Na Dworzec Centralny cały czas przybywają tłumy uchodźców. Pomagają im zwykli ludzie, niezrzeszeni w żadnych organizacjach. Nazwali siebie grupą Centrum.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Akcja wolontariuszy na Dworcu Centralnym
Dworzec w samym centrum stolicy stał się miejscem, do którego przybywają setki uchodźców. Przyjeżdżają pociągami, autobusami czy podwożeni przez przypadkowe osoby. Trafiają do olbrzymiej hali dworcowej. Tam czekają na nich wolontariusze, którzy sami z siebie zorganizowali prawdziwe centrum pomocowe. Nie są zrzeszeni w żadnej organizacji, a siebie nazwali grupą Centrum. W hali dworcowej zorganizowali specjalne osobne działy. Jest więc dział cateringu, medyczno-higieniczny, noclegowo-transportowy i punkt rejestracji dla wolontariuszy. Na antresoli strefa matek z dziećmi, gdzie są przewijaki i odpowiednie środki higieniczne.
O akcji opowiedziała PAP jedna z wolontariuszek grupy Centrum - Magda.
Przyszłam tu w poniedziałek o 22 i w jednym miejscu spotkało się 10 podobnych mi osób. Wtedy nie było tu nikogo. Oblecieliśmy wszystkie punkty: panie kasjerki, panie sprzątające, ochronę, SOKowców, wszystko. W Internecie sprawdziliśmy rozkłady pociągów. Po 12 godzinach wiedzieliśmy wszystko i wzięliśmy się za robotę
— powiedziała Magda. Jak zaznaczyła, cała akcja rozeszła się przez media społecznościowe i pocztą pantoflową.
W tej chwili mamy zarejestrowanych mamy ponad 150 wolontariuszy
— wskazała.
Cały proces pomocy rozpoczyna się od podejścia tu do nas, a kończy na odwiezieniu na nocleg, albo pomocy we wniesieniu bagaży do pociągu lub autobusu
— podkreśliła.
Pomocy restauracji i zwykłych ludzi
W hali dworca kłębi się tłum ludzi, to zarówno uchodźcy zmęczeni, niepewni nowego miejsca, jak również warszawiacy, którzy przynoszą jedzenie, środki higieniczne czy lekarstwa. Przed wejściem na dworzec non stop zatrzymują się samochody, zarówno zwykłe odrapane busiki jak i lśniące nowe limuzyny. Z nich wysiadają mieszkańcy i wypakowują a to reklamówki z kanapkami, a to termosy z ciepłą herbatą czy olbrzymie gary z zupą.
Wzięłam największy garnek, jaki mam w domu, i ugotowałam gęstej fasolowej. Wszyscy mnie zawsze chwalili, że wychodzi mi świetna. Stwierdziłam, że taka miseczka gorącej zupy to każdemu dobrze zrobi
— powiedziała pani Maria, która z mężem przyniosła właśnie garnek z parującą zupą.
Rzeczy przynoszą nam zwykli ludzie z ulicy, mamy też sieć restauracji warszawskich, które zaoferowały się przynosić ciepłe posiłki
— potwierdziła Magda.
Rzeczywiście obok stoiska z kanapkami rozstawiła profesjonalne termosy gastronomiczne jedna z chińskich restauracji.
Mamy zupę i ryż z kurczakiem. Na miejscu jest też pracownik, który jest Ukraińcem i pomaga w komunikacji. W ciągu dnia wydajemy ponad 500 porcji
— przekazała pani wydająca potrawy. Obok restauracji stoi Wietnamka, która przyniosła garnek z własnoręcznie zrobionymi sajgonkami.
Wiem, co to jest wojna, przeżyłam to w Wietnamie. Muszę pomóc tym ludziom
— powiedziała reporterce PAP.
Po hali krążą wolontariusze gotowi odpowiedzieć na wszelkie pytania. Dodatkowo przy każdej kasie biletowej stoją wolontariusze, którzy w trzech językach pomagają dogadać się z paniami kasjerkami.
Tłumaczą też np. jak wygląda bilet i jakie na nim są informacje, gdzie jest peron, itp.
— wyjaśniła Magda.
„Cały czas przychodzą ludzie i pytają, co mają przynieść”
W środkowej części znajduje się miejsce, gdzie chętni pomagać muszą się zarejestrować jako wolontariusze.
Jednak musimy wiedzieć, kto to jest i czy jest pełnoletni
— podkreśliła Magda. W kolejce stoi kilka osób.
Jestem tu drugi raz. Wróciłem do domu z pracy i tu przyjechałem
— opowiedział pan Henryk.
Kiedy tylko mogę to tu przychodzę i pomagam
— dodała stojąca obok pani Ewa. Razem odpowiadają, że robią to prostu z potrzeby serca.
Na miejscu w strefie gastro uwija się dziennikarka Marta Glanc.
Przeczytałam, że na dworcu potrzeba wolontariuszy. Poszłam do sklepu, zrobiłam kanapki, bo tego było wtedy potrzeba. Przyjechałam tutaj i powiedziałam „jestem, w czym mogę pomóc”. Powiedzieli, żebym znalazła sobie zajęcie to wzięłam się za strefę gastro
— opowiada.
Roznosimy i rozdajemy jedzenie. Pracuję tu z Pawłem, który jest Rosjaninem i mieszka w Polsce. Od wczoraj tutaj jest i pomaga, od tego czasu nie spał. I jak tylko gdzieś widzi jakieś dziecko to od razu biegnie i daje im jakieś słodycze. Jest naprawdę niesamowity
— dodała.
Cały czas przychodzą ludzie i pytają, co mają przynieść
— opowiada Marta. Wolontariusze mają też wielką prośbę, żeby przynosić rzeczy rano.
Nawet o 5 rano, bo wtedy nic nie ma. Po południu mamy jedzenia dużo, bo wszyscy wrócili z pracy i nas zarzucili po sufit. Rano jest dramat, bo ludzie przychodzą i jest pusto, my rozkładamy ręce i jest nam głupio
— powiedział jeden z harcerzy, którzy także włączyli się w akcję.
W poniedziałek wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł zapowiedział, że we wtorek przed Dworcem Centralnym stanie namiot.
Ten namiot będzie ogrzewany i to będzie miejsce wydawania posiłków, żeby było trochę więcej miejsca w samej hali dworca, w której przebywa wiele osób
— powiedział.
wkt/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/588872-jak-wyglada-sytuacja-na-warszawskim-dworcu-centralnym