W Warszawie, ale również kilku innych polskich miastach m.in. w Krakowie, pojawiły się billboardy dotyczące sytuacji na granicy polsko-białoruskiej, a konkretnie tragedii, która często dotyka migrantów, którzy wpadli w pułapkę reżimu Łukaszenki. Niestety, to jednak nie jest powiedziane, a z plakatów wynika, że to Polska przyczynia się do ich cierpienia. Kto stoi za całą akcją?
CZYTAJ TAKŻE: Szokujące nagranie! Białoruskie służby instruowały migrantów, jak mają walczyć z Polakami. „Będziecie mieli noże…”
Kampania billboardowa
Zdjęcie jednego z plakatów, który pojawił się w Krakowie, zamieścił na Twitterze dziennikarz Wojciech Mucha. Widzimy na nim małe dziecko i duży napis „Nie wywoźcie mnie do lasu”. Ale to nie wszystko, czego możemy dowiedzieć się z plakatu.
Na granicy polsko-białoruskiej trwa kryzys humanitarny. Umierają ludzie
—czytamy.
I dalej:
Łamiąc prawo, Polska odmawia cudzoziemcom przyjmowania wniosków o ochronę międzynarodową. Wywozi ich na Białoruś, skąd przepychani są z powrotem na terytorium naszego kraju. Ci ludzie utknęli w śmiertelnej pułapce. Tygodniami tkwią w lesie, gdzie temperatura spada poniżej zera. Jest wśród nich wiele rodzin z dziećmi. Działaj! Sprawdź, jak możesz pomóc.
Plakaty pojawiły się również we Wrocławiu.
Kto stoi za akcją?
Jak czytamy, za całą akcją stoją „Rodziny bez granic”. Kto to taki? Na ich stronie czytamy:
“Rodziny bez granic” to grupa zrzeszająca ludzi, którym nie jest obojętny los ofiar kryzysu humanitarnego na granicy polsko-białoruskiej, a w szczególności los przebywających tam dzieci. Początkowo była to grupa rodziców, a wszystko zaczęło się od facebookowej grupy Piotra i Laury, którzy napisali: „Nie możemy już wytrzymać bezczynności”. Grupa jest otwarta i zrzesza ludzi z całej Polski i spoza niej, którzy chcą wyrazić swój sprzeciw wobec sytuacji na granicy. Nie trzeba być rodzicem, aby stać się jej członkiem/członkinią. Po czterech dniach od założenia do grupy dołączyło prawie trzy tysiące osób i tworzą się liczne inicjatywy lokalne m.in. we Wrocławiu, Olsztynie, Krakowie, Szczecinie.
To właśnie „Rodziny bez granic” zorganizowały protesty przed siedzibami Straży Granicznej w całej Polsce.
O to, kim są rzeczywiście „Rodziny bez granic”, zaczęli dopytywać internauci.
Dzień dobry „Rodziny bez granic”. W polskich miastach organizujecie kampanię (kosztowną), macie założoną w październiku stronę z licznymi materiałami promocyjnymi po angielsku, reklamujecie zbiórkę internetową. Nie podajecie ŻADNYCH danych. Kim jesteście? Proszę o konkrety.
Uprzejmie proszę również, żebyście uszanowali inteligencję moją i pozostałych czytelników tej rozmowy i darowali sobie teksty ze swojej strony internetowej, że jesteście „grupą ludzi”
—napisała Emilia Kamińska.
Okazało się, że jedną z osób, które należy do „Rodzin bez granic” jest Urszula Dragan, radna krajowa Partii Zieloni.
Działamy oddolnie, wolontariacko i nie sponsoruje nas obcy wywiad, a takie teorie spiskowe uważam za wyjątkowo durne. Nie, nikt mi nie płaci za to, że wychodzę protestować na ulicę w ważnych dla mnie sprawach. Przeciwnie, dzieje się to kosztem mojego czasu, zdrowia i rodziny.
Z pewnością osobom, które zostały wykorzystane przez reżim Łukaszenki należy pomóc, o ile jest to możliwe i zgodne z prawem, ale zwalanie winy za ich los na polską Straż Graniczną jest po prostu nikczemnością. Tak samo, jak żerowanie na ich nieszczęściu!
kk/Twitter/rodzinybezgranic.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/574807-w-miastach-pojawily-sie-plakaty-oczerniajace-polskie-sluzby