Dziennikarze „Gazety Wyborczej” w dodatku „Wolna Sobota” postanowili odmalować czytelnikom smutny los młodej polskiej klasy średniej w dobie inflacji. Wyszło jak zawsze, ponieważ na dzień dobry dostajemy historię o Pawle, który wraz z żoną zarabia na rękę 25 tys. zł i obecnie martwi się, jak wykończyć 200-metrowy dom w podwarszawskich Michałowicach, mimo że jest dyrektorem w dużej korporacji IT.
CZYTAJ TAKŻE: Problemy czytelników „Wyborczej”? Absurdalny reportaż w „Dużym Formacie”: Marta z Gdyni ma 15 tysięcy na rękę i musi pożyczać
Paweł, który „dostaje drgawek na widok Glapińskiego”
Jak dowiadujemy się z reportażu „GW”, pierwszy bohater tekstu, 35-letni Paweł na początku przyszłego roku odbierze 200-metrowy dom pod Warszawą, niestety, choć wraz z żoną dostają łącznie ok. 25 tys. na rękę, martwią się, za co wykończą „taką chałupę”.
Sporo zarobili na sprzedaży ich niedużego mieszkania na Pradze, mają też kawalerkę, którą kupili inwestycyjnie. Na wykończenie mieszkania mają oszczędności. Problem? Pieniądze zżera inflacja, bo wszystko drożeje
— czytamy.
Nie tak to widział. Paweł jest mistrzem Excela, znał oferty klimatyzacji, okien, podłogi. I teraz na przykład klimatyzacja zdrożała o 60 proc., więc wie, że na razie musi z niej zrezygnować. Nie wiadomo, z czego jeszcze, bo oferty są ważne 72 godziny. Paweł myśli, że koszt wykończenia domu wzrośnie co najmniej o jedną trzecią, więc albo będzie musiał dobrać kredytu, albo nie wykończy poddasza. Na razie nie kupuje wyposażenia od mniejszych firm, patrzy tylko w stronę supermarketów
— dowiadujemy się dalej.
Paweł nie położy byle paneli. Marzy mu się parkiet w jodełkę albo podłoga z litego drewna. Choćby miał jeść pół roku ziemniaki z cebulą, to uzbiera
— czytamy w reportażu „GW”.
Wymarzony parkiet w jodełkę nie jest jedyną bolączką Pawła. Z jakiego jeszcze powodu bohater tekstu „GW” dostaje „drgawek na widok Glapińskiego w telewizji”? Ponieważ z żoną nie pojadą w tym roku do Nowego Jorku ani na Seszele, a tylko do Turcji, za 4,5 tys. zł za cztery noce.
Ewidentnie kończą się czasy, że z nudów leciało się do Włoch za 50 zł, żeby zjeść pizzę i wrócić
— piszą (całkiem serio?) autorzy tekstu w „GW”.
Jeszcze te ceny w sklepach. Kupisz jogurcik, mleko i dwie zgrzewki wody i pęka stówa. Gdzieś podjedziesz Uberem, gdzieś pójdziesz na piwo (ostatnio za jedno na Powiślu zabulił 38 zł, fakt, że w modnym miejscu). Obiad na wynos u zwykłego Hindusa u nich w bloku kosztuje 100 zł, o 40 proc. więcej niż niedawno
— dowiadujemy się dalej o życiu 35-letniego Pawła.
Dramat 8-letniego dziecka - lody z Żabki, zamiast z cukierni
Inną bohaterką jest 38-letnia Agata
Agata myśli, że w tym prorodzinnym kraju, raty najbardziej uderzają w rodziny, bo to one kupują większe mieszkania i mają wyższe kredyty
— czytamy.
Agata i jej mąż pracują na kierowniczych stanowiskach.
Nie pułap przeciętnego Kowalskiego, ale też nie kadra menedżerska w wielkiej korporacji. Nie mają problemów ze spłacaniem kredytu, ale budżet jest na styk. Agata nie chce się użalać, sytuacja nie jest bardzo zła. Ale to frustrujące, że tyle pracujesz, a nic nie masz
— pisze „GW”.
Dowiadujemy się m.in., że przez Polski Ład wynagrodzenie męża bohaterki obniżyło się o 800 zł, a do Agaty dwa razy w miesiącu przychodzi pani sprzątająca. Bohaterka artykułu chciała nawet zaproponować kobiecie, aby sprzątała jej mieszkanie co tydzień, jednak teraz musi zrezygnować z tej decyzji.
Małżeństwo przeżywa też inny dramat.
Dziecko ma osiem lat. Pierwszy raz w życiu słyszy, że rodzice czegoś mu nie kupią, bo nie ma pieniędzy. Jak chce lody, to z Żabki, a nie z cukierni. Chodzi teraz na osiedlowy basen (okazało się, że wcale nie jest zły), a nie na Warszawiankę
— czytamy.
Do tekstu na temat inflacji udało się wpleść nawet (oczywiście w kłamliwy sposób) wątek… kryzysu na granicy z Białorusią. Bohaterka tekstu odradziła przyjaciółce powrót do „tego kraju” - jak wielokrotnie podkreśla.
Bo jak możesz ufać państwu, które przerzuca dziecko przez płot? Zabiera kobietom prawo do aborcji i cywilizowanej opieki ginekologicznej? Nawet na porządną szkołę nie możesz liczyć
— utyskuje 38-letnia mieszkanka warszawskiego Ursynowa.
Nie pójdę do fryzjera, oszczędzam, gdzie mogę, żeby mieć coś na czarną godzinę, jak mnie znowu ten kraj wystawi. Jak do tego doszło, że bogacą się na nas banki, gdy rządzi bankier?
— pyta Agata.
„Gdy korpomedia chcą pochylić się nad losem zwykłej rodziny”
Perypetie Pawła i Agaty w dobie inflacji w „tym kraju” stały się z miejsca hitem internetu.
To są prawdziwe ludzkie dramaty polskiej klasy „średniej”.
Skąd oni biorą te ceny jogurcików, mleka, zgrzewek, piwa i obiadów na wynos?
Nie wiem, po co „Wyborcza” to robi (sobie i „klasie średniej”). A słowo „prawdziwe dramaty” wziąłbym w cudzysłów :)
Gdy korpomedia chcą się pochylić nad losem zwykłej rodziny ale żadnej nie znają:
Pierwszy raz mam ochotę by zapłacić za Wyborczą. Koło dramatów ich środowiska trudno przejść obojętnie
To chyba ten pan mnie zaczepiał pod Biedronką i pytał mnie, czy nie mam jakichś drobnych na zbyciu. Straszna historia.
Tego rodzaju teksty pachną próbą ośmieszenia rzeczywiście poważnego problemu jakim jest szalejąca nie tylko w Polsce putinflacja.
aja/Wyborcza.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/604792-gw-o-dramacie-pawla-zarabiajacego-25-tys-na-reke
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.