Liczni mieszkańcy terenów sąsiadujących z granicą polsko-białoruską są za powstaniem zapory. Tłumaczą, że będą się czuć bezpieczniej; wielu zwraca przy tym uwagę, że migranci, którzy usiłują przedrzeć się na nasze terytorium, są traktowani instrumentalnie przez dyktatora Białorusi, który celowo wywołał kryzys.
Reporterzy PAP odwiedzili miejscowości na Podlasiu i Lubelszczyźnie położone w sąsiedztwie tych, które są objęte stanem wyjątkowym. Rozmawiali z wieloma mieszkańcami, którzy żywo interesują się, co dzieje się w ich sąsiedztwie.
Alicja Łukaszewicz z Sidry (woj. podlaskie) jest za murem.
Mieszkańcy chcą muru
Słyszałam o murze w telewizji. Ja jestem za murem, mnie się wydaje, że jest potrzebny do obrony. My tu urodzeni i tu mieszkamy. Tu było spokojnie, te lata były wspaniałe do życia, a teraz pod strachem żyjemy
— mówi.
Włodzimierz Nos pochodzi z Łuplanki Nowej koło Michałowa (woj. podlaskie), a od lat pracuje w Niemczech. Wraz z żoną mieszkają koło Kassel, choć jego żona Urszula namawia go, by zamieszkali w Łuplance, na Podlasiu. Widywał tu migrantów.
Teraz ostatnio ich nie widać, ale zazwyczaj tędy chodzą, pod naszym lasem. I idą albo do Miechowa, albo do Juszkowego Grodu. Ja się ich nie boję, bo co mi oni zrobią, ale uważam, że ten mur to powinni postawić, oczywiście. Ja się dziwię, że kiedyś nasi nie utrzymywali tej granicy, tylko tak późno się za to biorą. To nienormalne, by tak ludzie szli
— mówi pan Włodzimierz.
63-letni rolnik z sąsiedniej Starej Łuplanki mówi, że „innego wyjścia jak budowa muru to nie ma. To jest faktycznie dużo pieniędzy, ale z drugiej strony, jak ci przyjdzie i podstawi szpikulec pod brodę, to co pan zrobi? Lepiej takich omijać. Jeden będzie w porządku, a drugi nie będzie” - mówi mężczyzna.
Adam Mikłaszewicz z Kudrawki koło Dąbrowy Białostockiej (woj. podlaskie) mówi o budowie muru na granicy, że „jedni sąsiedzi są za, inni podzieleni”.
Ja za. Niech będzie i będzie spokój, bo to z dnia na dzień słychać, że coraz więcej będzie tu przechodzić
— mówi pan Adam.
Krystyna Siemanowicz z Lipska Kolonii (woj. podlaskie), która gospodaruje na 12 hektarach, obawia się tego, że nie wie, z kim ma do czynienia.
To są różni ludzie, i tego tak się obawiamy się. Słyszałam, że tu niektórzy karmili, dawali jeść, ale i zgłaszali Straży Granicznej (emigrantów - PAP), bo każdy się boi. Nie wiadomo kto to idzie
— mówi pani Krystyna, dodając, że syn podczas pracy w polu znajdował porozrzucane ubrania migrantów.
Mi się zdaje, że lepiej żeby mur był, bo jakby ich tu puścili, to by tabunami szli. Może faktycznie ci ludzie uciekają, może jest ciężko w ich krajach. Szkoda ich, bo to jeść im nie dasz?
— mówi, dodając, że białoruski dyktator wykorzystuje migrantów i ich dzieci.
Trochę Polacy niepotrzebnie mieszali się pomagać tym, i to się zaczęło. Łukaszenka to wie teraz
— mówi kobieta.
Pani Krystyna, która w Juszkowym Grodzie (woj. podlaskie) koło Michałowa mieszka od pokoleń, mówi, że parę lat temu był spokój, a teraz „całymi nocami, całymi dniami Straż Graniczna i policja jeżdżą za nimi (migrantami - PAP)”.
Dlatego żeby to pobudowali, to byłby spokój. Co pan myśli, inne kraje Niemcy, Francja, ich nie przyjmują
— mówi kobieta.
