Lewicowo-liberalne media chcąc zdyskredytować politykę rządu ws. kryzysu na granicy z Białorusią często sięgają po dezinformację, a już najczęściej po granie na emocjach. Zdjęcia dzieci, rodzin, wcześniej kot, który miał rzekomo iść z Afganistanu… Od początku wojny hybrydowej wymierzonej w Polskę, było tego naprawdę dużo. Swoją cegiełkę do tego szantażu emocjonalnego dołożyła w piątkowym wydaniu „Gazety Wyborczej” reporterka Ewa Wanat.
CZYTAJ WIĘCEJ:
„Trochę wiem, jak to jest być niechcianym”
Wanat w tekście „Ja też byłam nielegalną imigrantką” przypomina swoją historię, gdy w latach 80. trafiła do Monachium.
Trochę wiem, jak to jest być niechcianym. Byłam nielegalną imigrantką w latach 80. w Monachium. Niezaproszona, nieoczekiwana, intruzka, obca. Ktoś, kto pewnie po socjal do nas przyjechał, ktoś, kto nam zabierze pracę, albo będzie kradł, albo się prostytuował. Wtedy tak powszechnie o Polkach i Polakach myślano – my się prostytuujemy, a nasi koledzy kradną
—pisze Wanat, dodając, że w Niemczech została nielegalnie.
Nie miałam żadnych praw, a przede wszystkim nie miałam prawa tam przebywać. Ukrywałam się przed różnymi urzędami, pilnowałam, żeby nie przejść na czerwonym świetle i żeby żadnemu policjantowi nie przyszło do głowy mnie legitymować
—wspomina.
„Uprzywilejowana biała Europejka”
W dalszej części tekstu próbuje przekonywać, że nigdy nie była w tak „beznadziejnej sytuacji”, bo… jest „uprzywilejowaną białą Europejką”. Tak, jakby w całej tragedii, która ma miejsce na wschodniej granicy, chodziło o to, skąd są ci ludzie.
Ale nigdy nie byłam w tak beznadziejnej sytuacji, w jakiej znaleźli się ludzie na granicy białorusko-polskiej. Jestem uprzywilejowaną białą Europejką, która miała co prawda niewielkiego pecha, ponieważ urodziła się za żelazną kurtyną, ale w końcu jakoś się wszystko ułożyło. Bo mam białą skórę, niebieskie oczy i włosy blond. I jestem ochrzczona
—pisze.
Wanat co prawda przekonuje, że wie, w co gra Łukaszenka, ale sama na miejscu imigrantów postępowała by podobnie.
Nic nie jest proste. Wiem, że Łukaszenko, że import uchodźców, że szantaż, że wojna hybrydowa etc. Wiem, że zrozpaczeni ludzie rzucili się na drut kolczasty, żeby go zlikwidować, wiem, że rzucali w żołnierzy kamieniami, żeby się przedrzeć na drugą stronę. Myślę, że ja na ich miejscu zrobiłabym tak samo. I większość ludzi, którzy się dziś na nich oburzają, też
—pisze.
A może po prostu łatwiej byłoby pójść na przejście graniczne?
Podłe oskarżenia pod adresem SG
Następnie pojawiają się podłe słowa rzucone pod adresem Straży Granicznej, która miała „zaszczuwać” imigrantów.
Od ludzi, którzy nie mają współczucia, którzy czują gniew, niechęć, wściekłość nie oczekuję wcale, żeby przybyszów przyjmowali z otwartymi ramionami ani rzucali się na granicę pomagać. Chciałabym tylko, żeby uruchomili wyobraźnię i zobaczyli jej oczami tego mężczyznę, tę kobietę, tego chłopaka, to dziecko tam w lesie – zaszczutych przez białoruską i polską straż graniczną, oszukanych, przerażonych i zrozpaczonych. Empatia to nic innego jak umiejętność wyobrażenia sobie, w jakiej sytuacji znalazł się drugi człowiek, jak się czuje, i postawienie się na jego miejscu
—pisze Wanat.
CZYTAJ WIĘCEJ: NASZ WYWIAD. Repetowicz: Ataki na funkcjonariuszy SG i żołnierzy to terroryzm. Kodeks karny mówi o tym jasno
W „Gazecie Wyborczej” po staremu. Jak nie powielanie białoruskiej propagandy, to granie na emocjach… Czy to pomoże imigrantom wykorzystywanym przez reżim Łukaszenki? Raczej w jego planie destabilizacji Polski.
kk/Wyborcza.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/571954-stare-sztuczki-w-gw-wanat-gra-na-emocjach-ws-bialorusi