicznej kultury ideologicznego pobudzenia niszczy wolność słowa, dyskusje, demokrację, naukę, unieważnia naszą kulturę, cywilizację. W 2014 roku świat z zapartym tchem śledził sondę Rosette, która po pokonaniu 6 miliardów kilometrów wylądowała na mikroskopijnej komecie 67P/Czuriumow- Gierasimienko. Świat oniemiał z zachwytu nad tym cudem ludzkiej myśli i inwencji. Ale tylko na chwilę. Oto jakieś ideologicznie pobudzone kretynki feministki wypatrzyły, że opowiadający światu o tym niezwykłym wydarzeniu naukowiec Matt Taylor ma na sobie hawajską koszulę w seksowne, skąpo odziane panie. No i zaczęło się, wrzask podniosły i skończyła się wspaniała misja, a zaczął publiczny sąd nad astrofizykiem, autorem 70 prac, że seksista, że chce zniewolenia kobiet, że odmawia im wstępu do świata nauki. Do pobudzonych feministek przyłączyli się pobudzeni dziennikarze, zawodowi specjaliści od oburzania się, całe plutony tolerancyjnej lewicy. Taylor nie wytrzymał i choć chłop jak dąb, to rozbeczał się, przepraszał, tłumaczył, że to żona mu koszulę na okoliczność misji obstalowała. Wyprawa Rosette nie była już triumfem ludzkiej myśli, tylko terroru oburzenia. Taylor załamał się, zamiast powiedzieć kretynkom to, co usłyszał ruski statek, to, co swym pobudzonym ideologicznie oponentom dosłownie mówi doradca Żełenskiego Arestowycz, a w innej, mniej radykalnej formie np. Donald Trump, czy Boris Johnson.
Premier Morawiecki ma prawo doradzać, by ocieplać swe domy i nie powinien wstydliwe udawać, że to coś niestosownego. Prezydent Duda ma prawo powiedzieć swym rodakom, by zacisnęli zęby, a tym, którzy go za to krytykują i oburzają się że, widocznie do zaproponowania mają tylko beczenie i bezradne rozkładanie rączek. Żeby nie wiem co tam spece od PR, czy jakiejś tam komunikacji opowiadali, to nie należy kajać się, przepraszać i siadać do tej głupiej patologicznej, nigdy nie kończącej się gry w oburzanie się. Stolik z planszą trzeba wywracać, a najlepiej stanowczym kopem. Oni - pobudzeni, poruszeni, oburzeni zawsze znajdą przysłowiowy kij, by nim psa uderzyć. Trzeba więc zacisnąć zęby, jak mówi prezydent Duda, ale w tym przypadku najlepiej na ich łapie kij podnoszącej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/612001-precz-z-przepraszaniem-zlote-rady-unii-i-niemcow