„Powinno być jasne, że rezolucja otwarcie opowiada się za aborcją, o której wspomina się w niej dziesiątki razy. Możemy zatem stwierdzić, że Parlament Europejski wyraźnie staje na stanowisku, iż aborcja powinna być dostępna na żądanie zawsze i wszędzie” - tak o kontrowersyjnej rezolucji PE mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Mislav Barišić, dyrektor ds. orzecznictwa w World Youth Alliance Europe.
Światowy Sojusz Młodzieży (World Youth Alliance - WYA) to międzynarodowa organizacja młodzieżowa, której celem jest promocja godności człowieka od momentu poczęcia do naturalnej śmierci poprzez kulturę, edukację i wsparcie prawne.
Została założona w marcu 1999 roku przy Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku, a dziś działa przy wszystkich głównych światowych instytucjach politycznych. Z Mislavem Barišiciem, dyrektorem ds. orzecznictwa w WYA Europe, rozmawialiśmy o niedawnej rezolucji, w której Parlament Europejski otwarcie poparł promocję aborcji a także poprzedzającym ją raporcie eurodeputowanego Predraga Maticia.
wPolityce.pl: Jakie są główne zastrzeżenia waszej organizacji wobec raportu Predraga Maticia i podjętej rezolucji? Co sprawia, że ten dokument jest tak szkodliwy?
Mislav Barišić: Raport oraz rezolucja Parlamentu Europejskiego o sytuacji w zakresie zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego oraz praw w tym zakresie w UE, w kontekście zdrowia kobiet są problematyczne z wielu powodów.
Przede wszystkim powinno być jasne, że rezolucja otwarcie opowiada się za aborcją, o której wspomina się w niej dziesiątki razy.
Dla nas, w WYA, które uznaje godność ludzką jako podstawę, na której opierają się prawa człowieka od momentu poczęcia, niedopuszczalne jest, aby dokument europejskiego demokratycznie wybranego organu przedstawicielskiego nie bronił prawa do życia i nie wzywał do ich ochrony.
W części wstępnej „J” rezolucja nazywa aborcję podstawową (essential) usługą opieki zdrowotnej należącą do sfery zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego, a w części „V” nazywa prawa w krajach, które zdecydowanie chronią życia nienarodzonych, łamaniem praw człowieka i formą przemocy ze względu na płeć.
Dalej, rezolucja zawiera cały rozdział dotyczący „bezpiecznej i legalnej aborcji” oraz wzywa państwa do zapewnienia powszechnego dostępu do niej (art. 33), a także do usunięcia wszelkich przeszkód do aborcji (art. 34).
Przeszkody tę mogą obejmować każdy legalny element utrudniający dostęp do aborcji, w tym ograniczenie czasu, w którym można jej dokonać, powodów, dla których można ją wykonać, klauzuli sumienia, a także obowiązkowego okresu refleksji przed dokonaniem aborcji, które mają niektóre kraje. Możemy zatem stwierdzić, że Parlament Europejski wyraźnie staje na stanowisku, iż aborcja powinna być dostępna na żądanie zawsze i wszędzie.
Następnie rezolucja oczywiście fałszywie przedstawia prawo międzynarodowe, jeśli chodzi o aborcję i inne zabiegi, które nazywa prawami seksualnymi i reprodukcyjnymi. Twierdzi, że są one chronione jako prawa człowieka w Międzynarodowym pakcie praw obywatelskich i politycznych, Międzynarodowym pakcie praw gospodarczych, społecznych i kulturalnych, Konwencji w sprawie likwidacji wszelkich form dyskryminacji kobiet oraz Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.
