„Boimy się, że polska szkoła będzie polonizować uczniów z Ukrainy. Jak zaborca” - grzmią nauczycielki cytowane przez portal OKO.press. To dość przerażające, że w sytuacji, gdy Rosja zaatakowała Ukrainę militarnie, mordując cywilów, gwałcąc matki na oczach ich dzieci, bombardując bloki mieszkalne, szpitale i placówki edukacyjne; a Polskę atakuje informacyjnie, grając na skłócenie nie tylko Polaków między sobą, ale i Polaków z Ukraińcami, w polskich mediach ukazują się tego rodzaju teksty. Anton Ambroziak z OKO.press i dwie nauczycielki, z którymi rozmawia, wyrażają obawy, że ukraińskie dzieci będą na siłę asymilowane i wyrywane z własnej kultury. Oczywiście, wszystkiemu „winien” jest minister Czarnek (mimo iż już od dawna podkreślał, że nie ma mowy o „polonizacji” ukraińskich dzieci, zwłaszcza że wiele z nich po wojnie wróci do kraju).
CZYTAJ WIĘCEJ:
-RELACJA z wojny dzień po dniu
Czy minister Czarnek chce „polonizować” ukraińskie dzieci?
CZYTAJ TAKŻE:
Lekcje w piwnicy. Kserowanie ukraińskich podręczników. Bieganie do pani w kuchni po pomoc w tłumaczeniu. I strach: czy nauczyciele w szkole ministra Czarnka nie będą zmuszeni, by dzieci z Ukrainy „asymilować”, wyrywać je z ich kultury?
— czytamy na łamach portalu OKO.press.
Co mówił na temat „asymilacji” dzieci z Ukrainy sam minister Czarnek? Otóż w rozmowie z Polsat News z 28 marca szef MEiN podkreślał, że celem Polski jest zapewnienie opieki ukraińskim dzieciom na czas, w którym - niejako z przymusu - przebywają w Polsce.
Wówczas, kiedy będą mogły wrócić na Ukrainę, zapewne zdecydowana większość ich wróci, a więc o żadnej denacjonalizacji nie ma mowy
— powiedział Przemysław Czarnek.
Co więcej, minister edukacji i nauki informował wówczas, że ukraińskie dzieci mają także możliwość zdalnego nauczania w swoich szkołach.
Wówczas - zgodnie z przepisami prawa - nie są one objęte obowiązkiem szkolnym w Polsce
— wyjaśnił.
Czarnek podkreślał w Polsat News, że firmy informatyczne chętnie zgłaszają się do MEiN z propozycją przekazania używanego sprzętu komputerowego ukraińskim dzieciom w celach edukacyjnych.
Będziemy to koordynować
— powiedział minister Czarnek, dodając, że sprzętu użyczają uczniom z Ukrainy również polskie szkoły.
Przepełnione szkoły
Bohaterki artykułu OKO.press: Olga i Maria, nauczycielki z dwóch ukraińskich szkół, domagają się od MEiN m.in. wprowadzenia ukraińskiej ścieżki nauczania dla dzieci uchodźców. Krytykują sposób przyjmowania ukraińskich dzieci do polskich szkół, mówią o tym, ” jakie zagrożenia czają się już na korytarzach, a także czego nie rozumie minister edukacji, Przemysław Czarnek”.
Na początku nauczycielki ubolewają nad tym, że szkoły zaczynają być przepełnione.
Jest trudno. Jesteśmy małą szkołą. Byliśmy pełni już przed przyjściem uczniów z Ukrainy, bo mamy większe roczniki w klasach siódmych i ósmych. To nadwyżka z czasów, gdy do szkół szły sześciolatki. Prowadzimy też oddziały integracyjne. Potrzebne są sale do indywidualnej pracy z dziećmi, ale nie ma na to miejsca
— mówi jedna z rozmówczyń, chyba zapominając o tym, „dzięki” komu do szkół szły sześciolatki. Nie był to, bynajmniej, minister Czarnek.
Ubolewają też, że w szkołach nie ma miejsc na utworzenie oddziałów przygotowawczych - mimo iż to, jak mówił wiceszef resortu edukacji, Dariusz Piontkowski, leży w gestii dyrektorów szkół oraz samorządów. Sekretarz stanu w MEiN zwracał uwagę na trudności, z jakimi borykają się w polskich szkołach ukraińskie dzieci nieznające języka polskiego.
Stąd apelowaliśmy do samorządów i do dyrektorów szkół, by jak najczęściej tworzyli oddziały przygotowawcze
— przypomniał Piontkowski podczas Rady Dialogu Społecznego 30 marca b.r.
Czy to źle, że dziewczynka z Ukrainy uczy się języka polskiego?
Jednak o wiele bardziej skandaliczne od narzekań na to, że szkoły są nieprzygotowane, wydają się słowa, które padają później.
Mam w klasie dziewczynkę, której babcia od 15 lat mieszka w Polsce. Ona świetnie rozumie język, bardzo stara się też mówić. Gdy spotkałam się z jej babcią mówiła, że dziewczynka wraca ze szkoły i codziennie uczy się sama polskiego. Bo chce. Co nie zmienia faktu, że może nie o tym powinna teraz myśleć
— twierdzi jedna z rozmówczyń OKO.press. Jak wyjaśnia nauczycielka, pełnoletni brat dziewczynki oraz ojciec rodziny pozostali na Ukrainie, podobnie matka, która pracuje na kolei, wróciła więc do kraju, ponieważ ma obowiązki zawodowe. Dziewczynka, jak wspomina pani Maria, sama, z własnej woli, uczy się języka polskiego.
I to dziecko, które martwi się o rodzinę, które jest w nowym miejscu – nawet jeśli ma silną motywację do nauki – poniekąd jest zmuszone, by zajmować się teraz szkołą
— mówi nauczycielka. A może nauka języka w jakiś sposób pomaga dziewczynce odwrócić myśli od strachu o najbliższych?
Z kolei druga rozmówczyni OKO.press, pani Olga, ubolewa, że po pandemii COVID-19 wśród dzieci spadła empatia i kompetencje społeczne. Sama przyznaje, że w nauczaniu korzysta zarówno z ukraińskich, jak i polskich podręczników.
Była jedna sytuacja, w której chłopcy przepychali się, a jeden przed drugim zatrzasnął drzwi. „Nie wejdziesz, bo jesteś Ukraińcem”, rzucił. Oczywiście, wszyscy chcieli to szybko zasypać, ale nie pozwoliłam tego zostawić. Ta niby niewinna sytuacja była punktem wyjścia do rozmów o rasizmie, ksenofobii, a także o tym, co to w zasadzie znaczy być uchodźcą
— mówi pani Maria.
Dalej OKO.press sugeruje, że polskie rodziny, które przyjęły do siebie ukraińskich uchodźców, po miesiącu mogą być już zmęczone.
Rodzice przyjęli uchodźców jak my wszyscy, pospolitym ruszeniem. Ale ten zapał wygasa. Na początku było sporo rzeczy do kupienia. Nie chciałam się narzucać, więc zrobiłam listę, na którą sami mogli się wpisywać: co mają do oddania, co ewentualnie mogą kupić. Jedno dziecko nie miało stroju do pływania na zajęcia na basenie. Rodzice bez słowa się zrzucili. Teraz, gdy wysyłam zapytania o ekstra potrzeby, odzewu nie ma
— wskazuje w rozmowie z portalem pani Olga.
Czarnek chce „szkoły tylko dla Polaków”?
W dalszej części tekstu następuje atak na ministra Czarnka.
Wizja szkoły ministra Czarnka jest prosta: to szkoła zamknięta, tylko dla Polaków
— twierdzi jedna z nauczycielek.
Dlatego trzeba zastanowić się, jak tę ukraińskość w polskim systemie edukacji podkreślić. Te dzieci są tu zagubione. Ja prowadzę ośmiolatków, oni są na początku budowania swojej tożsamości. Nie można ich wyrwać z kultury. Przepraszam, nie chcę przesadzać, ale co ja mam z nimi w zasadzie przerabiać? Konstytucję 3 maja? Wołyń? A może śpiewać Hymn Polski albo oglądać Ogniem i Mieczem? One mają nauczyć się być Ukraińcami, nawet jeśli Ukraińcami żyjącymi w Polsce. Ja tego nie zrobię, jestem niekompetentna
— dodaje kolejna rozmówczyni.
