Temat szczepienia dzieci przeciw COVID-19 pozostaje przedmiotem ożywionej debaty. Ważny głos w tej sprawie zabrał prof. Grzegorz Gielerak, dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego, który udzielił wywiadu „Dziennikowi Gazecie Prawnej”.
CZYTAJ TAKŻE:
„Ciężkie przypadki zdarzają się niezwykle rzadko”
Prof. Gielerak został zapytany, czy szczepienie „coraz młodszych osób, a teraz już dzieci w wieku 12-15 lat, ma wpływ na nabieranie odporności zbiorowej”.
Myśląc o odporności zbiorowej, powinniśmy mieć przede wszystkim na uwadze część populacji wrażliwej na zakażenie i jego skutki. Dzieci nie chorują, a jeśli już, to dostępne dane pokazują, że ciężkie przypadki zdarzają się niezwykle rzadko. Trudno mówić więc o budowaniu odporności zbiorowej
— odpowiedział, dodając, że uwzględnianie dzieci „w statystykach stanowi jedynie o wyszczepieniu populacji”.
Paulina Nowosielska, która rozmawiała z dyrektorem WIM, zapytała „co z argumentem, że choć dzieci nie chorują, są transmiterami wirusa”.
Prof. Gierelak stwierdził, że ten argument „nie jest do końca trafiony”. Przywołał badania naukowców brytyjskich, którzy zbadali „w jakim stopniu osoby poniżej 18. roku życia zwiększają ryzyko zakażenia koronawirusem wśród domowników”.
Okazało się, że wśród najmłodszych dzieci, w tym uczniów szkół podstawowych, jest ono minimalne. (…) Dzieci mają też największą gęstość receptorów TLR odpowiadających za identyfikację i eliminację wirusa we wrotach zakażenia, czyli najczęściej w nosogardle
— wskazał.
Wiemy, że receptory robią to skutecznie, bo dzieci rzadko chorują. A skoro wirus jest eliminowany „na wejściu”, to znaczy, że nie ma szansy się namnażać, stąd rolę dziecka jako transmitera patogenu można uznać za marginalną
— dodał dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego.
Co jest obecnie najważniejsze w kontekście szczepień?
Prof. Gielerak zaznaczył, że „od początku pojawienia się opcji szczepień jako sposobu walki z epidemią”, jest „zadeklarowanym zwolennikiem powszechnego i szybkiego budowania odporności populacyjnej tą metodą”.
Dziś najważniejszym zadaniem jest zabezpieczenie szczepieniami osób z grup ryzyka, czyli 60 plus, gdzie mamy niebezpiecznie niską wyszczepialność na poziomie 64 proc.
— podkreślił.
Dziennikarka prowadząca rozmowę zapytała, czy szczepienie przeciw COVID-19 szkodzi dzieciom.
Szczepionka, jak każde lekarstwo, jest obarczona ryzykiem działań niepożądanych
— powiedział prof. Gielerak.
Ekspert wskazał, że „mamy dane z rejestru niepożądanych odczynów poszczepiennych”.
Stąd m.in. informacje dotyczące incydentalnych powikłań zakrzepowych po szczepionkach wektorowych. Są też dane, jakie niedawno opublikowała US Army, o 45 żołnierzach, którzy doświadczyli w 4-6 tygodni po przyjęciu szczepionki matrycowej zapalenia osierdzia i/lub mięśnia sercowego
— mówił, dodając, że „biorąc pod uwagę ryzyka związane z zakażeniem koronawirusem, taka sytuacja jest jeszcze akceptowalna”.
Jednak jeśli przełożymy to na populację dzieci, które – powtórzę – nie chorują lub chorują łagodnie, to możemy zderzyć się z poważnym dylematem, że ryzyko, o jakim mowa wyżej, jest w rzeczywistości trudne do zaakceptowania. Innymi słowy: leczenie może stać się gorsze niż choroba
— zakończył prof. Gielerak.
mm/”Dziennik Gazeta Prawna”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/554197-dzieci-nie-powinny-byc-szczepione-przeciw-covid-19