Po lekturze tych dokumentów dla wszystkich jest jasne, że nie zawierają one żadnej wzmianki o prawach seksualnych ani reprodukcyjnych. Nie możemy zgodzić się na to, aby prawo międzynarodowe mogło być interpretowane jak się komu podoba. Oto przykład. Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych mówi w art. 12. że „państwa uznają prawo każdego do korzystania z najwyższego osiągalnego standardu zdrowia fizycznego i psychicznego.” Następnie określa środki, które należy podjąć: zmniejszenie liczby martwych urodzeń i śmiertelności niemowląt, poprawa higieny środowiska, profilaktyka i kontrola epidemii i innych chorób, tworzenie warunków, w których każdy ma zapewnioną opiekę medyczną w razie choroby. Tak więc tylko ktoś, kto nie ma szczerych intencji, może tutaj wpleść aborcję jako chronione prawo lub niezbędną usługę.
Rezolucja ostro atakuje także klauzulę sumienia?
Rezolucja odnosi się w sposób całkowicie niedopuszczalny do prawa lekarzy do odwołania się do sumienia, czyli odmowy wykonania aborcji. Nie dość, że intencje autora rezolucji budzą kontrowersje, to jeszcze jest ona całkowicie niejasna prawnie. W art. 36. Parlament „uznaje, że lekarze mogą powoływać się na klauzulę sumienia”, ale w art. 37 „żałuje, że lekarze, a czasem cała służba zdrowia, mogą odmówić udzielenia świadczeń zdrowotnych na podstawie tzw. klauzuli sumienia, czego należy żałować, jeśli prowadzi do odmowy aborcji”.
Tak więc po tym, jak klauzula sumienia od prawa stała się czymś „tak zwanym”, w art. 38. dochodzi do tego, że Parlament Europejski zapisuje słowo sumienie w cudzysłowie. Autor rezolucji, Predrag Matić, wielokrotnie powtarzał, że dokument nie ma na celu w żaden sposób umniejszać praw lekarzy. Jednak w uzasadnieniu rezolucji był on całkiem jasny. Uzasadnienie jest uważane za integralną część rezolucji, nie jest ono jednak głosowane ani negocjowane, lecz stanowi w pewnym sensie autentyczny wkład sprawozdawcy do jego dokumentu. Matić tam pisze:
Aby iść naprzód, tę kwestię należy potraktować jako odmowę opieki medycznej, a nie jako tzw. klauzulę sumienia.
W przeciwieństwie do tego negatywnego i prawnie mylącego stosunku do klauzuli sumienia, Rezolucja 1763 Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy w 2010 r. była dość jasna: prawo do klauzuli sumienia przysługuje każdemu i nie może być dyskryminowane.
W końcu nikt nie potrafiłby lepiej przedstawić tego, w jaki sposób rezolucja tak naprawdę odnosi się do opieki medycznej niż jej autor, który w niedzielę 27 czerwca powiedział stacji telewizyjnej w Chorwacji:
Nie praktykuj medycyny, jeśli nie możesz zrobić pewnych rzeczy. Nie możesz być rzeźnikiem, jeśli nie możesz zarżnąć kurczaka lub świni. Nie możesz.
Następnego dnia Chorwacka Izba Lekarska publicznie potępiła te słowa jako obrazę lekarzy i ich profesji.
CZYTAJ TAKŻE Wiśniewska punktuje ideologiczną rezolucję: Żaden międzynarodowy dokument nie określa aborcji jako „prawo człowieka”
Jak tłumaczy Pan sytuację, w której Parlament Europejski chce orzekać w takich kwestiach jak ochrona życia ludzkiego i klauzula sumienia?
Faktem jest, że PE ma ograniczone uprawnienia w stosunku do parlamentów narodowych. Jeśli chodzi o obszary, w których może uchwalać prawa oraz pod względem wkładu w prawodawstwo europejskie. Nie ma więc prawa inicjatywy ustawodawczej, a jedynie może komentować propozycje przesłane mu przez Komisję Europejską. Jednak w celu rozszerzenia swoich wpływów Parlament szeroko korzysta z możliwości podejmowania uchwał z własnej inicjatywy, które nie są prawnie wiążące. Można powiedzieć, że są wyrazem poglądów politycznych Parlamentu na wszelkie możliwe tematy, od łamania praw człowieka w odległych krajach, po stosunki międzyinstytucjonalne w Unii Europejskiej. Rezolucje są również regularnie wykorzystywane do wysyłania jasnych komunikatów do państw członkowskich. To wtedy media donoszą, że parlament „potępił” lub „skarcił” ten czy inny kraj, oczywiście jedne znacznie częściej niż inne.
