To nie tylko polski przypadek. W innych państwach także doszło do upolitycznienia praktycznie każdej strefy życia społecznego. I nie mówię tutaj o jakichś dyktaturach, ale państwach Zachodu. Upolityczniona została nawet pandemia, choć sam jej początek był dość obiecujący. Wydawało się, że o zmaganiach z wirusem będziemy mogli rozmawiać w oderwaniu od toczącego się w Polsce sporu politycznego. Nic bardziej mylnego i naiwnego. Przyznam szczerze, że i we mnie było dużo naiwności. Cóż, człowiek uczy się na błędach.

Na marginesie Marszu Niepodległości chcę napisać o jednym aspekcie pandemii, który został szczególnie upolityczniony. To maseczki, a konkretnie, to ich noszenie na zewnątrz. Pamiętam, jak w zeszłym roku, gdy Strajk Kobiet organizował ogólnopolskie protesty, na legendarnych już „paskach” w TVP Info, można było przeczytać o „siewcach śmierci”. Tamte protesty miały miejsce w podobnym czasie, choć trzeba przyznać, że liczba zakażeń była nieco większa. Nie jestem jednak pewien, czy dzisiaj sytuacja jest lepsza. W zeszłym roku o tej porze byliśmy jeszcze przed szczepieniami, a dzisiaj, gdy mamy w Polsce zaszczepionych ponad 20 mln osób, od kilku dni odnotowujemy po kilkanaście tysięcy zakażeń dziennie. Gdy w czwartek przez Warszawę przechodził ponad 100 tysięczny tłum ludzi, to nikt nie mówił o „siewcach śmierci” i noszeniu maseczek. Tak, zasada DDM, czyli „Dystans, Dezynfekcja, Maseczki” wciąż obowiązuje. I żeby nie było, pandemię do swoich politycznych celów wykorzystuje każde środowisko polityczne. Gdy protestował Strajk Kobiet albo, gdy na Placu Zamkowym na wiec Donalda Tusk przyszło „100 tys.” osób, obóz liberalno-lewicowy, który na co dzień naciska na rząd, aby wprowadził restrykcje dla niezaszczepionych, nagle zapomniał o panującej pandemii. Każdy tu ciągnie w swoją stronę.

Gdyby rządzącym przyszło do głowy, aby wraz z rozwojem IV fali pandemii w Polsce, nakazać nosić maseczki na zewnątrz, niech się później nie dziwi, że obywatele z lekceważeniem podchodzą do nakładanych restrykcji.