Nauczycielki krytykują szefa MEiN za przekonywanie, że uchodźcy szybko wrócą do siebie, choć jednocześnie same przyznają, że Ukraińcy szukający schronienia w Polsce, sercem i myślami są w swoim kraju i deklarują, że chcą tam wrócić, kiedy tylko będzie to możliwe. Być może również minister Czarnek chciał nieco uspokoić tych Polaków, którzy są podatni na rosyjską propagandę i boją się, że Ukraińcy będą zabierać im pracę, mieszkania, szkoły etc., że do czegoś takiego nie dojdzie i że uchodźcy nie chcą im niczego odebrać, a jedynie znaleźć bezpieczeństwo i spokój na czas wojny.
Pani Maria stwierdza w pewnym momencie:
My po prostu boimy się, że za chwilę polska szkoła będzie polonizować
Tak, ja w tej sytuacji czuję się zaborcą
— wtóruje jej pani Olga.
Szczerze mówiąc, czekam na bunt i konflikty. Ktoś kogoś popchnie na korytarzu, dzieci się poszarpią i padnie: „Bo to Ukrainiec”. Będą takie sytuacje, bo dzieci potrafią sobie dokuczać; bo dzieci czują napięcia społeczne i wyciągają z nich wnioski
— mówi pani Maria, co od razu przywodzi na myśl incydent z jednego z Marszów Niepodległości, kiedy to Jacek Hugo-Bader z „Gazety Wyborczej” pomalował się pastą do butów, aby udawać czarnoskórego, w takiej charakteryzacji udał się na Marsz i choć uczestnicy nie atakowali go ani nie zwracali się do niego w sposób rasistowski, i tak „czuł”, że nie jest tam mile widziany.
Czarne scenariusze idą jeszcze dalej:
Bez systemowych rozwiązań, nie tylko na poziomie edukacji, ale też mieszkaniowym, zatrudnienia, uznawania dyplomów, niechęć będzie narastać. To, co dzieci słyszą w domach, potem będą przynosić do szkół. Te same dzieci, które dziś są otwarte, które ciepło witają kolegów i koleżanki, będą mówić: „Bo moja ciocia nie może przez was wynająć mieszkania”. Boję się, że dzieci podzielą się na grupy narodowościowe
— przekonuje jedna z rozmówczyń.
Nauczycielki zwracają uwagę, że ukraińscy uczniowie czy też w ogóle uchodźcy z Ukrainy, myślami są w swoim ojczystym kraju.
I dzieciaki mają to samo. Boję się, że silne poczucie ukraińskości, ten duży zryw patriotyczny u tych osób, plus nasze ciągoty do nacjonalizmu, takiego rodem z Marszu na 11 listopada, szybko się zderzą.Zwyczajnie boje się konfliktów i przemocy
— twierdzi jedna z rozmówczyń.
Nasuwa się pytanie, co jest celem tego rodzaju tekstów i w jaki sposób są inspirowane? Oczywiście, nie można posądzać nikogo o inspiracje z Kremla, gdy nie ma na to jednoznacznych dowodów, ale na pewno można stwierdzić chęć uderzenia w PiS za wszelką cenę, w sposób bardzo nieprzemyślany - bo to uderzenie może prędzej czy później wykorzystane w bardzo brzydki sposób przez kogoś, kto od lat prowadzi paskudne działania. Interesujące jest również to, że nauczycielki, które wcześniej obawiały się, że polska szkoła pod rządami ministra Czarnka będzie na siłę polonizować ukraińskie dzieci, pod koniec tekstu boją się obecnego u uchodźców „silnego poczucia ukraińskości i tego dużego zrywu patriotycznego”.
A przecież zaborcy, do których nauczycielki raczą się porównywać, również bali się u naszych przodków ich poczucia polskości i dużego zrywu patriotycznego - pokazują to dzieła Adama Mickiewicza, wiersze Cypriana-Kamila Norwida (m.in. „Fortepian Chopina”), „Syzyfowe prace” Stefana Żeromskiego i inne utwory.
Obrzydliwe jest także samo stawianie w pozycji „zaborcy” narodu, który sam przez lata tkwił pod zaborami i który dziś pomaga osobom szukającym schronienia przed wojną. Osobom, które mają prawo do patriotyzmu i „poczucia ukraińskości”, bo te wartości również pomagają ukraińskim żołnierzom dzielnie odpierać barbarzyńskie ataki żołdaków Putina. Wreszcie: czego w końcu bardziej boją się nauczycielki? „Poczucia ukraińskości” u uchodźców i ich dzieci czy „denacjonalizacji” uczniów?
aja/OKO.press
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/593413-skandaliczny-artykul-o-polonizacji-dzieci-z-ukrainy