Z pamiętników matek Polek: Przypadki wielodzietnej matki

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Archiwum rodzinne Dagmary Kamińskiej
Fot. Archiwum rodzinne Dagmary Kamińskiej

Zwykle budzę się jeszcze przed budzikiem wisząc gdzieś na brzegu naszego małżeńskiego łóżka i pierwsze co widzę, to majacząca na drugim brzegu szpakowata głowa mojego męża i rozciągnięty między nami, leżący w poprzek łóżka, z rozrzuconymi szeroko rączkami siedmiomiesięczny Ignacy. Patrzę na niego, na jego uśpioną buźkę i po raz kolejny uświadamiam sobie, że życie jest piękne i pełne niespodzianek.

Bo jak nazwać sytuację w której po odchowaniu siódemki dzieci, po sześciu latach od urodzenia ostatniego synka okazuje się, że w wieku 46 lat znowu zostaniesz młodą mamą? Ale nie mam zbyt wiele czasu na te rozważania, bo muszę w myślach szybko przeanalizować nadchodzący dzień. Kto, gdzie, na którą musi być, kto zostaje w domu, co mam do zrobienia itp. Cichutko wstaję (tak, aby nie obudzić dwóch śpiących jeszcze w moim łóżku mężczyzn) i biegnę do pokoju Franka (6lat) i Tomka (12 lat). Oczywiście, jak zwykle, łóżko Frania jest puste , natomiast obydwaj posapują w drugim łóżku. Franek, kiedy budzi się w nocy ładuje się do brata i o dziwo obaj bardzo to lubią. Niestety dzisiaj to akurat pewien problem, bo wczoraj Franek gorączkował i mam obawy, że zarazi Tomka. Kiedy tak na nich patrzę obaj - to bardzo śmieszne - równocześnie otwierają oczy i na buźki wypływają im rozkoszne uśmiechy. "Mamo, ja też w nocy miałem katar i boli mnie gardło, mogę nie iść do szkoły?" - zachrypnięty głos Tomcia sugeruje, że synuś rzeczywiście podłapał infekcję brata. Oczywiście zgadzam się, aby obaj zostali w domu. Z matczynej praktyki wiem, że wysyłanie podziębionych dzieciaków do szkoły daje złe efekty. Gdy chłopcy widzą, że szkoła już ich ominie, wydają okrzyk dzikiej radości i zaczynają robić plany dotyczące jakiejś nieukończonej wczoraj budowli lego. Jako, że tych mam już "z głowy" przechodzę do pokoju Józka (17) i Piotra (14), aby zacząć proces budzenia, który w wypadku tych dwóch śpiochów jest dość skomplikowany i wymaga licznych powtórek. Co za szczęście, że Józek zrobił prawo jazdy B1 (dla nastolatków) i może samodzielnie dojechać do swojego technikum, a po drodze podrzucić brata do gimnazjum.

Kiedy wreszcie widzę, że chłopaki wstaną, idę do pokoju Stasia (20) i Łukasza (23). Jak zwykle ze smutkiem spoglądam na puste łóżko najstarszego syna - Łukasz studiuje poza domem i ze względu na to oraz zajmującą go i dobrze rozwijającą się miłość widujemy go rzadko. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że syndrom "opuszczonego gniazda" dotyczy też matek wielodzietnych, a jednak... Staś po pięknie zdanej maturze dostał się na Akademię Medyczną (ależ byłam dumna), niestety już po trzech miesiącach studiów okazało się, że jest bardzo chory. Dostał roczną dziekankę i teraz jest w domu, mamy nadzieję ,że leczenie przyniesie efekty, ale na razie podaję mu leki i obserwuję jak jego cierpienie buduje relacje miłości pomiędzy moimi dziećmi. Kiedy widzę z jakim szacunkiem i cierpliwością odnosi się do niego młodsze rodzeństwo to zaczynam rozumieć, że cierpienie jest w życiu czymś cennym choć trudno w to uwierzyć.

Na koniec, zanim przygotuję śniadanie zostaje mi jeszcze obudzić moją jedyną dziewczynkę Dorotkę (10). Zwykle każdy pyta jak ona sobie radzi w tak męskim towarzystwie, a ja odpowiadam "świetnie". Bo to prawda, moja córa jest pełną wdzięku dziewczynką i wcale nie "chłopczycą". Przygotowuję śniadanie, a w tym czasie mój mąż znosi przewiniętego już Ignasia gotowego do karmienia. Szybko szykuję kaszkę i już, już mam podać ją synkowi, gdy do kuchni wpada Dorka "mamo, mogę ja go nakarmić?". Moja kochana dziewczynka odda wszystko za to by móc jak najwięcej zrobić przy braciszku.

Dorka karmi Ignasia, ja wołam na śniadanie. Pojawiają się wszyscy za wyjątkiem Stasia, on ze względu na leki będzie jadł później. Mąż, Józek, Piotr i Dorka wychodzą z domu do swoich obowiązków, a ja wkładam Ignacego do kojca i zaczynam "codzienny taniec" tzn. pranie, sprzątanie, gotowanie. Dzisiaj towarzyszą mi rozgadani Tomek i Franek. Franek jest wielbicielem zwierząt więc zarzuca mnie pytaniami typu; "A co byś powiedziała, gdybym w ogrodzie otworzył zoo?", albo "Czy wiesz co to jest perkołyska indyjska (dalibóg nie wiem)?". Tymczasem Tomasz to już poważny "facet" i bardziej niż rozmowa ze mną zajmuje go dzisiaj konstruowanie świetlnego miecza z rolek po papierze toaletowym i alufolii.

Kiedy ogarnę się trochę z robotą, zabawiając jednocześnie, Ignasia zwykle ok. 12 kładę małego na popołudniową drzemkę i przygotowuję sobie filiżankę kawy. To taka moje chwila kiedy obmyślam różne sprawy i układam plany. O czym myślę? O Łukaszu, o tym jak mu idzie na uczelni i jakie to wspaniałe mieć syna tyle mądrzejszego do matki, o Stasiu i o tym czy będzie w stanie wrócić na uczelnię, a moje serce trzepocze ze strachu, o Józku, że jest dzielnym młodym mężczyzną i że bez jego pomocy czasem trudno sobie poradzić i żeby mu wysłać sms z listą zakupów, o Piotrze, który chce po gimnazjum iść do technikum gastronomicznego i że z jego dysleksją to chyba najlepsze rozwiązanie, o Tomku, który pięknie gra na pianinie, rysuje i ma głowę pełną dziwnych, innych niż reszta pomysłów, o Dorotce, która ostatnio w pracy klasowej napisała, że w przyszłości chce zostać "zwykłą mamą" i o tym ,że pewnie jeszcze zmieni zdanie, o Franiu moim uroczym, niedowidzącym synku jak świetnie daje sobie radę w szkole mimo swej niepełnosprawności i o Ignacym, który jest na razie jedną wielką niewiadomą , taką "tabula rasa" pełną miłości do otaczającego go świata. I myślę o moim mężu, o tym ile dźwiga, jak jest troskliwy, chociaż czasem mnie wkurza swoją stanowczością.

I o tym, że dużo dzieci to dużo radości, szczęścia i miłości.

Dagmara Kamińska

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych