„I może mnie też kiedyś ktoś poderżnie gardło, to nie jest tak zupełnie niewyobrażalne. Ale co ja mam zrobić? Zaprzeczyć swoim ideałom?” - pyta znany (także z zaangażowania politycznego) aktor Maciej Stuhr w wywiadzie dla „Newsweeka”. Opowiada m.in. o pomocy migrantom przy polsko-białoruskiej granicy i nowej roli filmowej, jak również - o ciężkim doświadczeniu, jakim było dlań zbezczeszczenie rodzinnego grobu.
CZYTAJ TAKŻE: Barbarzyństwo! Wandale zniszczyli grobowiec rodziny Stuhrów. „Każdy może sobie wyobrazić, co się czuje w takiej chwili”
Rzecz jasna, migranci ściągani przez Łukaszenkę, za każdym razem są mylnie nazywani „uchodźcami”, a Maciej Stuhr nie mówi ani słowa o działaniach reżimu Łukaszenki (poza jednym lakonicznym stwierdzeniem o po obu stronach granicy „przedstawicielach władz, które myślą wyłącznie o tym, jak się ich pozbyć”. Trudno powiedzieć, dlaczego aktor tak silnie wypiera z siebie fakt, że to Alaksandr Łukaszenka doprowadza migrantów do utknięcia w „śmiertelnej pułapce”, a polskie władze „myślą o tym, jak się ich pozbyć”, ponieważ prawo obowiązujące nie tylko w naszym kraju, ale i całej UE, nakazuje im ochronę granic.
„Metoda drobnych kroczków”
Artysta opowiedział, jak to się stało, że postanowił wraz z żoną zacząć pomagać „uchodźcom”. Jak tłumaczył, oboje doszli do wniosku, że sytuacja polityczna w Polsce nie zmieni się z dnia na dzień, dlatego zdecydowali się na „metodę drobnych kroczków”, czyli m.in. „realną pomoc ludziom na granicy”.
Nie mam takiej wyobraźni, która by mi podpowiedziała, że to może się dla mnie źle skończyć. Ani gdy wchodzę na scenę i rzucam jakiś żart o rządzących, ani gdy decyduję się jechać z żo9ną na granicę, ani gdy z entuzjazmem rzucam się w wir zdjęć do filmu o konfliktach polsko-żydowskich. Dopiero słysząc po fakcie relacje o swojej rzekomej odwadze, myślę sobie: „Kurczę, w sumie to nie pomyślałem o tym jako o zagrożeniu”
— wskazał.
Ale gdy jadę na wschód, to nie myślę o tym, co się może stać. Myślę wyłącznie o tym, że tak należy. Gdy przyjmowaliśmy z żoną uchodźców z Czeczenii do domu, inne sprawy też przestały się liczyć w tym momencie
— dodał. Nasuwa się pytanie, czy nie zauważył pewnej różnicy między faktycznymi uchodźcami z Czeczenii a ludźmi przy granicy polsko-białoruskiej.
Dewastacja rodzinnego grobu
Pytany o zdewastowanie rodzinnego grobu przez nieznanych sprawców, Stuhr przyznał, że doświadczenie było „okropne”, ale z drugiej strony chętnie posłuchałby ludzi, którzy to zrobili, poznał ich historię.
Jak to było? Kto to wymyślił? Dlaczego? Być może stworzyłoby to okazję, żeby coś im wytłumaczyć. Może coś na mój temat źle zrozumieli
— stwierdził.
Dziennikarka „Newsweeka” przywołała wypowiedź publicysty „Gazety Wyborczej”, który „zauważył, że u źródeł tego zdarzenia leży ten sam mechanizm szczucia, który doprowadził do śmierci Pawła Adamowicza” i zapytała, czy aktor też się boi.
Lęk jest. Wszyscy się boimy. Powiem więcej, te nasze kłótnie, skakanie sobie do gardeł, inwektywy, wyśmiewanie biorą się właśnie ze strachu, którym zostaliśmy nakarmieni
— odpowiedział rozmówca.
Maciej Stuhr przekonywał, że w ciągu ostatniej dekady większość Polaków nie zmieniła zdania np. o aborcji, a „to, co myśleliśmy o religii i panu Bogu też ewoluuje powoli”.
Generalnie trzymamy się pewnych wartości. A jednak przez tyle lat przed nastaniem tej władzy potrafiliśmy żyć koło siebie, cieszyć się, imprezować, świętować, potrafiliśmy po prostu razem żyć, a teraz jest to z roku na rok coraz trudniejsze. Dlaczego? Bo zostały obudzone lęki, że ci drudzy chcą nam coś zabrać, że musimy się bronić, musimy być bardziej radykalni, m,ocniej okopać się na swoich pozycjach i w ten sposób wpadliśmy w okropną spiralę
Dopytywany, czy boi się o swoje dzieci, artysta przyznał, że tak właśnie jest. Przywołał także przykład „koleżanki aktorki” również wypowiadającej się na tematy społeczno-polityczne, która otrzymała list z pogróżkami, „że wysmarują jej twarz kwasem”. Zdaniem Stuhra, przedstawiciele najwyższych władz państwowych mogą nie mieć świadomości, że „tworzą pewną atmosferę, która wpływa na bardzo różnych ludzi: mądrych, inteligentnych, skromnych, mniej wyedukowanych, dziwnych, ale również na wariatów”. Zdaniem Stuhra, choć Krystyna Pawłowicz czy Zbigniew Ziobro nie rzucą się na jego koleżankę z kwasem, to w ocenie aktora, „jakiś wariat, słysząc, co oni mówią, pomyśli, że miso w ten sposób uratować naszą ojczyznę”. Rozmówca „Newsweeka” uważa, że ci, którzy zdewastowali grobowiec jego rodziny mogli kierować się podobnymi pobudkami.
Pytany o rolę w filmie „Pokłosie” i to, że bohater, którego grał, zapłacił za pomoc innym okrutną cenę, stwierdził:
A może mnie też kiedyś ktoś poderżnie gardło, to nie jest tak zupełnie niewyobrażalne. Ale co ja mam zrobić? Zaprzeczyć swoim ideałom? Zaszyć się gdzieś? Wyemigrować? Zacząć się układać z władzą? Zaprzeczyć swoim słowom i czynom i powiedzieć, że się pomyliłem?
— zastanawiał się.
A może - zamiast obwiniać nielubianych polityków o tworzenie niedobrej atmosfery w kraju, może warto by zastanowić się także nad sobą, nad swoim środowiskiem politycznym, sposobem odnoszenia się do tych, którzy mają odmienne poglądy?
aja/”Newsweek”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/576896-stuhr-dramatyzuje-a-moze-mnie-tez-podetna-gardlo