Pisarz Jakub Żulczyk postanowił na gorąco odcinać kupony od swoich bluzgów kierowanych pod adresem Prezydenta RP, za które wytoczono mu sprawę karną.
I nie idzie tu o Andrzeja Dudę, ale o najwyższy urząd w państwie, na który można się wspiąć tylko drogą demokratycznych wyborów. Co do tego nie ma wątpliwości. Sąd ogłosi wyrok w poniedziałek. Ale już teraz pisarz Żulczyk postanowił opublikować swoją mowę obrończą, którą najwidoczniej uznał za dzieło sztuki literackiej i filozoficznej. Bo żelazo trzeba kuć póki gorące. Bo teraz on, Żulczyk pokaże sądowi gdzie raki zimują!
Ohydnemu wybrykowi, godnemu pijanych meneli na meczu IV ligi futbolu próbuje nadać rangę przełomową i głębię nieprzeniknioną. Głupie, małe, prostackie i jeszcze zalatuje cekinowym lansem. Jeśli wyrok będzie skazujący, to Żulczyk zostanie męczennikiem opozycji. Jeśli uniewinniający, to będzie jak Dymitrow samotnie walczący z sędziami III Rzeszy. Tak czy inaczej zaistnieje. Zaprosi go do programu Morozowski, Meller, Żakowski, Łaszcz, pod hasztagami „#wspieramżula” podpiszą się tuzy ze ścianek, salonów i GW. Gdyby był niewiastą, to miałby zapewne sesję w Playboyu. Żałosny, rodem z „warszawki” lansik literata.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/580827-zalosny-rodem-z-warszawki-lansik-literata