18-letni Kuba z miejscowości Komarno-Kolonia (woj. lubelskie) mówi, że nie jest przeciwnikiem stawiania zapory.
Jak ma stać, to niech stoi. Czemu mają nie stawiać? Zapora będzie na pewno bardziej skuteczna, z drugiej strony nie będzie też tylu przemytów papierosów i alkoholu przez Bug
— mówi. W jego opinii, Polska nie powinna wpuszczać imigrantów, tak jak inne europejskie państwa.
Na filmach w telewizji czy internecie widzi się, że wśród nich nie ma praktycznie kobiet, ani dzieci, tylko sami mężczyźni 20-25 lat. Nie jestem za tym, żeby ich wpuszczać, bo oni u nas na pewno długo nie zostaną, raczej wolą iść do Niemiec czy innych krajów
— dodaje Kuba.
Mieszkanka wsi Budy (woj. podlaskie) koło Białowieży zwraca uwagę, że kryzys na granicy to plan dyktatora Białorusi.
Ja tylko tyle powiem, jechać tam, na tą Białoruś, tego Łukaszenkę wziąć, żeby nie ściągał ludzi, bo ludzi szkoda. On potrafi trzymać ludzi trzy dni w hotelu, a potem na granicę wyganiają i po łydkach biją do sinego, by nie mieli siły iść
— mówi. I dodaje:
Jestem za budową muru, bo innego wyjścia nie ma. Bo on (Łukaszenka - PAP) nas zniszczy i wojnę wywoła. Tych ludzi, co ich oszukuje, szkoda, ale trzeba jak najszybciej zrobić ten mur, bo innego wyjścia nie ma.
77-letnia Eugenia, mieszkanka Klonownicy Małej (woj. lubelskie) jest także za powstaniem zapory. „Mnie się wydaje, że potrzebny jest ten mur, żeby imigranci nie wchodzili. Bezpieczniej bym się czuła z takim murem. W kwietniu minęło 54 lata odkąd tu mieszkam, żadnego uchodźcy tu nie widziałam. Jednak trochę strach, nie wiadomo co mogą zrobić” – odpowiada.
Tu jest jednomyślność, jeśli chodzi o mur. Łukaszenka szuka okazji do prowokacji i może dojść do konfliktu
— mówi mieszkaniec Nowego Rogożyna (woj. podlaskie).
65-letni pan Leopold z Wólki Polinowskiej (woj. lubelskie) jest za powstaniem zapory.
Bardzo dobrze. Chyba już niedługo mają zaczynać. Przydałby się taki mur, żeby chronić granicę. Będzie mniej nielegalnych prób przekroczenia granicy, bo kilkumetrowego muru już się tak łatwo nie przejdzie
— uważa mężczyzna.
Nieliczni mieszkańcy zwracają uwagę, że mury nie są potrzebne.
Bo to dzielenie ludzi
— zaznacza sołtys Klonownicy Małej (woj. lubelskie) Tadeusz Caruk. Razem z żoną Agnieszką odpowiadają, że nikt u nich we wsi migrantów jeszcze nie widział.
U nas granica polsko-białoruska przebiega na Bugu, więc nie jest tak łatwo ją pokonać. Choć ostatnio tu niedaleko utonął 19-letni Syryjczyk. To duże ryzyko nawet dla uchodźców przeprawić się przez rzekę
— zwraca uwagę pani Agnieszka. Małżeństwo podkreśla, że chcieliby, aby stosunki ze Wschodem były normalne.
Może Unia Europejska bardziej by się w to zaangażowała i pomogła, bo to jest w końcu granica unijna
— mówią.
Pan Jan z Łomży, który ma dom po rodzinie żony w Butrymowcach (wol. podlaskie), zwraca uwagę, że jest za tym, by pomagać migrantom.
Ale tam skąd są wysyłać pomoc, zbiórki robić. Jestem za tym, by im pomagać, ale nie puszczać przez granicę. Z tym murem to jest ciężko powiedziane, ja po prostu jestem za tym, żeby nie przechodzili, a jak to rozwiążą, to nie wiadomo
— dodaje pan Jan.
