Przedłużająca się pandemia, permanentny strach o życie swoje i bliskich, lęk przed zakażeniem czy izolacją - to wpływa na zaburzenia psychiczne. Jednak być może dopiero za kilka lat okaże się, czy będziemy mieli do czynienia z falą depresji pocovidowych – powiedział PAP psychiatra Jacek Koprowicz, kierownik Przychodni Zdrowia Psychicznego w Centralnym Szpitalu MSWiA w Warszawie.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: RAPORT. 13 687 nowych - w tym 1340 ponownych - zakażeń koronawirusem, zmarło 25 osób z COVID-19
W wyniku długotrwałości sytuacji epidemicznej w Polsce i na świecie obserwujemy wiele objawów zaburzeń psychicznych w wyniku Covid-19. Poczucie zmęczenia, które towarzyszyło pacjentom w trakcie choroby, pozostaje wiele miesięcy po zakażeniu
— wskazał lekarz, który w ubiegłym roku był m.in. konsultantem psychiatrycznym w szpitalu tymczasowym na Stadionie Narodowym w Warszawie.
Niektóre osoby przestają jeść, tracą wagę, narzekają na zburzenia w życiu seksualnym, na zaburzenia pamięci, wskazują na problemy z koncentracją, problemy z logicznym myśleniem, wyrażaniem swoich myśli. Pacjenci opisują także, że ciężko jest im przeczytać chociażby książkę, nie mogą skupić nawet na jednej kartce
— powiedział psychiatra.
Jak dodał, powikłaniem pocovidowym jest też poczucie lęku, które dość często występuje, a które wiąże się z depresją. Kolejnym dyskomfortem w życiu po covidzie jest utrata poczucia czasu.
Dość charakterystycznym objawem powikłania po Covid-19 są problemy ze snem. Najczęściej pacjenci mają problem z zaśnięciem lub utrzymaniem snu. Sen nie daje im odpoczynku, są zmęczeni, nie mają siły rano wstać
— powiedział lekarz.
Faza destrukcji, jaka pojawia się podczas pandemii, niezdolność do wykonywania pewnych czynności po przejściu zakażenia, gorsze funkcjonowanie w codziennym życiu – obserwujemy coraz więcej takich przypadków. W społeczeństwie narasta nerwowość, gniew i złość
— podał dr Koprowicz.
Jak dalej tłumaczył, przedłużająca się pandemia, permanentny strach o życie swoje i bliskich, lęk przed zakażeniem czy izolacją wpływają na zaburzenia adaptacyjne, czyli „w wyniku silnego zewnętrznego stresu mamy prawo popaść w depresję sytuacyjną”.
U osób, które dodatkowo zmagają się na co dzień z ogromnym stresem, te wzmożone emocje i sytuacje stresowe mają prawo same w sobie wywołać zaburzenia depresyjne. Działa to tak, że te bufory bezpieczeństwa, które do tej pory radziły sobie z tą dużą ilością stresu, zostały już wyczerpane i dochodzi do zaburzeń
— wyjaśnił.
Czy samo zakażenie koronawirusem prowadzi w następstwie do depresji?
Jak zauważył, może być jednak pewna grupa osób, która w obliczu pandemii, czegoś co jest powszechne, o czym się ciągle mówi - doszukuje się w sobie choroby.
Jakiś czas temu diagnozowałem pacjentkę, która twierdziła, że przeszła trzy razy Covid-19 ale w żadnym przypadku nie zrobiła testów, aby potwierdzić bądź wykluczyć zakażenie. Twierdziła, że po koronawirusie nie radzi sobie emocjonalnie, mówiła, że jest bardzo chora. W trakcie badania psychiatrycznego nie znaleźliśmy jednak nic, co wskazywałoby na tak ciężki stan, jaki opisywała. Jej rodzina wskazywała, że całkiem dobrze radzi sobie w codziennym funkcjonowaniu. Ona chciała być bardziej chora, niż w rzeczywistości ta choroba miała miejsce
— opisał specjalista.
Czy samo zakażenie koronawirusem prowadzi w następstwie do depresji? W mojej ocenie obecnie jest za wcześnie, aby to stwierdzić
— powiedział lekarz. Zaznaczył, że „tutaj potrzebna jest głębsza analiza, należałoby przebadać niemałą grupę osób, żeby ocenić, czy zakażenie Covid-19 faktycznie ma wpływ na pojawienie się zaburzeń depresyjnych”.
Być może dopiero za kilka lat okaże się, że mamy do czynienia z falą depresji pocovidowych. Musiałby tutaj jednak globalnie nastąpić przyrost zaburzeń depresyjnych na poziomie 20, 30, 50 procent. Należałby zmierzyć częstość występowania choroby, ocenić, czy te wartości zachorowań podskoczyły. Jeżeli w Polsce zaburzenia depresyjne w ciągu lat wzrosną i będą występować na poziomie nie 10, a 15 procent, wówczas należałby się temu przyjrzeć i przebadać społeczeństwo, zweryfikować, ile z tych osób przeszło chorobę Covid-19
— tłumaczył dr Koprowicz.
Zwrócił uwagę, że w tej kwestii istotne byłaby zbadanie, czy pacjent przeszedł zakażenie łagodnie, czy ciężko, a faktem jest – jak podkreślił - że ciężki przebieg Covid-19 powoduje znaczny uszczerbek na zdrowiu.
Przykład młodej policjantki, która z powodu zakażenia leżała w szpitalu kilka miesięcy, walczyła o życie podłączona do respiratora. Niestety niewielki procent pacjentów przeżywa taki stan, ona była w tej wąskiej grupie osób, którym się udało. Obecnie jest rehabilitowana, jednak prawdopodobnie nie wróci już do pełnej sprawności. Z naszego punktu widzenia powinna cieszyć się tym, że żyje, że znajduje się w tych dwóch procentach osób, które wyszły z tak ciężkiego przebiegu choroby. Z jej punktu widzenia - z pełnowartościowego obywatela, w pełni sprawnego funkcjonariusza policji, stała się osobą, która ma problem, żeby wstać z łóżka i pójść do łazienki – jest to o wiele trudniejsze. O ile jej stan wkrótce może się poprawić, to pytanie, czy będzie zdolna w przyszłości do jakiejkolwiek pracy. Pytanie, czy teraz taka osoba będzie się cieszyła, że przeżyła, czy jednak za trzy miesiące lub pół roku dotknie ją depresja, bo zrozumie, że do końca życia będzie kaleką
— podkreślił lekarz.
Zaznaczył jednocześnie, że osoby, które miały lekkie objawy, także są podatne na różnego rodzaju powikłania pocovidowe i zaburzenia psychiczne.
Część osób, które dotyka takie przemęczenie, będzie sobie tłumaczyło, że to stres i praca, chociaż podświadomie wiedzą, że to nie jest przyczyna, że po zakażeniu coś się zmieniło i nie funkcjonują tak, jak wcześniej. Natomiast dla osób, które nie bagatelizują takich objawów, te pierwsze symptomy depresji będą bardziej widoczne
— powiedział specjalista.
aw/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/586348-czeka-nas-fala-depresji-pocovidowych-psychiatra-odpowiada