W morzu nowoczesnych ciemniaków, miłośnicy i znawcy średniowiecza mogą się uważać za arystokrację rozumu, moralności i estetyki.
Jacyś myśliwi z Danii polowali w Polsce, a przy okazji bardzo im się w naszym kraju spodobało. I, podobno przypadkiem, spotkała ich przesławna prof. Magdalena Środa, co opisała 10 sierpnia 2021 r. w „Gazecie Wyborczej”. Duńczycy podpadli jej za polowanie, ale jeszcze bardziej za mało entuzjastyczny stosunek (?) do LGBT. Bo chyba tylko myśliwy, nawet z postępowej Danii, może być takim matołem, że nie entuzjazmuje go LGBT (i reszta alfabetu). Pal sześć myśliwych z Danii, bo Magdalena Środa płynnie przeszła do swego ulubionego zajęcia, czyli identyfikowania i piętnowania ciemnoty oraz średniowiecza.
Osobę kosmatą umysłowo poznaje się w Polsce po tym, że jako punkt odniesienia i chłopca (albo jakieś „ono”) do bicia wybiera sobie średniowiecze. Wybrała sobie je także prof. Środa. Dla niej prawdziwym upodleniem jest to, że „obraz Polski na świecie przypomina raczej jakąś średniowieczną krainę”. A dalej, że „Polska jest reprezentowana w Europie przez rząd i liczącą się grupę europosłów, którzy otwarcie są za zaściankiem”, a w efekcie „teraz jesteśmy w awangardzie… ciemnogrodu”. Kiedy pani Środa reprezentowała rząd Marka Belki, panował i święcił triumfy jasnogród, więc w żadnym razie nie reprezentował Polski straszny zaścianek. Zresztą samo pojawienie się prof. Środy na europejskich salonach otwierało oczy niedowiarkom i utwierdzało w przekonaniu, że taka postać, żadnego średniowiecza reprezentować nie może.
W retoryce kosmatych umysłowo - czy to polityków, czy ludzi mediów, nauki i kultury, a nawet najgłupszej rozrywki – zyskuje się szlachetność i należną pozycję wyzywając/nazywając kogoś/coś „średniowieczem”. To ma być ucieleśnienie ciemnoty, ignorancji i wszelkiego obskurantyzmu. Wszelakie „postępowe” nowinki, w tym wrogi stosunek do polowania oraz entuzjastyczny do LGBT (i reszty alfabetu) mają być światłym przeciwieństwem średniowiecza. Z lubością sieką i biczują przebrzydłe i obskuranckie średniowiecze politycy obozu postępu i ich wyznawcy, postępowi profesorowie, artyści, ludzie mediów, a nawet ledwie piśmienni celebryci. Jest tylko jeden mały szkopuł: tylko kompletny ignorant (a przy tym arogant), a wręcz analfabeta może uważać średniowiecze za szczyt ciemnoty i obskurantyzmu.
Nie warto szczegółowo opisywać dokonań w różnych okresach średniowiecza, bo napisano na ten temat tysiące książek. Kosmatym umysłowo, którzy argumentem średniowiecza szermują, warto tylko przypomnieć, że średniowiecze to m.in. zjawisko tzw. renesansu karolińskiego (druga połowa VIII i IX wiek), gdy nie tylko powstawały wspaniałe dzieła architektury (np. Akwizgran, Corvey, Fulda, Sankt Gallen, Lorsch), ale też zręby nowoczesnego szkolnictwa, które przetrwało wieki (system trivium i quadrivium), posługując się uniwersalnym językiem, czyli oczyszczoną z regionalnych naleciałości łaciną. To w średniowieczu działały znakomite skryptoria klasztorne i katedralne pełniące funkcje ówczesnych wydawnictw, rozwijało się malarstwo - zarówno miniatury, jak i dzieła monumentalne.
Sam dwór cesarza Karola Wielkiego był prężnym ośrodkiem intelektualnym, mającym wpływ na to, co działo się nawet w odległych częściach ówczesnej Europy. To na dworze Karola Wielkiego funkcjonowała akademia będąca wzorem bodaj najważniejszego dla przyszłości świata wynalazku, czyli uniwersytetu. Do najstarszych zalicza się te w Paryżu, Bolonii, Cambridge, Oksfordzie, Florencji, Padwie, Rzymie, Salamance, Pradze czy Krakowie i powstały one oczywiście w średniowieczu. Uczelnie te były miejscem uprawiania tak wyrafinowanej myśli, że współczesnym analfabetom (nawet z tytułami naukowymi lub wielkimi celebryckimi zasięgami) się nie śni.
