Nowy wariant koronawirusa o nazwie Omikron rozprzestrzenia się w Europie w coraz szybszym tempie. Jednak to nie Omikron jest groźny, lecz nasze nieodpowiedzialne zachowania – powiedział PAP wirusolog z Warszawy prof. Włodzimierz Gut.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Zwiększone kontrole m.in. w transporcie publicznym. Co z weryfikacją szczepień pracowników? Müller: Projekt jest w Sejmie
PAP: Pandemia ma nowe koło zamachowe, jest nim wariant Omikron. W Wielkiej Brytanii liczba nowych zakażeń tym koronawirusem podwaja się co dwa, trzy dni i pod koniec grudnia może być dziennie ponad 100 tys. nowych zakażeń, jak prognozuje Brytyjska Agencja Bezpieczeństwa Zdrowotnego (UKHSA). Omikron występującego już prawie w całej Europie.
Prof. Włodzimierz Gut: Trzeba zacząć od tego, że Wielka Brytania, mając określoną liczbę osób zaszczepionych przeciwko COVID-19, puściła wszystko na luz. To znaczy zniosła obostrzenia wewnątrz kraju, są tylko te zewnętrzne. W tej sytuacji faktycznie należy oczekiwać dużej liczby zakażeń. Bo o liczbie zakażeń – przypomnijmy – decyduje dystans społeczny i bariery fizyczne.
A szczepienia?
Szczepienia nie decydują o samej ilości zakażeń.
Nie zapobiegają przenoszeniu zakażeń?
Nie, zapobiegają rozwojowi choroby, zmniejszają ryzyko ciężkiej postaci COVID-19 i zwiększając szanse przeżycia.
W Wielkiej Brytanii zaszczepiono ponad 80 proc. dorosłej populacji, a zakażenia się nadal rozprzestrzeniają, obojętnie jaki wariant SARS-CoV-2 dominuje.
Pod tym względem mają sytuację, jaką mają, i innej mieć nie będą, ale dzięki szczepieniom mają mniej zgonów. Przykładowo w Rosji jest znacznie mniej zaszczepionych ludzi i zgonów jest więcej. Czasami jest tam mniej zachorowań, a więcej zgonów. To jest ta cecha charakterystyczna.
A nowy wariant Omikron, nie ma żadnej „cechy charakterystycznej”?
Omikron? Szerzy się tak samo jak wszystko. Pamiętajmy, że poza komórką wirus jest martwy. To my, ludzie, go szerzymy. Wirus skrzydeł nie ma, to struktura martwa. Dopiero wewnątrz organizmu zyskuje cechy życia. Bez względu zatem, jaki jest wariant, szerzenie się wirusa wszystko zależy od naszych zachowań. Przykładem jest Japonia, gdzie Delta, groźna w Europie, popełniła seppuku, zaniknęła.
Omikron prawdopodobnie jest jednak bardziej zakaźny niż Delta. Tak sugerują opublikowane dotąd badania tego wariantu.
Ale co to znaczy: bardziej zakaźny?
Łatwiej się przenosi z jednej osoby na drugą.
Nie, to ludzie go przenoszą. Wirus - dopóki nie trafi do wnętrza komórki - w zasadzie niczym się różni od kurzu. A kurz nie jest mniej lub bardziej zakaźny.
Czyli wciąż pojawiające się kolejne warianty koronawirusa dla rozwoju pandemii nie mają większego znaczenia. Najważniejsze jest przestrzegania podstawowych zasad? To, o czym mówili eksperci niemal od początku pandemii.
Dokładnie. Bo kiedy wirus stałby się bardziej zakaźny? Gdyby okres między możliwością jego wykrycia - a pojawieniem się zakaźności - uległby znaczącemu wydłużeniu. A ten wirus nadal zakaża 24 godziny przed wystąpieniem objawów.
I w tym jest główny problem.
Tak, w tym jest problem. Bo jeśli tak się zachowujemy, jak się zachowujemy, to mamy skutki, jakie mamy.
A zatem szczepienia, maseczki, dystans i higiena rąk. Dajmy sobie spokój z wariantami.
Szczepienie tylko przygotowuje organizm na kontakt z wirusem. Skraca czas wydalania wirusa (w razie infekcji – PAP) i powoduje złagodzenie objawów choroby. To jest tak, jak z karateką. Czy można go zaskoczyć i zabić? Tak, można, ale tylko wtedy, gdy nie będzie na to przygotowany. A gdy będzie przygotowany, to się obroni.
Co zatem powinniśmy zrobić, jak się uporać z pandemią? Poza tym, że wszyscy musimy być zachowującymi czujność karatekami.
