Co dusi śląską duszę?
Recenzja książki Andrzeja Krzystyniaka „Zagadki Ślaskiej Duszy”
Koniec komunizmu w Polsce przyniósł przemeblowanie praktycznie we wszystkich aspektach życia – także w tych, które zauważamy mniej lub widzieć nie chcemy. Tak było również z kwestią śląską: sprawą, do której i dziś wielu decydentów nie umie znaleźć odpowiedniego klucza. Liberalizacja postkomunistycznej rzeczywistości odbiła się na podejściu do polskości Śląska na całej linii. Władze centralne i lokalne jakby zapomniały, że niepielęgnowana roślina obumiera lub dziczeje i przeradza się w chwast. Zaaferowani problemami dnia codziennego i zachłyśnięci wolnością nie zauważyliśmy jak powoli polska śląskość schodzi do lamusa, a na jej słabości odradza się duch znany na Śląsku od wielu pokoleń. Przydeptany nogą minionego systemu, ale wciąż żywy. Duch, który krąży dziś nad częścią Śląska (rozumianym tu jako część województwa śląskiego i opolskiego zamieszkałym w dużej mierze przez ludność autochtoniczną) przybrany w pruskie mundury, czapki i karabiny, otwarcie odwołujący się do niemieckiego dziedzictwa na Śląsku. Choć jego posiadacze są różni, ci mieszkający bliżej Katowic określają się jako „naród śląski”, a drudzy zamieszkali bliżej Opola – jako mniejszość niemiecka, łączy ich wspólny mianownik nienawiści do wszystkiego co polskie na Śląsku.
Lata tej swoistej „śląskiej transformacji’ odcisnęły swoje piętno w sposobie pisania o regionie. Na palcach jednej ręki (i to jeszcze kalekiej) można wymienić pozycje, które tworzone są w duchu propolskim. Zastąpiła je poprawność polityczna, która pod przykrywką równości i tolerancji tępi wszelkie przejawy myślenia patriotycznego czy narodowego. Ci, którzy próbują pisać o Śląsku z perspektywy polskiego patrioty, nazywani są „nacjonalistami”, „wrogami pojednania” i tym podobnymi, pejoratywnymi w polityczno-poprawnym mniemaniu, określeniami. Głosy te nie płyną jedynie ze strony proniemieckiej, ale co dziś nie dziwi już wcale, z ust własnych rodaków. Odczuł to boleśnie prof. Franciszek Marek pisząc o tzw. mniejszości niemieckiej na Opolszczyźnie, odczuwa to również autor omawianych w tym miejscu „Zagadek śląskiej duszy”, dr Andrzej Krzystyniak.
Z drugiej zaś strony mamy całe biblioteki rozpraw o zaletach wielokulturowości regionu, zbawiennym wpływie mniejszości niemieckiej, pruskim dziedzictwie kulturowym i gospodarczym wydawanych za pieniądze pochodzące z różnej maści programów, dotacji i grantów, których źródłem jest polski podatnik. Ta dysproporcja wydawać się może z punktu widzenia kogoś niezaznajomionego z tematem niewiarygodna, ale potwierdzi ją każdy kto choć trochę j wnikliwiej obserwuje śląską rzeczywistość. Pisanie o Śląsku z perspektywy polskiej wymaga więc nie lada odwagi. I tym właśnie przede wszystkim wykazał się autor „Zwijania polskości” i „Zagadek śląskiej duszy”.
Nie bez przyczyny podaję wspólnie oba tytuły. Są one ze sobą powiązane nie tylko treścią i pewną aktualizacją faktów, ale przede wszystkim pogłębieniem perspektywy w kierunku mniej namacalnym, ulotnym, tożsamościowym. „Zwijanie polskości” jest fundamentem wiedzy o procesach zachodzących na Śląsku. Książką bez której ciężko jest z rozumieć „o co na tym Śląsku chodzi”, literaturą faktu, pewnym cenzusem stanu polskości na Śląsku. A czym są więc „Zagadki śląskiej duszy”? Czy nie jest to jedynie posłowie do poprzedniej książki?
Jeśli „Zwijanie polskości” możemy nazwać literaturą faktu, to „Zagadki śląskiej duszy” są literaturą mitów. Mitów, którymi karmi się śląska dusza, ulegając wypaczeniu i stopniowemu odklejaniu od polskości. Mitów serwowanych jej w publikacjach, na forach internetowych, a coraz częściej programach telewizyjnych. Mitów, które z samej definicji są funkcją religii, tworzących podstawy, święte teksty, nowej „śląskiej” religii. Wiary, której momentem założycielskim jest „złoty wiek” panowania pruskiego na Śląsku. „Zagadki śląskiej duszy” to w pewnym sensie „rentgen” stanu zdrowia duszy Ślązaka toczonej przez chorobę, diagnoza i zalecenia do jej naprawy. Co ważne z punktu widzenia czytelnika, nie można w trakcie lektury tracić tej duchowej perspektywy. Istoty – tego, ze jest to książka skupiająca się na zagadnieniach wiązanych z tożsamością i praktycznie psychologią, czyli z natury żeby ciężko dających się sklasyfikować. Nie można traktować jej jako „studium przypadku”, które są tu wtórne, tak jak wtórne są objawy wobec samej choroby. Jakie są więc owe mity? Autor z pewnością nie podaje ich nam „na tacy”. Nie klasyfikuje z akademicką skrupulatnością, raczej naprowadza i wymaga od on nas abyśmy sami odnaleźli zagadki śląskiej duszy. W końcu jest to książka pisana o śląskiej duszy - z głębi własnej duszy; niełatwa i różnorodna obiorze, w zależności od znajomości tematu i samej śląskiej duszy. Choć każdy może zinterpretować i tym samym odnaleźć samodzielnie zakodowane w tekście zagadki, przybliżę kilka z nich, których odkrycie zrobiło na mnie największe wrażenie.
