Jeden z dziennikarzy „Gazety Wyborczej” pochwalił się wycieczką… do Lichenia. To nie pomyłka! Niewierzący publicysta wybrał się do Sanktuarium Matki Bożej Licheńskiej. „Najpierw popełniliśmy z Ewą (partnerką – red.) grzech w domu pielgrzyma, POTEM ZA OŁTARZEM” – czytamy w „Wyborczej”.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
-Dominika Kulczyk rusza na ratunek „GW”. Decyzję zarządu Agory porównała do… odejścia Jobsa z Apple
Grzegorz Wysocki w tekście „Bezbożne dzieci jadą do Lichenia” opisuje „coming out, pierwszy taki w historii ‘Wyborczej’”. Na początek wyjaśnił jak to się stało, że znalazł się w Licheniu. Okazuje się, że trafił na domówkę do dziennikarza Salonu 24 Rafała Wosia, który jak twierdzi Wysocki, „chwali rządzących, piętnuje liberałów (…) i uważa, że nie ma potrzeby, by dyskutować, czy Bóg istnieje, bo jest oczywiste, że tak”.
Dziennikarz relacjonuje, że jedynym tematem wokół jakiego „kręciły się” wszystkie rozmowy „PRZEZ CAŁĄ NOC” był Kościół i biskupi.
To właśnie podczas tej imprezy miał paść pomysł wyjazdu do Lichenia. Wysocki, który podchodzi do tego sceptycznie, jednak zgadza się na wyjazd, ze względu na swoją partnerkę Ewę, której „wielkim marzeniem” jest „zobaczyć Licheń”.
Autor pisze również, że w dzień wyjazdu zaginął mu „portfel, karta, pieniądze, wszystkie dokumenty”, które jednak ostatecznie się znalazły. Z ironią określa to, jako „cud licheński”.
„Nie trzeba do Smoleńska, bo w Licheniu…”
W tekście znalazły się również słowa krytyki w kierunku miasta Konin, rządzonego przez samorządowca Platformy Obywatelskiej Piotra Korytkowskiego.
Wysiadamy w Koninie, mieście, które zatrzymało się w rozwoju we wczesnych latach 90. (…) Nawet nasze rodzinne wiochy wyglądają dwieście razy lepiej niż Konin
— czytamy.
Grzegorz Wysocki opisuje także swoje wrażenia ze zwiedzania Sanktuarium Matki Bożej Licheńskiej.
Nie trzeba do Częstochowy, bo na terenie sanktuarium mamy również kościół Matki Boskiej Częstochowskiej. (…) Nie trzeba do Smoleńska, bo w Licheniu mamy aleję Pamięci Ofiar Katastrofy Smoleńskiej
— pisze autor.
Grota aborcyjna, podobno nawet największe feministki po jej zwiedzeniu brzydzą się aborcją. W środku multum przerażających artefaktów
— relacjonuje.
„Pijemy wszyscy u nas w pokoju”
Dziennikarz przytacza również historię z domu pielgrzyma, w którym się zatrzymał.
W Betlejem rozpoczyna się nielegalna konsumpcja alkoholu. Innymi słowy: pijemy wszyscy u nas w pokoju. Pić w Licheniu nie wolno, dlatego co chwilę uciszamy się nawzajem
— czytamy w „Wyborczej”.
Jak pisze Wysocki, „nie jest łatwo dojść do siebie po Licheniu”. Cytuje wypowiedzi swoich znajomych, którzy skomentowali jego wycieczkę do sanktuarium.
Dobry znajomy, lewicowy poeta: „Cały ten Licheń zamieniłbym na luksusowy hotel dla imigrantów plus schronisko dla młodzieży LGBT wyrzuconej z domów, a od Wosia to wolę nawet Hitlera”
— opisuje autor.
Inny lewacki znajomy pisze rzeczy niecenzuralne i nie do zacytowania (przykład z tych łaskawszych: „Po ch… jeździcie do tyhch k…ew plugawych?”)
— czytamy.
Czytając relację dziennikarza „Wyborczej” widać pogardę, które jego środowisko żywi wobec wierzących osób. Jak zawsze najwięcej ma do powiedzenia ten, kto z Kościołem katolickim ma najmniej wspólnego.
mm/”Magazyn Gazety Wyborczej”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/556462-dziennikarz-gw-pojechal-do-lichenia-popelnilismy-grzech