Przede wszystkim trzeba przyjąć schemat jednorodnego zachowania wszystkich ludzi. W Japonii epidemia sama nie zniknęła, to mieszkający tam ludzie ją wyeliminowali. Jeśli ktoś wcześniej zgłosi się do lekarza, to przestaje rozsiewać wirusy, bo jest natychmiast izolowany. A jeśli ktoś jest zaszczepiony, to rozsiewa je krócej. W razie objawów również powinien pójść do lekarza, by dzięki izolacji przerwać drogi szerzenia się zarazka. Bo jeśli tego nie zrobi też będzie szerzył wirusa przez pewien okres.
Niektóre osoby się nie szczepią i przechodzą zakażenie łagodnie…
I tu jest pewne ryzyko, bo jak jeszcze nie wierzą w COVID-19, to szerzą wirusa bardzo skutecznie.
I dopóki tego nie zrozumiemy…
To będziemy mieli zachorowania. My jesteśmy w tej gorszej sytuacji, że będziemy mieli więcej ciężkich przypadków zachorowań i więcej zgonów.
Dlaczego? Bo w Polsce jest mniej osób zaszczepionych?
Poziom wyszczepienia w Anglii zbliża się do tego istotnego dla modyfikacji całości choroby, a w Polsce jest jeszcze do tego daleko. Szansa na to u nas jest taka, że przechoruje jeszcze więcej, jakieś drugie tyle osób, oczywiście ze wszystkimi tego konsekwencjami. I wtedy będziemy mieli taki sam poziom uodpornienia populacji, jak w Anglii.
Jak długo zatem może jeszcze potrwać pandemia?
Zawsze żartuję, że do momentu jej odwołania.
A poważnie?
Wirusa już nie wyeliminujemy, poszedł zbyt szeroko. Poprzedni koronawirus SARS (w 2002 r. – PAP) został ograniczony na poziomie nieco ponad 8 tys. zachorowań. Nie było takiego szumu medialnego, nie było też tak dużej globalizacji. A działania były skuteczne, mimo że przeprowadzono je po cichu. Wirus ten przeniknął do Kanady, ale został tam stłumiony, zanim zdążył cokolwiek zrobić.
Koronawirus SARS-CoV-2 ulega jednak pewnej mutacji.
Każdy wirus ulega mutacji, nie nie ma systemów, które by temu zapobiegały, szczególnie w przypadku wirusa zawierającego RNA. Zawsze powstaje w nim (w takim wirusie jak SARS-CoV-2 – PAP) jeden błąd na tysiąc znajdujących się w nim nukleotydów podczas każdego jego przepisania. Większość z nich jest eliminowana przez sam kod genetyczny, jak i przez biologię, bo gdy dane przepisanie wirusa nie jest funkcjonalne, to ulega on rozpadowi. Tak powstaje około jednego biliona cząsteczek z jednej cząsteczki zakażającej. Populacja jednego wirusa jest bardziej zróżnicowana niż populacja małp naczelnych.
Z COVID-19 będzie zatem podobnie, jak z grypą sezonową, gdy niemal co roku pojawiają się nowe wirusy grypy?
Nie, wirus grypy jest jeszcze innym wirusem. Grypa jest wirusem nabłonków, a COVID-19 jest wirusem naczyń krwionośnych. To olbrzymia różnica. W grypie po „wygoleniu” nabłonków niebezpieczne są nadkażenia bakteryjne. W przypadku COVID-19 niebezpieczne jest przestawienie systemu immunologicznego na stan prozapalny, czyli zwalczanie organizmu przez samego siebie.
W dłuższym okresie skutki tego mogą być nieobliczalne…
Przy łagodnym przechorowaniu skutki mogą być tragiczne, łącznie z demencją u ludzi młodych.
Demencja po łagodnym przechorowaniu?
Tym bardziej po łagodnym przechorowaniu, bo to oznacza, że mobilizacja organizmu była duża, z wirusem sobie poradziła, to teraz może poradzić sobie z samym sobą.
Ma Pan na myśli skutki wynikające z odpowiedzi autoimmunologicznej?
Dokładnie tak. Stąd szczepienia, które mają jeszcze zapobiec i temu zjawisku.
Wiele osób tego nie rozumie i nie chce się szczepić przeciwko COVID-19.
Przepraszam, ale czy nieświadomość usprawiedliwia przestępstwo?
Nie, nie usprawiedliwia. Część osób nie chce się jednak szczepić nawet po przechorowaniu, a inni nawet nie wiedzą, że chorowali i mogą odczuwać odlegle tego skutki.
Rozmawiał Zbigniew Wojtasiński
aw/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/578064-prof-gut-to-nie-omikron-jest-grozny-lecz-nasze-zachowania