Zapominamy, że wszędzie, gdzie nie ma Boga, jest niebezpiecznie.
Bardzo dawno temu, chyba jeszcze w dobie pirackich kaset wideo, oglądałem amerykański film o pewnym człowieku, który był prowincjonalnym kaznodzieją protestanckim, aż w końcu ogłosił się cudotwórcą i boskim posłańcem. Wraz z żoną (chciwą i cyniczną), która była jego menedżerem, organizował spotkania, na których „uzdrawiał” podstawionych ludzi. Przekonywał, że przez wiarę w jego pośrednictwo ludzie staną się bogaci i tym samym szczęśliwi. Krzyż przedstawiał jako plus, znak dodawania, który Jezus nam zostawił jako przesłanie do bogacenia się. Biednych traktował jako pomiot szatański. Z czasem uwierzył we własne banialuki, a przy okazji dorobił się prawdziwej fortuny. Prosperity trwała, ludzie tysiącami przyjeżdżali na jego „rekolekcje”, a niektórzy traktowali go wręcz jak mesjasza. Nad wszystkim czuwała wyrachowana małżonka kaznodziei. …
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 7,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/585002-nie-bedziesz-mial-byle-daleko-od-dekalogu