Jak każda duża instytucja, Parlament Europejski uważa się za niezwykle ważną i zdolną instytucję i zawsze dąży do zwiększenia władzy. W obszarach takich jak ochrona życia ludzkiego, w zakresie usług medycznych Parlament nie ma uprawnień. Tutaj podstawowe traktaty Unii Europejskiej są jasne, np. art. 168 Traktatu o funkcjonowaniu UE, bardzo wyraźnie pozostawia te uprawnienia wyłącznie państwom członkowskim.
Zasadą prawną jest to, że wszędzie tam, gdzie Unii Europejskiej nie przyznano kompetencji w jakiejś dziedzinie, pozostają one w gestii państw członkowskich. Nazywa się to zasadą przyznania i jest zapisana w art. 5. Traktatu UE.
Chociaż rezolucja nie jest obowiązująca, niemniej jednak stanowi wkład w różne europejskie strategie i programy i jestem pewien, że zostanie uwzględniona przy przydzielaniu dużych budżetów na szereg celów. Parlament w art. 69 „zwraca się do Komisji, Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych i państw członkowskich o uczynienie zdrowia i praw seksualnych i reprodukcyjnych priorytetem w procesie programowania UE, w tym we wspólnym programowaniu”.
A w art. 75. wzywa „Komisję do uwzględnienia perspektywy płci w budżetowaniu wszystkich instrumentów wieloletnich ram finansowych na lata 2021–2027, w tym programu Obywatele, równość, prawa i wartości, EFS+ oraz sąsiedztwa, rozwoju i współpracy międzynarodowej Instrument.”
Uważam, że poprzez tego rodzaju dokumenty Parlament Europejski traci własną wiarygodność, ponieważ pozwala sobie na wypowiadanie się we wszystkim. Jak już ustaliliśmy, obejmuje to oczywiste błędne interpretacje prawa międzynarodowego, artykuły całkowicie niedopuszczalne z prawnego punktu widzenia itp. Właśnie dlatego, że dokumenty nie są wiążące, Parlament wykracza poza swoje uprawnienia. Nie może tego zrobić w przypadku dokumentów ważnych i tym poświęca o wiele więcej uwagi. Dotyczy to również tekstom opisującym podstawowe prawa człowieka.
Ale problem tkwi nie tylko w nadużyciu władzy, ale także w treści przekazu. Dzięki takim rezolucjom Parlament Europejski staje się organem aktywizmu i przyjmuje rolę arbitra w sprawach wartości, których nigdy nie otrzymał. Jestem zdumiony, jak wielu posłów (378 głosowało za ostatecznym projektem tej rezolucji) nie odczuwa najmniejszej potrzeby wyjaśniania właściwym wyborcom, skąd bierze się ich upoważnienie do uchwalenia takiego tekstu. Odwołują się do kilku popularnych zwrotów, takich jak „zdrowie kobiet”, „równość”, a następnie wpisują w dokumentach to, co przychodzi do głowy każdemu posłowi.
Czy Pana zdaniem instytucje unijne będą nadal narzucać państwom członkowskim pewien ideologiczny dyskurs?
Nie ulega wątpliwości, że w wielu instytucjach unijnych urzędnicy, wybrani lub nie, mają poczucie przynależności do jednej ideologii, którą uważają za jedyną słuszną. Tylko ktoś, kto patrzy na świat wyłącznie przez wypaczony pryzmat ideologiczny, może tak łatwo potępiać państwa członkowskie, czyli całe narody europejskie. Ta tendencja do narzucania dyskursu ideologicznego wcale nie słabnie, ale się wzmaga.