Przygotowana przez MSWiA ustawa ma umożliwić pilną budowę zabezpieczenia na polskiej granicy państwowej - będącej też granicą zewnętrzną UE - w związku z presją migracyjną na granicy z Białorusią. Szacowany koszt budowy zapory to 1 mld 615 mln zł. W skład tej kwoty wchodzi 1 mld 500 mln zł na budowę fizycznej bariery oraz 115 mln zł na urządzenia techniczne. Ustawę Sejm uchwalił 14 października. Senat przyjął tę ustawę 13 dni później, wprowadziwszy kilkanaście poprawek, z których większość Sejm odrzucił. Ustawa została podpisana przez prezydenta we wtorek.
Ustawa zakłada, że do inwestycji nie będą stosowane przepisy odrębne, w tym m.in. prawa budowlanego, prawa wodnego, prawa ochrony środowiska oraz przepisów o udostępnianiu informacji o środowisku, przepisów o ochronie gruntów rolnych i leśnych oraz środowiskowych. Nie będzie wymagane uzyskanie decyzji, zezwoleń, opinii i uzgodnień. Na wniosek KG SG właściwe organy niezwłocznie przedstawią natomiast stanowisko bądź udzielą wsparcia w związku z inwestycją, w tym przez możliwą minimalizację zagrożeń dla środowiska. Ustawa przewiduje też możliwość wywłaszczenia obywateli z nieruchomości niezbędnej do budowy zapory. Wydatki na wypłatę odszkodowań za wywłaszczenia pokryją wojewodowie. Przepisy mają wejść w życie dzień po jej ogłoszeniu.
Jak sytuacja wygląda w Europie?
Przejęcie Afganistanu przez Talibów wywołało obawy przed falą uchodźców, podobną do napływu uciekających z ogarniętej wojną Syrii w 2015 r. Główne szlaki migracyjne do Unii Europejskiej prowadzą przez Hiszpanię, Włochy, Grecję, Bułgarię i Węgry. Od kilku miesięcy coraz więcej migrantów próbuje dostać się do UE z Białorusi przez Polskę, Litwę i Łotwę. Niektóre z krajów leżących na tych szlakach migracyjnych postawiły ogrodzenia na granicach. Inne się do tego przymierzają.
Szlak zachodnioafrykański to droga, którą migranci, przemieszczając się głównie przez Maroko, Saharę Zachodnią, Mauretanię, Senegal i Gambię, docierają na Wyspy Kanaryjskie na Oceanie Atlantyckim. Według unijnej agencji ochrony granic Frontex w 2021 r. 7350 osób przybyło do Europy tym szlakiem, a ponad 70 proc. z nich pochodziło z krajów Afryki Subsaharyjskiej.
Poza Wyspami Kanaryjskimi najwięcej przybyszów dociera do Hiszpanii przez graniczące z Marokiem hiszpańskie eksklawy w Ceucie i Melilli. W 2018 r. szlak zachodniośródziemnomorski stał się najpopularniejszym szlakiem prowadzącym do Europy, a w 2021 r. udało się wykorzystać go 7525 osobom, głównie z Algierii i Maroka.
Średnio dwa razy w miesiącu w obu autonomicznych miastach Hiszpanii dochodzi do masowych i nielegalnych przekroczeń granicy przez migrantów z Afryki, którzy próbują sforsować ustawione wzdłuż granicy ogrodzenia. Wraz z nasilającym się zjawiskiem nielegalnej migracji w drugiej połowie dekady lat 90. ruszyły prace przy podwyższaniu płotów granicznych. Prace te były dofinansowywane z funduszy unijnych.
W Ceucie powstały dwa płoty o długości 8 kilometrów i wysokości do 10 metrów, zaś w Melilli długości 12 kilometrów oraz wysokości do 12 metrów. W obu przypadkach w pasie granicznym usytuowano też radary, nowoczesne systemy monitoringu, nocnej obserwacji oraz nasłuchu. Według szacunków mediów rocznie na utrzymanie płotów granicznych w Ceucie i Melilli rząd Hiszpanii przekazuje eksklawom 2 mln euro.
W ostatnich latach obszar Morza Śródziemnego między Afryką Północną a Włochami, czyli tzw. szlak środkowośródziemnomorski był wykorzystywany przez setki tysięcy migrantów. W 2021 r. do Włoch dostało się 30,7 tys. migrantów, m.in. z Tunezji, Bangladeszu, Egiptu, Wybrzeża Kości Słoniowej i Sudanu.