„Sentyment niemiecki, który przetrwał na Śląsku i także wszystkie możliwe rodzaje represji w Polsce „ludowej”, nigdy nie został wielu Ślązakom wybity z głowy. Nie zrobiły tego zbrodnie niemieckie, ani też kary wymierzane przez komunistów za proniemiecki afekt. Ta niespełniona i nieodwzajemniona miłość Ślązaków do wszystkiego co germańskie, przetrwała współczesny upadek niemieckiego państwa pod hordami imigrantów, które współcześnie depczą bezlitośnie niemiecki pangermanizm (tego ducha wyższości wobec całego świata)” – pisze Andrzej Krzystyniak.
Oderwanie od współczesnej rzeczywistości i swoiste zakotwiczenie w realiach XIX-wiecznych determinuje prawie każda dyskusję z przedstawicielami germanofilskiego nurtu śląskości. Tak jakby czas stanął w miejscu, nie było II wojny światowej ( a po co do tego wracać?), świat nie poszedł do przodu ponad sto lat. Wyidealizowany „heimat” jest ziemią utraconą i obiecaną jednocześnie. Iluzją przeszłości i przyszłości. . To uwstecznienie, „skansenizacja”, w dodatku uderzająca w resztę polskiej społeczności, skutkuje niemożnością zmierzenia się z realnymi problemami, wyzwaniami teraźniejszości i spycha Ślązaków do roli obywateli drugiej kategorii. Wywołuje frustrację i jeszcze większe wycofanie się w historię. I tak powstaje błędne koło, z którego wyjścia brak i żaden prusak w pięknym mundurze na białym koniu, również nie nadjedzie.
Wiąże się z tym mitem pojęcie separatyzmu, zakamuflowane pod ładnie brzmiącym autonomizmem, choć w istocie jest to odseparowanie się nie tylko od czegoś co może być dla Ślązaka złe, ale od całej otaczającej rzeczywistości. Autor cytuje w książce rozmowę z jednym z autochtonów: „Śląska osobowość nosi w sobie nosi w sobie separatyzm w tym pozytywnym znaczeniu, jest odseparowana od otoczenia, nie czuje się przynależna wspólnocie państwowej, zamyka się w swoim środowisku i nie chce wyjść na zewnątrz niego. Tkwi w nim nie zważając, że świat wokół się zmienia i ucieka, a ona żyje w poczuciu swej wyższości i karmi się własnymi mitami.” Coś, co w czasach germanizacji było gwarancją przetrwania, dziś stało się przekleństwem i drogą do upadku.
Kolejną zagadką duszy Ślązaka (tego „prawdziwego” w mniemaniu mitomanów oczywiści) jest to w jaki sposób relatywizuje on własną historię naginając wszystko co niemieckie jako dobre, a wszystko co polskie oczywiście odwrotnie. Mechanizm psychologicznego wyparcia polskiej części własnej widać szczególnie na przykładzie Powstań Śląskich. Ludzie, będący często potomkami powstańców, dziś na nich jak i sam fakt powstania potrafią bezlitośnie wyługowywać z historii własnej, ale również z historii Polski.
„Bez powstań śląskich nie ma Śląska, czy to polskiego, czy niemieckiego. Nie ma separatyzmów, po prostu nic nie zaistnieje na Śląsku bez powstań. Trzy powstania to niezwykły zryw, ostatnie przejawy buntu Ślązaka” – pisze autor „Zwijania polskości”.
Mit historii Śląska bez jej najchlubniejszej karty, wydarzenia które pozwala wejść na polski teatr politycznej współodpowiedzialności za ojczyznę. Mit, który nie tylko odrzuca powstania, ale depcze je i hańbi, nazywając powstańców bandytami, terrorystami czy zielonymi ludzikami. Kłamstwo, które wbija klin w polskość i śląskość ponownie robiąc z tej regionalnej, polskiej przecież części narodu obywateli drugiej kategorii.
Nie chcąc zabierać czytelnikowi przyjemności z odkrywania kolejnych zagadek poprzestanę na powyższych, choć jest ich o wiele więcej. I proszę nie zrażać się pewnym „czarnowidztwem” autora, który sam częstokroć podkreśla, jak bardzo chciałby cię mylić w swoich diagnozach. Nie to jest najważniejsze. O wiele ciekawsze jest własne poszukiwanie, w tym „traktacie o śląskiej duszy” kolejnych zagadek, ale również cech wspólnych z innymi Polakami nie mającymi ze Śląskiem nic wspólnego. Bo Ślązak to taki Polak, w którym nasze narodowe cechy: zalety i przywary widać o wiele ostrzej, wyraźniej niż u „Polaków z pokolenia na pokolenia” parafrazując określenie, którzy stosują wobec siebie „prawdziwi Ślązacy”. Ja je znalazłem, ale to już historia na inną opowieść.
Grzegorz Flerianowicz
Prezes Stowarzyszenia „Biało – Czerwone” Opole
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/560303-co-dusi-slaska-dusze-recenzja-ksiazki-andrzeja-krzystyniaka