Kosmatym umysłowo warto przypomnieć, że to w średniowieczu powstała idea międzynarodowej wymiany naukowej, a ówcześni uczeni podróżowali do różnych ośrodków, dzieląc się swoimi „badaniami”. To w średniowieczu powstały zalążki tego, co dziś nazywa się naukami przyrodniczymi i eksperymentalnymi. O skomplikowanych inżyniersko i bardzo zaawansowanych technicznie katedrach gotyckich czy pałacach, powstających od XII wieku, nawet nie warto wspominać. Podobnie jak o osiągnięciach ówczesnych inżynierów, konstruktorów, matematyków czy medyków. To w średniowieczu stworzono nowoczesne instrumenty handlowe i bankowe, takie jak rachunkowość, sieć bankowa, kredyt, lokata terminowa, skrypt dłużny, weksel, akredytywa, obligacja, przekaz pieniężny, a nawet chwilówka czy odpowiednik Komisji Nadzoru Finansowego (np. w XIV wieku w Katalonii).
Nawet pobieżne wyliczenie wystarcza, by osoby używające „argumentu ze średniowiecza” jako pały na ciemnogród nie czuły się zbyt komfortowo w swojej ignorancji. Problemem prof. Magdaleny Środy i wielu jej podobnych (łącznie z celebrytami analfabetami) nie są fakty, lecz wdrukowane im negatywne i stygmatyzujące punkty odniesienia. A ponieważ większość ludzi ma wyobrażenie o średniowieczu z głupich oraz jeszcze głupszych podręczników, beznadziejnie niemądrych czytanek i powieści oraz totalnie durnych produkcji filmowych, epitet „średniowieczny” na wielu działa. Na tej samej zasadzie ludzie przyjmują do wiadomości bzdury o inkwizycji, która wiąże się ze skromną liczbą ofiar (około 15 tys. w ciągu 600 lat) jak na porównanie z późniejszymi czasami, choćby z rewolucją francuską czy z wyczynami największych zbrodniarzy XX wieku, epoki ponoć oświeconej do granic wytrzymałości.
Przykładem skrajnej ignorancji kosmatych umysłowo jest także wmawianie ludziom, że współczesność i nowoczesność wiążą się z relatywizacją wszelkich wartości i norm, a często wręcz z ich zniesieniem, co ma oznaczać uwolnienie się od piętna i brzemienia średniowiecza. Rzekomo nie ma już wartości i norm bezwzględnie ważnych i uniwersalnych, dlatego można moralność traktować jak plastelinę. I coraz częściej tak samo traktuje się prawo. Tyle tylko, że gdyby tak faktycznie było, żadne normy moralne oraz fundamentalne zasady prawa nie byłyby możliwe, czyli niemożliwe byłyby także kodeksy i reguły życia społecznego.
Nie ma żadnego związku między ostrością czy surowością norm, wartości i zasad, a nowoczesnością, bo to różne porządki. Nowoczesność wcale nie oznacza immoralizmu oraz permisywizmu (róbta, co chceta) - jak się próbuje współcześnie wmawiać. Niemoralna nowoczesność to po prostu normatywny i aksjologiczny nihilizm wynikający z lenistwa, hedonizmu bądź wygody. Używany często w Polsce „argument z nowoczesności” jest tak samo głupi jak „argument ze średniowiecza”.
Gdy ktoś wyżywa się na oponentach mających inne zdanie, nazywając ich „średniowieczem” bądź „ciemnogrodem”, prawie zawsze mamy do czynienia z kompletnym ignorantem. Najczęściej zresztą z modnym ignorantem, czyli także celebrytą. Tabliczki mnożenia nie zna i elementarnej polskiej gramatyki oraz ortografii, ale wie, że trzeba użyć „argumentu ze średniowiecza”. Modni ignoranci bezmyślnie powtarzają kalki narzucone przez liderów opinii danego środowiska i powielane w tzw. nowoczesnych mediach. Nieprzypadkowo modni ignoranci wypowiadają najwięcej bzdur, i to praktycznie w każdej dziedzinie, której się tkną. Epitety „średniowiecze” czy „ciemnogród” urastają w tym kontekście to rangi komplementów. Zaś bycie „nienowoczesnym” staje się synonimem elitarności. W morzu nowoczesnych ciemniaków, miłośnicy i znawcy średniowiecza mogą się uważać za arystokrację rozumu, moralności i estetyki. Średniowiecze - to brzmi dumnie!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/561909-prof-sroda-kolejny-raz-pietnuje-sredniowiecze