Wielu migrantów w drodze do Europy trafia do Libii, co przyczyniło się do rozwoju zorganizowanego przemytu i handlu ludźmi w tym kraju. Większość z ok. 600 tys. migrantów znajdujących się obecnie w Libii pochodzi z Nigru, Czadu, Egiptu i Sudanu.
Do tej pory UE przeznaczyła 408 mln euro m.in na szkolenie libijskiej straży przybrzeżnej i od 2017 r. na szlaku środkowośródziemnomorskim odnotowano znaczny spadek liczby migrantów.
Szlak wschodniośródziemnomorski to droga, którą przybysze o nieuregulowanym statusie docierają do Grecji, na Cypr i do Bułgarii. W 2015 r. trasą tą przybyło niemal 900 tys. osób, w tym wielu uciekających przed wojną domową w Syrii, ale od tego czasu ruch na szlaku znacznie zmalał dzięki współpracy UE z Turcją, która zatrzymuje migrantów na swoim terytorium. W 2021 r. granice UE przekroczyło 8997 osób, głównie z Syrii, Turcji, Afganistanu, Demokratycznej Republiki Konga i Nigerii.
Z obawy przed wzrostem liczby uchodźców z Afganistanu po przejęciu władzy przez talibów, władze Grecji postawiły 40-kilometrowy mur na granicy z Turcją oraz zainstalowały tam nowy system nadzoru.
Porozumienie z Turcją pomogło też znacznie zmniejszyć liczbę ofiar na morzu: według Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji w 2019 r. życie na morzu straciło 71 osób, podczas gdy w 2015 r. było to 806 osób.
W 2015 r. głównym krajem tranzytowym dla uchodźców i migrantów usiłujących dotrzeć do Europy Zachodniej przez Bałkany stały się Węgry. Przedostało się wtedy do tego państwa nielegalnie ponad 378 tys. osób, przede wszystkim przez Serbię. W reakcji na napływ migrantów szlakiem bałkańskim Węgry zdecydowały jesienią 2015 r. o budowie ogrodzeń na granicy z Serbią i Chorwacją. Radykalnie ograniczyło to liczbę nielegalnych przekroczeń granicy.
Wiosną 2017 r. dodatkowo zaostrzono na Węgrzech przepisy, wprowadzając zasadę, że osoby ubiegające się o azyl w czasie stanu kryzysowego spowodowanego napływem migrantów muszą osobiście składać wnioski w strefie tranzytowej na granicy i tam czekać na decyzję w swej sprawie. Stworzono na granicy z Serbią dwie takie strefy: w Roeszke i Tompa.
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej uznał jednak w maju 2020 r., że umieszczanie przez Węgry osób ubiegających się o azyl w strefie tranzytowej na granicy z Serbią bez rozpatrzenia ich sprawy przez sąd jest sprzeczne z prawem unijnym. W rezultacie władze węgierskie zlikwidowały strefy tranzytowe.
Granica nadal jest jednak chroniona ogrodzeniem, a od 2017 r. prawodawstwo umożliwia zatrzymywanie cudzoziemców przebywających nielegalnie na Węgrzech na całym terytorium kraju i odstawanie ich na granicę. Przypadki nielegalnego przekraczania granicy nadal się zdarzają.
Nowy kryzys
Od kilku miesięcy coraz więcej migrantów próbuje dostać się do UE z Białorusi przez Polskę, Litwę i Łotwę. Migranci, m.in. z Iraku i Syrii, są zachęcani do przyjazdu na Białoruś. Obiecuje im się zniesienie reżimów wizowych i wsparcie logistyczne w dotarciu do granicy.
Od początku roku polska Straż Graniczna zanotowała ponad 29 tys. prób nielegalnego przekroczenia granicy polsko-białoruskiej, z czego blisko 17,3 tys. - w październiku, prawie 7,7 tys. - we wrześniu i ponad 3,5 tys. - w sierpniu.
gah/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/572495-mieszkancy-terenow-przygranicznych-chca-budowy-muru