W tym celu stworzono całkowicie nowy słownik, z którego chętnie się korzysta na różnego rodzaju forach. Proaborcjoniści od jakiegoś czasu mówią o ataku na prawa kobiet. Jednocześnie nie zwracają uwagi na Talibów w Afganistanie, zakazujących kobietom edukacji, a przeszkadzają im państwa walczące z aborcją.
Unia Europejska stara się zjednoczyć swoje państwa członkowskie na takich forach w silny blok. W tym roku np. na posiedzeniu Komisji ds. Statusu Kobiet wiele delegacji unijnych zdecydowało się zaatakować nie przedstawicieli Arabii Saudyjskiej, ale Stolicę Apostolską.
W międzynarodowej umowie o partnerstwie z krajami Pacyfiku, Karaibów i Afryki Unia Europejska wprowadziła podobne sformułowania, jak Matić w rezolucji. Było to m. in. wsparcie dla „powszechnego dostępu do praw i zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego”. W związku z tym plany narzucenia pewnych podejść ideologicznych będą istniały zarówno wobec państw członkowskich, jak i wobec krajów spoza Unii Europejskiej. Mimo wszystko jestem jednak optymistą w kwestii przyszłości. Narody europejskie widzą, co dzieje się w tych instytucjach, niektóre kraje odważnie wyrażają swoje jasne poglądy i sprzeciwiają się ideologii, z którą się nie zgadzają, a mechanizmy demokratyczne pozwalają na zmianę tego trendu i utratę pozycji przez niektórych sprawujących władzę w instytucjach unijnych.
Jak Pan komentuje raport proaborcyjnej organizacji EPF, w którym konserwatywne organizacje pozarządowe, które walczą przeciw aborcji, określane są mianem „fundamentalistów religijnych”? Co kryje się za takimi sformułowaniami?
To klasyczne metody wypierania się i dyskredytowania dysydentów politycznych. Dla tych, którzy znają historię niedemokratycznych reżimów w Europie i na świecie, metody te są bardzo dobrze znane. Z jednej strony za takimi kwalifikacjami kryje się coś dość banalnego, a mianowicie to, że autorzy takich raportów prezentują się im jako ważniejsi niż oni sami, bo walczą z tak potężnym i radykalnym lobby, mimo że faktycznie sami są doskonale zorganizowani i finansowani.
Jeśli chodzi o stowarzyszenie WYA, w którym pracuję, mogę powiedzieć, że powiedziano o nim cały szereg bardzo oczywistych kłamstw, zresztą dotyczy to także innych stowarzyszeń. Ta ideologiczna agenda nie może znieść tego, że ktoś się z nią nie zgadza, a oni nie godzą się na prawdziwy dialog, oferując jedynie takie dyskredytacje. Przedstawiciel Zjednoczonej Lewicy Europejskiej (GUE/NGL) próbował już wymienić szereg stowarzyszeń z raportu jako przykłady tych, które nie powinny pojawić się w Rejestrze Przejrzystości Unii Europejskiej.
To znaczy, że oni jako prawowici przedstawiciele społeczeństwa obywatelskiego nie mogą bronić swoich poglądów ani spotykać się z politykami (rejestracja w tym Rejestrze jest warunkiem wstępnym przyznania każdej organizacji pozarządowej prawa wstępu do Parlamentu Europejskiego).
Myślę, że staje się jasne, iż niektórzy nie mogą znieść tego, że nie są jedynymi przedstawicielami społeczeństwa obywatelskiego oraz, że obok nich znajdują się inni. To ci, którzy nie godzą się na to, że uprawniona jest tylko jedna ideologia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/557294-nasz-wywiad-pe-staje-sie-organem-proaborcyjnego-aktywizmu